Spółki chemiczne zarzucają resortowi finansów, że przez błędną regulację doprowadzi do utraty ich płynności.
Od 1 września Ministerstwo Finansów (MF) wprowadziło obowiązek odprowadzania akcyzy od substancji chemicznych, które są i mogą być wykorzystywane jako dodatki i domieszki do paliw silnikowych i olejów opałowych.
Problem w tym, że substancje te (głównie alkohole, estry, etery) wykorzystywane są także przez firmy chemiczne, i to nie jako komponenty do paliw, ale do produkcji np. farb i lakierów.
— Resort finansów walcząc z nadużyciami w sektorze paliwowym uderzył także w chemię. Podatkiem akcyzowym zostało objętych gros wykorzystywanych przez nas surowców. Gdybym miał zastosować się do tego obowiązku, musiałbym zaangażować w to 130 mln zł. Skąd mam je wziąć? Na kredyt nas nie stać. Tym bardziej że zadłużenie firmy wynosi 200 mln zł — mówi Zdzisław Ingielewicz, prezes Firmy Chemicznej Dwory.
Co prawda, firmy mają możliwość odliczania akcyzy, ale procedura trwa nawet ponad 90 dni.
— Przez ten czas zmuszeni jesteśmy kredytować budżet państwa. Pozostaje więc wliczyć wartość akcyzy w koszty, co prowadzi do zwielokrotnienia ceny produktu — podkreśla Zdzisław Ingielewicz.
To staczanie się po równi pochyłej. Wzrost cen nieuchronnie prowadzi do utraty konkurencyjności. Skorzystać na tym mogą tylko zagraniczni rywale.
— Obawiamy się, że nasze sztandarowe produkty kaprolaktam i poliamidy stracą rentowność — mówi Ryszard Ścigała, szef Zakładów Azotowych Tarnów.
Może to być gwoździem do trumny dla spółki, która walczy o zatwierdzenie układu.
Polska Izba Przemysłu Chemicznego-Związek Pracodawców wystosowała już pismo do MF w sprawie zmiany uregulowania. Chce zaangażować w kampanię także resort skarbu — właściciela największych akcyzowych podatników. Walka toczy się przecież o los państwowego majątku.