Polskie i unijne przepisy pozwalają na wykluczanie z przetargów firm spoza Unii Europejskiej i państw, które nie mają z nią umów dotyczących zamówień publicznych (GPA). To pokłosie wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który zezwolił na eliminowanie takich podmiotów z postępowań publicznych.
Ograniczanie udziału konkurentów z krajów trzecich ma wzmacniać lokalny biznes. Tę ideę chce też wdrażać paliwowy gigant Orlen, choć nie ma obowiązku stosowania w przetargach prawa zamówień publicznych (PZP). Sceptycy zwracają uwagę, że ograniczanie wielu firmom dostępu do przetargów może niekorzystnie wpływać na koszty dostaw czy realizacji kontraktów inwestycyjnych. Roman Kowszewicz, dyrektor zarządzający obszarem zakupów w Orlenie, twierdzi, że trudno jest obecnie ocenić, w jakim stopniu tzw. local content przełoży się na wzrost cen. Jego zdaniem w krótkim okresie mogą się nieco zwiększyć. W długim terminie jednak polskie podmioty rozbudują potencjał produkcyjny, zdobędą know-how i referencje. Docelowo więc konkurencja na rynku się zwiększy, co przełoży się pozytywnie na ceny.
Preferowanie lokalnych podmiotów zaleca Ministerstwo Aktywów Państwowych (MAP), nadzorujące spółkę, której największym udziałowcem jest skarb państwa. Wojciech Balczun, szef MAP, powołał zespół, który ma przedstawić listę reguł mających ułatwiać wdrożenie tych zaleceń w kontraktach na realizację inwestycji i zakupy. Orlen już wdraża własne pomysły, np. przy zakupie parówek, których konsumenci na wszystkich stacjach sieci w Polsce i za granicą zjadają aż 150 tys. sztuk dziennie.
- Nie mogliśmy wpisać w specyfikacji przetargowej, że parówki muszą być wyprodukowane w Polsce, by nie złamać unijnych przepisów o równej konkurencji. Wpisaliśmy natomiast dozwolony prawnie wymóg, że muszą być wyprodukowane z mięsa pochodzącego z polskich hodowli, co zapewni udział krajowych podmiotów w dostawach – mówi Roman Kowszewicz.
Orlen zorganizował burzę mózgów na temat local contentu
Firma zorganizowała także spotkanie z przedstawicielami hut, dystrybutorów stali i firm budowlanych, by porozmawiać o zasadach wprowadzania local contentu.
- W spotkaniu uczestniczyli także prawnicy. Rozmawialiśmy o tym, jakie praktyki przetargowe są dozwolone, a jakie zakazane. Zorganizowaliśmy okrągły stół, by dowiedzieć się, czego oczekują nasi kontrahenci i jakie mają doświadczenia z rynków zagranicznych, które możemy wdrożyć w naszych postępowaniach. Tematem rozmów była także opracowana przez nas nowa instrukcja zakupowa, zawierająca zasady wykluczania z przetargów firm zbliżone do określonych w wyroku TSUE i krajowym PZP – mówi Roman Kowszewicz.
Polskie i unijne regulacje pozwalają wykluczać z przetargów firmy z państw, które nie podpisały porozumienia GPA, czyli np. z Chin, Turcji i Kazachstanu. Sygnatariuszami są natomiast m.in. UE, USA, Korea Południowa i Hongkong.
Instrukcja Orlenu przewiduje bardziej ogólne zasady – pozwala po prostu na wykluczanie firm pozaunijnych. Roman Kowszewicz zastrzega jednak, że grupa bierze pod uwagę wprowadzanie wyjątków, np. dla podmiotów, które dostarczyły albo mogą jej dostarczyć licencje czy rozwiązania technologiczne niedostępne lub trudno dostępne w UE. Orlen pracuje nad strategiami zakupowymi dla poszczególnych kategorii swojego biznesu. Chodzi o segmenty takie jak upstream (poszukiwanie i wydobycie ropy), downstream (od przetwarzania ropy po sprzedaż), energetyka, usługi i sprzedaż detaliczna. W każdym z tych obszarów grupa zamierza powołać zespoły i organizować spotkania branżowe, by wspólnie określać warunki stosowania local contentu w zamówieniach.
- Przygotowujemy się także do organizowania konferencji zakupowych, czyli suppliers days, podczas których będziemy dyskutować z kontrahentami o naszych pomysłach i ich propozycjach – mówi Roman Kowszewicz.
Informuje, że podczas pierwszego spotkania uczestnicy zaproponowali np. certyfikowanie dostawców i dopuszczanie do zamówień podmiotów legitymujących się certyfikatami. Orlenowi pomysł się podoba. Liczy, że audytowaniem i certyfikacją dostawców i wykonawców zajmą się np. organizacje zrzeszające przedsiębiorców z różnych branż albo instytuty badawczo-naukowe.
Grupa zaleca wykonawcom inwestycji włączenie się w local content
Grupa Orlen bierze pod uwagę nie tylko wykluczanie pomiotów z własnych postępowań, ale także w łańcuchu dostaw.
- Zlecamy wiele kontraktów na inwestycje w formule EPC, czyli pod klucz. Nie możemy nakazać ich generalnym wykonawcom wykluczania dostawców materiałów i usług z państw trzecich, ale zamierzamy monitować ich proces zakupowy – mówi Roman Kowszewicz.
Orlen opracował wzorce umów, w których określa zasady dotyczące wyboru podwykonawców przez wykonawców kontraktów. Rozwiązania preferujące unijne łańcuchy dostaw są już np. wdrażane w budowie CCGT, czyli bloków gazowo-parowych w Gdańsku i Grudziądzu. Podobne mogą być wdrażane w należącej do grupy Polskiej Spółce Gazowniczej, kupującej np. rury i zlecającej budowę gazociągów.
Roman Kowszewicz podkreśla jednak, że do wprowadzania wymogów związanych z zakupami realizowanymi przez generalnych wykonawców robót inwestycyjnych grupa podchodzi z rozsądkiem, by nie narażać się na wyższe koszty i ewentualne roszczenia czy opóźnienia w realizacji prac, w razie gdyby wykonawcy nie mogli nabyć w UE jakichś towarów. Jak ograniczyć to ryzyko? Orlen planuje częściej stosować tzw. procedurę RFI, czyli pytań przedprzetargowych, kierowanych do wykonawców i dostawców. Zapewni to grupie lepsze rozeznanie w potencjale rynkowym i umożliwi opracowanie takich zapisów specyfikacji przetargowych, które nie narażą spółki i wykonawców na znaczące ograniczenie konkurencji oraz dostępności materiałów i technologii.
Orlen chce skłonić międzynarodowe koncerny do dzielenia się know-how z Polakami
Roman Kowszewicz informuje też, że Orlen ma listy dostawców technologii i zdarza się, że rekomenduje wykonawcom ich wybór np. dlatego, że już się sprawdzili. Planuje też dodatkowo punktować w przetargach międzynarodowe podmioty, które będą skłonne dzielić się know-how z polskimi.
- Zależy nam, by lokalne firmy i pracownicy zdobywali wiedzę i referencje, dzięki którym w przyszłości będą w stanie samodzielnie oferować konkurencyjne technologie – mówi Roman Kowszewicz.
Twierdzi, że w niektórych krajach zagraniczne firmy muszą – w ramach preferowania local contentu – zatrudniać stażystów, by zdobyli wiedzę o stosowanych technologiach, obsłudze specjalistycznych maszyn itp. Polski koncern chce także częściej zawierać umowy ramowe oraz kontrakty utrzymaniowe. Liczy, że zmotywuje międzynarodowych graczy do współpracy z polskimi firmami przy pracach serwisowych, dzięki czemu rodzime podmioty także zbudują własne kompetencje.
Na kontraktach Orlenu pracownicy powinni mówić po polsku
Roman Kowszewicz uważa, że w niektórych postępowaniach Orlen – jako duży i silny koncern - może skłonić międzynarodowych kontrahentów do współpracy z polskimi firmami. Może to robić, np. wpisując w specyfikacjach wymagania dotyczące posługiwania się przez kluczowy personel - projektantów czy inżynierów – językiem polskim. Dzięki temu zagraniczne firmy będą zobligowane do traktowania polskich jako równoważnych konsorcjantów, co zwiększy szansę na zdobycie referencji. Pozwoli to także lepiej dbać o przestrzeganie polskich zasad BHP.
Wymóg posługiwania się językiem polskim wprowadził już np. Centralny Port Komunikacyjny w przetargu na budowę terminala lotniczego oraz nadzór nad tą inwestycją. Roman Kowszewicz spodziewa się, że stawianie wymogów językowych zwiększy nie tylko udział polskich firm w realizacji kontraktów, ale także w projektowaniu różnego rodzaju inwestycji.
Informuje, że local content będzie stosowany nie tylko w krajowych spółkach grupy, ale także zagranicznych.
Bardzo wysoko oceniamy merytoryczną wartość spotkania zorganizowanego przez Orlen. Rozmowy dotyczyły m.in. zdefiniowania local contentu. Zgodziliśmy się co do tego, że należy objąć nim nie tylko podmioty z polskim kapitałem, ale europejskie, legitymujące się doświadczeniem i potencjałem wykonawczym. W tym kontekście ważne są zapowiedzi dotyczące szerokiego stosowania przez Orlen RFI, co pozwoli grupie na zdobycie wiedzy dotyczącej możliwości wykonawczych firm budowlanych. O tym, jak bardzo ważne jest rozeznanie na rynku - zarówno w postępowaniach publicznych, jak też poza PZP - przekonaliśmy się niedawno w przetargu firmy z grupy Enea (powiązana z Orlenem) na budowę bloku w Połańcu, w którym nikt nie złożył oferty. Wykonawcy z Polski przymierzali się do wystartowania, ale wymagania postawione w specyfikacji ich zniechęciły. Zabrakło dialogu.
Zbadanie rynku przed przetargiem w niektórych przypadkach pozwoli np. na podzielenie zamówień na mniejsze części, co zwiększy szansę na udział polskich firm. Repolonizacji zamówień nie możemy wprowadzać jednak za wszelką cenę. Musimy pozostać otwarci na technologie międzynarodowych firm i zachęcić je do współpracy z krajowymi podmiotami. W tym celu warto wprowadzać wymagania dotyczące znajomości języka przez kluczowy personel czy kryteria społeczne, dotyczące np. współpracy wykonawcy z polskim szkolnictwem, zatrudniania stażystów itp.
Mówiąc o local contencie, warto także wspomnieć o jego wpływie na ceny. W krótkim okresie mogą się zwiększyć, ale trzeba zaznaczyć, że porównujemy je z cenami firm, które mają subsydia w swoich krajach i nie muszą stosować się do wielu unijnych regulacji. Jeśli priorytetem ciągle ma być najniższa cena, to nie ma sensu mówić o local contencie.
O tym, jak wybór wykonawców tylko na postawie najniższej ceny wpływa na realizację kontraktów, przekonaliśmy się przed Euro 2012, kiedy wiele firm upadło, a realizacja licznych inwestycji się opóźniła. Od tego czasu wprowadzono wiele zmian w przetargach i warto wdrażać kolejne.
