5 unijnych przepisów, od których chętnie uwolnią się Brytyjczycy

AR, The Independent
opublikowano: 2016-07-17 14:04

To imigranci, którzy zadomowili się na Wyspach, są najgorętszym tematem po brexicie. Niedługo, oprócz kwestii swobodnego przepływu siły roboczej, na "tapecie" mogą pojawić się inne unijne przepisy, o których chcieliby zapomnieć Brytyjczycy.

Tuż po historycznym referendum w Wielkiej Brytanii David Cameron oskarżał o jego wynik m.in. politykę migracyjną Angeli Merkel. Ale jeśli to nie kryzys z uchodźcami wpłynął na decyzję większości głosujących Brytyjczyków, to co? Bez wątpienia unijna biurokracja, która rozrastała się przez lata nie stała po stronie zwolenników opcji „remain”, czyli pozostania w UE. Po złożeniu wniosku o wystąpienie Zjednoczonego Królestwa, na który czeka Bruksela (inicjatywa należy obecnie do nowej premier Theresy May), rozpoczną się negocjacje na temat warunków secesji. Z dniem ich zakończenia i oficjalnym odejściem Wielkiej Brytanii ze wspólnoty krajów, przestanie tam obowiązywać (być może tylko częściowo, w zależności od wyniku negocjacji) ponad 2 tys. unijnych dyrektyw, nie wspominając o ponad 8 tys. różnych regulacji i wszystkich traktatach – a o tym, czy je utrzymać zadecyduje brytyjski parlament.

W trakcie kampanii brexitowej zwolennicy wyjścia z UE szacowali, że unijna biurokracja kosztuje brytyjską gospodarkę 600 mln funtów tygodniowo. Na ile są to rzeczywiste koszty, a na ile populistyczne wyliczenia polityków, nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że niektóre z unijnych przepisów – tak, jak dla Polaków – stały się dla niektórych Brytyjczyków symbolami absurdu oraz biurokracji, która sięga zbyt daleko w różne dziedziny życia.

Oto kilka unijnych przepisów, których będą mogli po brexicie pozbyć Brytyjczycy - na większość z nich wskazał niedawno portal "The Independent". Nie ma wśród nich słynnej "optymalnej krzywizny ogórka", bo ta od kilka lat już nie obowiązuje. Kwoty na mleko, limit połowów dorsza, czy ograniczenie emisji C02, od których chętnie uwolniliby się również niektórzy Polacy –  można dopisać do listy. Są jednak też takie unijne regulacje, z których Brytyjczycy mogą nie chcieć rezygnować. A może nawet nie powinni?

Pixaby


1.    Imigranci na cenzurowanym

To właśnie imigranci (w tym prawie 800 tys. Polaków), wciąż napływający na brytyjski rynek pracy i korzystający z przywilejów socjalnych na równi z obywatelami UK, prawdopodobnie stali się języczkiem u wagi dla tych Brytyjczyków, którzy zagłosowali za brexitem. Brytyjscy politycy zapewniają, że po wyjściu z UE nie wyrzucą imigrantów – zmienią się jedynie zasady, na jakich będą oni mogli uczestniczyć w tamtejszym rynku pracy. Chcą też mieć większą kontrolę nad tym kogo wpuszczają do kraju. Unijne prawo pozwala większości obywateli UE osiedlać się w dowolnym kraju ze względów zarobkowych. Tym samym rząd Wielkiej Brytanii nie może na razie decydować o tym, ilu imigrantów i z których unijnych krajów wpuści na Wyspy. Dotychczas mogli oni na równi z Brytyjczykami korzystać z przywilejów takich jak zasiłek rodzinny, nawet jeśli ich dzieci mieszkały w kraju ojczystym.

Swobodny przepływ pracowników to jedna z podstawowych zasad Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej.

2.    Ciasteczka do przemyślenia

Tzw. cookies – pamiętacie ten dzień 12 maja 2012 roku, kiedy na wielu stronach internetowych zaczęło pojawiać się okienko z informacją o wykorzystywaniu przez nie ciasteczek (cookies) - czyli instalowaniu niewielkich plików z danymi na naszych komputerach (są one instalowane za każdym razem, gdy historia wyszukiwań odnotuje, że wchodzimy na daną stronę po raz pierwszy).

Nowe unijne prawo dało obywatelom UE narzędzie, dzięki któremu strony internetowe musiały pytać ich o zgodę na udostępnianie swoich danych. Niemniej jednak to dość irytujące narzędzie. Brytyjczycy mogą sobie teraz zadać pytanie, czy po wyjściu z UE nadal będą go potrzebować.

Są jednak takie przepisy związane z ochroną danych, z których Brytyjczycy mogą nie chcieć rezygnować, np. prawo do bycia zapomnianym. Chodzi o prawo wymierzone w wyszukiwarkę Google'a (unijne regulacje nie obejmują np. artykułów publikowanych w mediach). Zgodnie z Europejską Dyrektywą o Ochronie Danych Google ma obowiązek na żądanie obywatela UE usunąć z wyników wyszukiwania jego imię i nazwisko.

3. Dobra wiadomość dla rybaków?

Tak, chodzi o kwoty na połowy ryb związane z troską o zachowanie gatunku, które w Polsce stały się głośne za sprawą dorsza. Brexit może okazać się dobrą wiadomością dla rybaków, którzy nie będą już ograniczeni wspólną polityką rybołówstwa. Ekologom może się to jednak nie spodobać (podobnie jak rybakom z innych krajów Europy).

4. Koniec z "20-tkami"

Wielka Brytania nie będzie musiała już dążyć do wspólnych unijnych celów zawartych w pakietach klimatycznym i energetycznym oraz w unijnej dyrektywie o odnawialnych źródłach energii. Przepisy te dotyczą m.in. zmniejszenia o co najmniej 20 proc. emisji gazów cieplarnianych (w stosunku do poziomu z 1990 roku), czy zastąpienia 20 proc. źródeł energii - energią odnawialną, albo poprawy o 20 proc. wydajności energetycznej. Do 2020 roku, oczywiście. Pytanie, na ile Brytyjczykom leży na sercu troska o środowisko naturalne.

5. "Bananowy absurd"

Z kategorii unijnych absurdów. Choć krzywizna ogórka odeszła do lamusa, pozostał "idealny kształt banana". Zgodnie z przyjętymi w 1993 roku regulacjami, opisanymi na 56 stronach unijnego dokumentu, sprzedawane na terenie UE banany powinny spełniać standardowe w świetle unijnych przepisów wymagania. Importowane do UE banany powinny być: zielone i niedojrzałe, w stanie nienaruszonym, twarde, niezepsute... itd.

Wśród innych unijnych przepisów, którym chętnie przyjrzy się brytyjski parlament będą też zapewne kwestie związane z prawem bankowym, czystością wody, prawami jazdy (np. kwestią ich wydawania osobom chorym na cukrzycę), czy słynnym problemem "mocy odkurzaczy". Do listy można też dodać postulat VAT (nie) na wszystko. Zgodnie z unijnym prawem minimalna stawka VAT na wszystkie produkty powinna wynosić 15 proc., a minimalna obniżona stawka VAT na niektóre artykuły - 5 proc. Rządy nie mają prawa samodzielnie obniżać tych stawek na wybrane towary i usługi, np. rachunki za prąd. A to mogłoby odciążyć domowy budżet najuboższych rodzin - pisze "The Independent".