Prawie 52 USD płacono wczoraj w Londynie za baryłkę ropy Brent. Kiedy pęknie granica 60 USD?
Spadek zapasów oleju opałowego i napędowego za oceanem, wywołany przedłużającą się mroźną zimą, obniżenie produkcji w rafineriach amerykańskich i trudności z wydobyciem w Teksasie, a także wyższe szacunki Międzynarodowej Agencji Energetyki, dotyczące zapotrzebowania na ropę ze strony przeżywających boom gospodarczy Chin i Indii, spowodowały, że cena kluczowego surowca wybiła się wczoraj powyżej 51,5 USD za baryłkę i znajduje się na rekordowych poziomach, notowanych ostatnio w październiku 2004 r.
— Choć rezerwy surowca są wyższe niż oczekiwano, spada wykorzystanie mocy produkcyjnych rafinerii, a to zjawisko przypisuje się spadkowi podaży — powiedział agencji Reuters Matthew Buckland, dealer CMC Group.
Wczoraj po południu na londyńskiej giełdzie International Petroleum Exchange za baryłkę płacono 51,7 USD. Do rekordowego poziomu 52,27 dolarów, ustanowionego w październiku 2004 r., jest więc tylko krok. Równolegle rosną ceny za oceanem — już w środę w Nowym Jorku za galon ropy w kwietniowej dostawie płacono 53,05 USD. Rekord wszech czasów wynosi 55,69 USD.
— Sprzedający testują poziom powyżej 50 USD. Jeśli okaże się, że nie zobaczymy żadnej reakcji ze strony państw OPEC, to rynek będzie musiał oswoić się z nowymi warunkami cenowymi —uważa Richard Mbewe, główny ekonomista WGI.
Jego zdaniem, kolejnym czynnikiem, który może podbić wycenę ropy nawet do 60 USD, są coraz wyraźniejsze sygnały, że administracja prezydenta George’a W. Busha może zdecydować się na następny akt wojny z terrorem i zaatakować Iran lub Syrię.
Na wysokich cenach ropy zarabiają jedynie spółki z sektora petrochemicznego. Zwyżka cen surowca nie sprzyja natomiast m.in. spółkom chemicznym, transportowym i producentom tworzyw sztucznych.