Debata nad przyszłorocznym budżetem będzie się toczyła wokół strony dochodowej. W "Założeniach projektu budżetu państwa na rok 2003", dokumencie, nad którym dyskutowała w zeszły piątek w Klarysewie Rada Ministrów, poziom prognozowanych dochodów budżetowych w 2003 roku jest zaskakująco niska, wynika jednak z tendencji do obniżania obciążeń podatkowych w sektorze przedsiębiorstw.
Po wstępnej analizie założeń, do których w całości dotarła ISB, analitycy są zgodni, że zadziwiająca jest różnica między zapowiadanymi poziomami deficytu budżetu państwa w przyszłym roku.
W założeniach przyjęto wstępnie, że deficyt budżetowy w 2003 roku wyniesie 46,3 mld zł przy dochodach w wysokości 146,2 mld zł i wydatkach w wysokości 192,5 mld zł. Jednak już w piątek minister finansów Marek Belka zaznaczył, że obecnie dyskutowany poziom deficytu budżetowego na przyszły rok to 40 mld zł.
Powstaje więc pytanie, w jaki sposób obniżenie pierwotnie zakładanego poziomu deficytu budżetowego było, czy też jest, możliwe.
"W założeniach jest widoczna tendencja do obniżania podatków, takich jak obniżka akcyzy na wyroby alkoholowe, poziom odsetek karnych, czy też podatków dochodowych od osób prawnych CIT (...)" - powiedziała Katarzyna Zajdel-Kurowska, ekonomista Banku Handlowego w Warszawie. "Czy jest więc możliwe obniżenie deficytu do 40 mld zł w obliczu prognozowanych ubytków po stronie dochodów?" – pyta Zajdel-Kurowska.
"Dane makroekonomiczne wydają się być niezmienione. (...) Powiem więc szczerze, nie wiem, skąd te dodatkowe pieniądze miałyby się wziąć" – dodała Zajdel-Kurowska.
Podobne wątpliwości wyraża Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego WBK. I chociaż w założeniach widoczne jest też zwiększenie niektórych obciążeń, takich jak np. podniesienie z 12% do 22% stawki VAT na artykuły dziecięce czy też utrzymanie akcyzy na energię w wysokości 2 grosze za KWh przez cały tym razem rok (w 2002 roku akcyza ta została dopiero wprowadzona w kwietniu), trudno przewidzieć, skąd ministerstwo chciałoby pozyskać dodatkowe pieniądze, zakładając, że limit wydatków nie zostanie zapewne zmniejszony i pozostanie na poziomie 192,5 mld zł.
"Naprawdę trudno zrozumieć taką różnicę między poziomami deficytu budżetowego (...) wydatki muszą przecież pozostać na poziomie 192,5 mld zł" – powiedział Bielski. "Utrzymując wydatki na tym poziomie, nie ma pola manewru (...) 6,3 mld zł to duża kwota" – dodał.
"Ze szczegółowego opisu strony dochodowej w dokumencie nie wynika, że łatwo będzie rządowi znaleźć 6,3 mld zł, aby obniżyć deficyt ze wstępnie planowanego na poziomie 46,3 mld zł" – wtóruje Zajdel-Kurowska. "Przyjmując, że nierealne jest obniżenie wydatków".
Analitycy zastanawiają się, czy to oznacza, że rząd ma jakąś inną propozycję zwiększenia dochodów w zanadrzu.
"Mam pewną obawę. Może jednak rozważa się wprowadzenie jakiejś formy podatku importowego, aby tę różnicę załatać" – powiedziała Zajdel-Kurowska. "I chociaż minister Belka jest zdecydowanym przeciwnikiem tego rozwiązania, może to być rozwiązanie kompromisowe przed wyborami samorządowymi" – dodała.
"Rzeczywiście podatek importowy przychodzi tutaj na myśl, chociaż nadal wierzę, że minister Belka nie zgodziłby się na takie rozwiązanie" – powiedział Bielska.
Wprowadzenia tego podatku domaga się Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL), które złożyło w Sejmie projekt ustawy o podatku importowym zakładający jego wdrożenie od 1 sierpnia br. do końca 2003 roku w wysokości 5% w pierwszym roku jego obowiązywania oraz 3% w ostatnich pięciu miesiącach. W samym 2003 roku dochody budżetowe z tego tytułu zwiększyłyby się według PSL o ok. 8 mld zł.
I chociaż Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD), koalicjant PSL, nie jest przekonany co do słuszności wprowadzenia podatku importowego, takie rozwiązanie mogłoby potencjalnie pomóc PSL w wyborach samorządowych.
"Na pewno jednak w przypadku, gdyby deficyt wynosił w przyszłym roku więcej niż 40 mld zł, byłoby to sporym rozczarowaniem" – podsumowała Zajdel-Kurowska.
Karolina Słowikowska