Od 3 września 2024 r. w Soho Art Center przy ul. Mińskiej w Warszawie można oglądać wystawę „Titanic: The Artifact Exhibition” ze 160 przedmiotami wydobytymi z wraku Titanica. Ambasadorem wystawy, podobnie jak w 2018 r. w Krakowie, jest Krzysztof Mędrala, członek Swiss i British Titanic Society, pasjonat i kolekcjoner pamiątek związanych ze statkiem. Poza śledzeniem aukcji i kupowaniem przedmiotów prowadzi blog 1912.pl, który przybliża historię transatlantyków typu Olympic brytyjskiego towarzystwa okrętowego White Star Line.
Około 250 przedmiotów
– Moja historia związana z Titanikiem zaczęła się, gdy koleżanka przyniosła do szkoły piękny album Roberta Ballarda. Dysproporcja między zdjęciami wraku i stanu wyjściowego była oszałamiająca i pobudziła moją wyobraźnię. W tamtych czasach nie było łatwo znaleźć literaturę o Titanicu, ale z pomocą rodziców udało mi się zdobyć kilka książek z Anglii. Sytuacja zmieniła się po 1997 r. za sprawą filmu Jamesa Camerona. To był moment, w którym świat zaczął mocno interesować się historią tego statku – opowiada Krzysztof Mędrala.
Titanic stał się też inspiracją do podróży autora bloga, który w tym samym roku, gdy w kinach można było oglądać Kate Winslet i Leonardo DiCaprio, wybrał się na wystawę poświęconą statkowi do Greenwich, a rok później do Southampton, skąd transatlantyk wypłynął w swój pierwszy i – jak się okazało – ostatni rejs.
– Niemal każda rodzina mieszkająca w Southampton miała kogoś bliskiego, kto pracował przy Titanicu, i to było niesamowite doświadczenie spotkać się ich potomkami. Pamiętam, gdy w 2013 r. odwiedziłem pokaźną wystawę artefaktów ze statku w Paryżu, niedługo potem zdecydowałem się rozpocząć kolekcjonowanie – mówi Krzysztof Mędrala.
W kolekcji członka Swiss i British Titanic Society znajduje się około 250 przedmiotów, dzięki czemu uznawana jest za jedną z największych w Europie.
– Zbieram rzeczy, które są użytkowe. To zastawa stołowa, tkaniny, obrusy, serwety, ale też elementy drewniane architektury wnętrz. Mam spory zbiór boazerii ściennej z Olympica – brytyjskiego statku pasażerskiego, jednego z trzech transatlantyków typu, do którego należały też Titanic i Britannic. Ważne jest dla mnie dzielenie się tymi zbiorami. Mam poczucie, że jestem ich tymczasowym opiekunem, niekoniecznie właścicielem per se. Moją rolą jest zapewnienie tym przedmiotom właściwych warunków, aby mogły istnieć jak najdłużej i aby pamięć o nich przetrwała. Dzielę się pasją także na blogu, na którym czasami rozwijam wątek kolekcjonerski – mówi Krzysztof Mędrala.
Wiedza to klucz
Jedyną instytucją, która ma prawa do wydobywania przedmiotów z Titanica i zarządzania nimi, jest RMS Titanic Inc. Od 1985 r., kiedy odkryto wrak statku, zebrano ponad 5,5 tys. przedmiotów. Instytucja ta zarządza nimi i dba, by kolekcja była nierozerwalna i stanowiła dobro kultury. Żaden z jej elementów nie może być sprzedany i należeć do prywatnej osoby. Krzysztof Mędrala zbiera rzeczy z siostrzanych statków, identyczne z tymi na Titanicu, ale posiada też kilka przedmiotów z tego statku, które mają legalne pochodzenie.
– Poznałem kilka osób z tego środowiska osobiście, bo jest ono dość małe. Niektóre rzeczy krążą między kolekcjonerami, inne pojawiają się na wystawach. Zdarza się, że przy przedmiocie widnieje nazwisko właściciela, ale to nie jest powszechne. Sam przez wiele lat prowadziłem bloga anonimowo, ale gdy w 2018 r. stałem się ambasadorem wystawy w Krakowie, zrozumiałem, że nie mogę tego dłużej ukrywać. Teraz jest mi łatwiej funkcjonować w tym świecie – mówi kolekcjoner.
Zakup pierwszego przedmiotu poprzedziły lata szukania informacji o obiegu, wartości, cechach charakterystycznych i elementach świadczących o autentyczności tych rzeczy.
– Jako pierwsza w mojej kolekcji pojawiła się filiżanka do kakao lub czekolady identyczna z tymi, z których pili pasażerowie pierwszej klasy Titanica. Kiedy ją odpakowałem i dotknąłem jej unikalnej struktury, zrozumiałem, że na niej zakupy się nie skończą. Przez cały czas poznaję rynek kolekcjonerski, jednocześnie sporo czytam o historii sztuki i tego statku. Ekonomia nie jest mi obca, bo na co dzień pracuję w finansach, ale rynek kolekcjonerski jest trudny – mówi Krzysztof Mędrala.
Kluczem do zbudowania ciekawej i autentycznej kolekcji jest według niego zdobycie gruntowej wiedzy o pożądanych przedmiotach i odrobina szczęścia.
– Na tym rynku jest dużo podróbek i oszustów. Ja też tego nie uniknąłem. Przez dom aukcyjny nabyłem talię kart White Star Line z początku XX w. Gdy otrzymałem przesyłkę, okazało się, że to nadruk na kartach współczesnych, a nie oryginał. Rozróżnienie falsyfikatu od oryginału wymaga wiedzy, czasu i doświadczenia. Wśród około 250 przedmiotów mam pierwszą polską książkę o Titanicu wydaną w 1912 r., listy pisane przez głównego oficera statku, książki z biblioteki pokładowej – wymienia kolekcjoner.
Wartość emocjonalna
Największym wyzwaniem przy konserwacji przedmiotów jest według niego praca z drewnianymi artefaktami.
– Raz zniszczony przedmiot tego typu niekoniecznie wróci do oryginalnej formy. Niektóre rzeźbione ornamenty, które zostały przykryte kilkoma warstwami farby, mimo wielkich starań konserwatorów nie odzyskają stanu wyjściowego. Tak było w przypadku drewnianych elementów z siostrzanego Olympica, które w 1935 r. zostały sprzedane na aukcjach po zdemontowaniu statku. Trafiły później w różne miejsca, np. do pubów, hoteli, właścicieli prywatnych, i były różnie traktowane, stąd odzyskanie ich pierwotnego wizerunku graniczy z cudem. Teraz pracuję nad wielkim dla mnie projektem odrestaurowania jednego z kilku olejnych obrazów z klatki schodowej Olympica. Dzięki współpracy z konserwatorami, naukowcami z uczelni wyższych można odpowiednio zabezpieczyć taki przedmiot i zapewnić mu istnienie przez kolejne 100 lat – tłumaczy Krzysztof Mędrala.
W zbiorach kolekcjonera znajdują się też eksponaty o szczególnej dla niego wartości emocjonalnej.
– Wyjątkowa jest dla mnie pocztówka z wizerunkiem Titanica, na której obraz statku utkany jest z jedwabnych nici. Takie pocztówki były sprzedawane na statku. Pozostało ich bardzo niewiele. Niektóre źródła podają, że jest ich tylko kilkanaście. Ja uważam, że trochę więcej. Kupiłem ją w Anglii i od tego czasu jej wartość wzrosła kilkakrotnie. Unikatowa jest dla mnie też filiżanka ze spodkiem, która pochodzi z serwisu używanego na Titanicu. Była podarunkiem od zarządu White Star Line dla właściciela firmy Aspinall Company, producenta części do silników używanych w statkach tej floty. Jej wygląd przez ostatnie 112 lat praktycznie się nie zmienił, bo nigdy nie była wystawiana i nikt z niej nie pił. Posiadam też jedyny na świcie deserowy talerz z Carpathii, statku, który jako pierwszy udzielił pomocy rozbitkom z Titanica – wymienia Krzysztof Mędrala.
Poza aukcjami i wymianami z innymi pasjonatami cenne przedmioty można nabyć przez internet, ale musi temu towarzyszyć łut szczęścia.
– Zdarza się, że na aukcjach internetowych pojawią się przedmioty z White Star Line, na które nikt nie zwraca uwagi lub nie jest świadomy ich pochodzenia. Znajomy podesłał mi kiedyś link do jednej z nich, która zakończyła się bez ofert kupna. Dotyczyła srebrnej cukiernicy, która kosztowała 80 zł. To był przypadek i moje ogromne szczęście, bo wiedziałem, że pochodzi ze słynnego serwisu i jest oryginalna. Jeszcze tego samego dnia skontaktowałem się z właścicielem i ją kupiłem. Okazało się, że stała bezużytecznie przez lata u teściowej tej osoby i została zakupiona na targu we Wrocławiu. Po oddaniu jej do konserwatora i odrestaurowaniu trafiła na wystawę do Brna – mówi Krzysztof Mędrala.
W poszukiwaniu Diany
Wartość tych przedmiotów wzrasta z czasem. Przyczyną jest nie tylko ich unikatowość, lecz także działania flipperów – osób zajmujących się kupnem i sprzedażą unikatów ze znaczącym zyskiem.
– Ostatnio śledziłem aukcję telegrafu maszynowego z Carpathii. Pierwszy kupujący zapłacił za niego 12 tys. funtów, a kilka miesięcy później odsprzedał go za 75 tys. To nie był kolekcjoner, tylko flipper, który żyje ze sprzedaży tego typu przedmiotów. Jest bardzo wiele takich przykładów. Jeden z listów ofiary Titanica – Alexandra Oskara Holversona – sprzedano w pierwszym domu aukcyjnych za kilkanaście tysięcy funtów. Kilka miesięcy później miał wycenę 80 tys., a finalnie został sprzedany za 166 tys. Złoty zegarek najbogatszego pasażera, 47-letniego amerykańskiego biznesmena Johna Jacoba Astora, pierwotnie wyceniony na około 400 tys. funtów, w tym roku sprzedano na aukcji w Wielkiej Brytanii za 900 tys. – wylicza kolekcjoner.
Choć wartość pieniężna tych przedmiotów jest istotna podczas budowania kolekcji, Krzysztof Mędrala podkreśla, że nie jest to najważniejsze.
– Chcę zapewnić życie tym przedmiotom. Z pewnością ich wartość wzrośnie, ale nie jest to najważniejsze. Nie traktuje tego jako inwestycji, nie podchodzę do tego jak inżynier finansowy. Zdarzało mi się sprzedać przedmiot, gdy miałem drugi egzemplarz, ale dzieje się to sporadycznie. Ważniejsze niż zyski jest dla mnie ich bezpieczeństwo, dlatego chętnie się decyduję na wypożyczanie eksponatów do muzeów i na wystawy – mówi Krzysztof Mędrala.
Marzy, by zobaczyć rzeźbę „Diana z Wersalu”, która kiedyś zdobiła kominek w salonie pierwszej klasy na Titanicu, miejscu, w którym statek złamał się na pół.
– Ostatni raz została sfotografowana w 1986 r., po czym ślad o niej zaginął. Sugerowano, że ktoś ją ukradł z dna morza. Na przełomie sierpnia i września, pracując z Tomasiną Ray, dyrektorką ds. kolekcji w RMS Titanic Inc., która brała udział w tegorocznej ekspedycji, zapytałem o ten przedmiot, ale nic nie mogła mi zdradzić. Napomknęła tylko, że warto, bym na dniach oglądał BBC. Liczyłem, że ten posążek pojawi się ponownie i tak się stało. Wykorzystując nowoczesne technologie, w tym zdalnie sterowane roboty podwodne, udało się ją zlokalizować w prawie nienaruszonym stanie po 112 latach – mówi Krzysztof Mędrala.
Wykorzystanie nowoczesnych technologii prawdopodobnie umożliwi kontynuowanie badań nad stanem Titanica i pozwoli na odkrycie jego tajemnic lub w pełni poznanie przyczyn katastrofy. Inną korzyścią będzie wydobycie zaginionych artefaktów i możliwość ich oglądania, z rzeźbą „Diany z Wersalu” włącznie. Na co czeka z nadzieją Krzysztof Mędrala.