Nierówności nie są nowym zjawiskiem, ale teraz ekonomiczne napięcia coraz wyraźniej przesuwają się z najbiedniejszych warstw do klasy średniej. Wielu ekonomistów ostrzega, że taki układ czyni amerykańską gospodarkę wyjątkowo podatną na spowolnienie.
10 proc. najbogatszych odpowiada za połowę wydatków w USA
Według szacunków Moody’s Analytics najbogatsze 10 proc. gospodarstw odpowiada dziś za niemal połowę wszystkich wydatków konsumpcyjnych w USA. Wzrost wartości giełdowych portfeli i majątku związanego z nieruchomościami pozwolił tej grupie nadal kupować i inwestować, utrzymując pozory siły gospodarki. Tymczasem rodziny o niższych dochodach ograniczają zakupy z powodu wciąż wysokich kosztów życia, napiętych budżetów i rosnącej liczby zwolnień.
O pogarszających się nastrojach konsumentów z tego segmentu mówili ostatnio m.in. szefowie Hiltona czy sieci sklepów wnętrzarskich Ethan Allen. Również Jerome Powell, prezes Rezerwy Federalnej, przyznał, że bank centralny bacznie obserwuje coraz wyraźniejszy podział amerykańskiej gospodarki — po tym, jak Fed obniżył w ubiegłym tygodniu stopy procentowe.
Gospodarka USA coraz bardziej zależna od najbogatszych
– Nasza gospodarka zaczyna przypominać wieżę z klocków Jenga – powiedział ekonomista Peter Atwater, autor koncepcji tzw. „K-kształtnej gospodarki”, w której jedni się bogacą, a inni z roku na rok tracą.
Porównanie nie jest przypadkowe. Giełda wspina się na rekordowe poziomy, ale zatrudnienie słabnie, a fala zwolnień się nasila. Coraz większa część amerykańskiego wzrostu spoczywa na barkach wąskiej grupy najlepiej sytuowanych, co – jak ostrzegł Mark Zandi z Moody’s Analytics – czyni system wyjątkowo kruchym.
– Jeśli coś zachwieje finansami gospodarstw o wysokich dochodach, gospodarka może stracić ostatni filar stabilności – ocenił Mark Zandi. – Spadki na giełdzie uderzyłyby w nich najmocniej i znacząco zwiększyły ryzyko recesji.
Rosnące ceny i cła uderzają w codzienne zakupy Amerykanów
Choć ekonomiści ankietowani przez agencję Bloomberg nie przewidują w najbliższym czasie spadku PKB ani wzrostu bezrobocia, coraz więcej sygnałów wskazuje, że klasa średnia znajduje się pod presją.
Jeszcze przed pandemią 80 proc. Amerykanów odpowiadało za 42 proc. wydatków konsumpcyjnych. Dziś ich udział spadł do 37 proc. Najubożsi i średniozamożni ograniczają zakupy odzieży, zabawek i dóbr codziennego użytku – zwłaszcza po ogłoszeniu nowych ceł na początku roku.
– Mamy obecnie gospodarkę o dwóch prędkościach – przyznał członek zarządu Fed Michael Barr. – Bogatsi radzą sobie dobrze, ale miliony gospodarstw o niższych dochodach borykają się z rosnącymi kosztami i niepewnością o pracę.
Dwa oblicza USA: jedni się bogacą, inni walczą o przetrwanie
Z raportów TransUnion wynika, że coraz więcej osób ma problemy ze spłatą kredytów o podwyższonym ryzyku, a powrót obowiązkowych spłat pożyczek studenckich tylko pogłębia presję. Inflacja wciąż uderza w podstawowe wydatki – czynsze i żywność – a wzrost płac wyhamował. Kryzys budżetowy sparaliżował też część programów pomocowych, pogłębiając problemy milionów rodzin.
Z kolei zamożniejsi Amerykanie jeszcze bardziej się bogacą. Wzrost cen akcji i domów powiększył ich majątki, skutecznie amortyzując skutki inflacji. – Dla tych na dole drabiny społecznej rzeczy, które kiedyś były częścią „amerykańskiego snu”, stają się dziś nie tylko nieosiągalne, ale wręcz nierealne – zauważył Peter Atwater.
Apple i duże koncerny konsumenckie reagują na nowe realia gospodarcze
Firmy obserwują zmiany w zachowaniach klientów. Sieć Kroger informuje, że mniej zamożni kupują tańsze marki i częściej sięgają po kupony rabatowe. Amerykański koncern Procter & Gamble zauważył z kolei, że klienci żyjący „od wypłaty do wypłaty” polują na promocje, podczas gdy bogatsi kupują większe opakowania. Nawet Apple planuje tańszego laptopa, co w przypadku tej marki jest znaczącym sygnałem.
Szef oddziału Fed w Atlancie Raphael Bostic mówił niedawno, że niektórzy konsumenci rezygnują z droższych kapsułek i wracają do tradycyjnego proszku do prania.
– Firmy widzą, że wydatki trochę zwolniły, ale nie traktują tego jako poważnego ostrzeżenia. Mówią raczej o „spowolnieniu”, a nie o kryzysie – dodał.
Klasa średnia ogranicza wydatki mimo wzrostu gospodarczego
Niepokój ekonomistów budzi jednak to, że klasa średnia ogranicza wydatki nie w reakcji na utratę pracy, lecz z powodu pogarszających się nastrojów i zmęczenia inflacją. Od początku pandemii ceny konsumpcyjne wzrosły o 27 proc., a – jak podkreślił Michael Skordeles z Truist Advisory Services – pozostawiło to w psychice konsumentów „bliznę”, która sprawia, że są znacznie bardziej ostrożni w wydatkach.
Według Diane Swonk, głównej ekonomistki KPMG – międzynarodowej firmy doradczej i audytorskiej – utrwalające się nierówności mogą przerodzić się w stan „ekstremalny”, który spowolni wzrost gospodarczy i zagrozi stabilności społecznej.
– Rodzi to niezadowolenie i napięcia, które z czasem stają się bardziej destrukcyjne niż stymulujące – ostrzegła Diane Swonk.
