Żyjemy w epoce wielkich zmian wokół piłkarskiego EURO. 4 lata temu po raz pierwszy zorganizowano turniej w krajach byłego bloku wschodniego, w tym roku zadebiutuje format z 24 drużynami, a za 4 lata mecze rozegrane zostaną w kilkunastu państwach. Skoro życie uczy, że EURO wciąż się zmienia, to warto dokonać przeglądu alternatywnych pomysłów na turniej, popuszczając przy tym wodze fantazji.

1. Powrót meczu o trzecie miejsce
Pierwsza z możliwych do wprowadzenia zmian jest kosmetyczna. Rozegranie meczu o trzecie to zawsze o jedno spotkanie na turnieju więcej i choć piłkarze niezbyt lubią rozgrywać „finały pocieszenia” kilka dni po zaprzepaszczeniu szans na występ w wielkim finale, to dla kibiców zdobycie medalu na Euro przez ich drużynę może być istotne. Ostatecznie na mistrzostwach świata ta formuła się sprawdza i nikt nie chce z niej rezygnować.
Żeby nie szukać daleko – w końcu największe sukcesy reprezentacji Polski to dwa brązowe medale przywiezione z mundiali w Niemczech (1974 r.) i Hiszpanii (1982 r.). Jak czulibyśmy się, gdyby największym osiągnięciem biało-czerwonych było jedynie odpadnięcie w półfinale, a nie triumfy nad Brazylią i Francją?
Co istotne, do 1984 r. – a więc na 7 z 14 dotychczasowych turniejów - nawet na mistrzostwach Europy rozgrywano mecze o trzecie miejsce. W małym finale najlepsi okazywali się kolejno piłkarze z Czechosłowacji, Węgier, Anglii, Belgii, Holandii i ponownie Czechosłowacji .
Jaskółką zwiastującą powrót meczu o trzecie miejsce jest być może to, że w 2012 r. UEFA po raz pierwszy w historii przyznała brązowe medale drużynom, które odpadły w półfinałach (Niemcy i Portugalia).
2. 32 zespoły
EURO 2016 przejdzie do historii jako pierwszy w historii turniej 24 zespołów. To już trzecia ekspansja turnieju finałowego (4->8->16->24), lecz nie musi być to ekspansja ostatnia. Za rozszerzeniem formatu do 32 reprezentacji przemawia przynajmniej kilka argumentów.
Po pierwsze (i być może najważniejsze) – pieniądze. Więcej krajów, to więcej meczów, więcej kibiców, więcej zainteresowanych sponsorów itp. Owszem, mogłoby to wpłynąć na obniżenie poziomu sportowego, jednak z drugiej strony: czy świat zawaliłby się, gdyby na EURO 2016 stawiły się też np. Holandia, Dania, Norwegia, Szkocja, Grecja, Serbia, Bośnia i Hercegowina oraz Słowenia?
Po drugie turniej z udziałem 32 zespołów jest dużo bardziej przejrzysty, a nawet sprawiedliwy. Kibice, który nie pamiętają mundiali z lat 1986-1994 dopiero pod koniec fazy grupowej EURO 2016 przekona się o dobrodziejstwach turnieju z 24 drużynami. Do rundy grupowej awansują bowiem także 4 z 6 zespołów, które zajmą trzecie miejsca – o ich losie zadecyduje mała tabela, gdzie ważne będą nie tylko punkty, ale i bilans bramkowy, a nawet zachowanie fair play i pozycja w rankingu UEFA.
Ponadto grupy E i F są (przynajmniej w teorii) dyskryminowane – ich zwycięzcy w 1/8 finału grać będą z drużynami z drugich miejsc z grup E i D, podczas gdy pozostali zwycięzcy grup zagrają z drużynami, które w swoich grupach zajęły trzecie miejsce.
3. Goście, goście
Przejdźmy do mniej prawdopodobnych, lecz jednocześnie bardziej dochodowych zmian. Ich sztandarowym przykładem byłoby zaproszenie na EURO reprezentacji spoza Starego Kontynentu.
W kwestii tej szkoły są dwie: jedna zakłada zaproszenie silnego rywala, który podniesie sportowy poziom turnieju (kilka lat temu M. Platini proponował udział Brazylii), druga przewiduje udział drużyny z kraju atrakcyjnego przede wszystkim pod względem marketingowym (idealnym kandydatem byłyby Chiny, USA czy Japonia).
W obu przypadkach za wzór służyć może federacja południowoamerykańska, która na Copa America regularnie gości Meksyk (formalnie w federacji północnoamerykańskiej ), a ostatnio zapraszała także Japonię. W tym wypadku warto jednak pamiętać, że w Ameryce Południowej jest na tyle mało państw, że nie trzeba rozgrywać eliminacji.
4. Nadal 24 zespoły, ale inaczej
Rozgrywki z udziałem 24 zespołów można rozegrać inaczej niż dziać się to będzie we Francji. Najbardziej oczywisty pomysł to 4 grupy po sześć zespołów, z których do ćwierćfinałów awansują po dwie najlepsze drużyny. Plusem takiego rozwiązania jest więcej meczów (67), minusem natomiast więcej meczów o nic (pod koniec fazy grupowej).
Inny pomysł to 8 grup po 3 zespoły, z których do 1/8 finału awansują po dwa zespoły, a w grupie rozgrywa się mecz i rewanż. Taki format dałby także dałby więcej meczów (63), a wprowadzenie rewanżu grupowego dawałoby szansę trenerom i zawodnikom na wprowadzenie poprawek do swojej gry pod kątem danego rywala. Analogicznie – rozwiązanie z rewanżami, na wzór Ligi Mistrzów, możnaby wprowadzić do pucharowej fazy turnieju.
Kolejna idea ma swoje źródła w mundialu z 1982 r., kiedy 24 zespoły także podzielono na sześć grup po cztery zespoły. Z każdej z nich dalej awansowały po dwa zespoły, które trafiały do liczących po trzy zespoły nowych czterech grup. Dopiero zwycięzcy każdej z grup z drugiej rundy awansowali do półfinału (Polska przegrała z Włochami 0:2).
5. Pomieszajmy drużyny!
Na koniec pozostawiam całkowicie rewolucyjną wizję zmiany sposobu rozgrywania mistrzostw Europy. Zamiast lub obok reprezentacji poszczególnych krajów grałyby ze sobą drużyny złożone z przedstawicieli kilku państw. Polska i Ukraina kontra Niemcy i Austria, Skandynawia kontra Wielka Brytania bez Anglii, Beneluks przeciwko Bałkanom etc. Kombinacji można tworzyć mnóstwo i nie zawsze muszą być historycznie oczywiste. Ba, przed każdym turniejem można losować kto z kim będzie tworzył zespół (ostatni koszyk z pierwszym, drugi z przedostatnim itp.). Mniejszą liczbę zespołów rekompensować musiałby system mecz-rewanż.
Idea ta nawet lepiej sprawdziłaby się na mistrzostwach świata – reprezentacja złożona z piłkarzy z kilku państw afrykańskich byłaby w gronie faworytów, USA wsparte Meksykiem mogłyby powalczyć o ścisłą czołówkę itp.
Co ciekawe, to fantazyjne rozwiązanie w pewnym stopniu zastosowane będzie w hokejowym Pucharze Świata. Do tradycyjnych potęg takich jak Kanada, USA, Rosja, Finlandia, Szwecja i Czechy dokooptowano dwa międzynarodowe zespoły – jeden złożony z hokeistów z kilku słabszych państw europejskich, drugi zaś sformowany z amerykańskich i kanadyjskich graczy, którzy nie ukończyli 23 roku życia.
Michał Żuławiński