Gdy w maju ubiegłego roku przez giełdę w Stambule przetoczyła się fala wyprzedaży, indonezyjski parkiet dostał rykoszetem — w zaledwie trzy miesiące Jakarta Composite zanurkował o 20 proc.
— Obawy o ograniczenie QE3 przez Fed przyczyniły się w ubiegłym roku do agresywnej realizacji zysków i nasiliły skalę przeceny na indonezyjskiej i tureckiej giełdzie. Zachowanie się indeksów w tych krajach jest mocno ze sobą skorelowane — tłumaczy Marek Buczak, dyrektor ds. rynków zagranicznych w Quercus TFI.
O ile jednak przecena w Turcji, wzmacniana co jakiś czas kolejną aferą polityczną, trwa do dziś, o tyle giełda w Indonezji odbiła się od dna, zwyżkując w tym roku o ponad 14 proc. i odrabiając większość strat, jakie poniosła w połowie 2013 r. To imponujący wynik, biorąc pod uwagę, że Indonezja,
jako rynek wschodzący uzależniony od finansowania zewnętrznego, szczególnie mocno odczuwa ograniczanie luzowania ilościowego przez Fed. Nie pomaga jej także spowolnienie gospodarcze w Chinach oraz fakt, że zaliczana jest do tzw. kruchej piątki, przez co lokalna waluta narażona jest na ataki kapitału spekulacyjnego.
— Dziś ograniczanie luzowania ilościowego jest już w cenach, a globalni gracze muszą gdzieś lokować kapitał. Wybiórczo zaczną więc powracać na rynki wschodzące, m.in. do Indonezji. Dlatego można się spodziewać kontynuacji zwyżek.
Po uspokojeniu sytuacji politycznej również Turcja powróci do łask inwestorów — uważa Marek Buczak. Jarosław Niedzielewski, dyrektor biura inwestycji w Investors TFI, zwraca uwagę, że inwestorzy przeprosili się z inwestycjami w Indonezji, przestając się obawiać wybuchu drugiego kryzysu azjatyckiego. Pierwszy, z 1997 r., wywrócił kraj do góry nogami.
— Jednym z czynników łagodzących wcześniejsze obawy były dobre dane gospodarcze, które zaczęły spływać w tym roku z Indonezji. Lepsze okazały się odczyty PKB, inflacja zaczęła hamować, a w bilansiehandlowym nastąpiła wyraźna poprawa, między innymi dzięki ubiegłorocznemu spadkowi rupii — wylicza Jarosław Niedzielewski.
Głównym argumentem, który przemawia za ostatnią falą hossy na giełdzie w Dżakarcie, są jednak nadzieje związane z wyborami parlamentarnymi w kwietniu i prezydenckimi w lipcu.
— Szanse na wygraną ma w nich obecny burmistrz stolicy, którego start właśnie został potwierdzony, co wywołało żywiołową reakcję rynków. Uważa się, że Joko Widodo, zwany też panem złota rączka, znacznie zwiększy wydatkibudżetowe — zwłaszcza na infrastrukturę i opiekę społeczną. Mając w pamięci podobne zapowiedzi premiera Abe w niedalekiej Japonii i ich ubiegłoroczne konsekwencje dla tokijskiej giełdy, inwestorzy przystąpili do zakupów, wierząc politykom na słowo — tłumaczy Jarosław Niedzielewski.
W kontynuacji zwyżek mogą partycypować również polscy inwestorzy, choć nie mają zbyt dużego wyboru. Na rynku dostępny jest tylko jeden fundusz inwestujący na indonezyjskim parkiecie — BNP Paribas Equity Indonesia, który zarobił w tym roku już ponad 22 proc.