Chcesz być na bieżąco z informacjami na temat Getbacku? Zapisz się na nasz darmowy newsletter.

Najpierw prośby w bezpośrednich spotkaniach, potem nacisk medialny i presja podczas grupowego spotkania w Komisji Nadzoru Finansowego — tak wyglądały wielotygodniowe negocjacje GetBacku z bankami. Spółka próbowała namówić instytucje, które pożyczyły mu pieniądze, by zgodziły się odzyskać mniej niż wynika z umów kredytowych. Banki były w dużo lepszej sytuacji niż inwestorzy indywidualni, którzy obejmowali obligacje upadłego windykatora, bo ich dług był zabezpieczony, i to bardzo dobrze — wartość zabezpieczenia przekraczała wartość długu. Jednak presja władz GetBacku podziałała — sześciu spośród siedmiu największych wierzycieli wśród banków zgodziło się na haircut, czyli odzyskanie niepełnej kwoty.
— Udało nam się wynegocjować wstępne porozumienia z sześcioma bankami. Jedynym, który się nie zgodził, jest Haitong. W sumie banki zadeklarowały na dziś haircut w wysokości ponad 60 mln zł, jeśli GetBack zostanie przejęty przez inwestora. Liczymy, że umowy uda się podpisać do końca stycznia — mówi Przemysław Dąbrowski, prezes GetBacku.
Dobre i złe wieści
Z każdym z banków rozmowy były indywidualne, bo z każdym windykatora łączyły różne relacje biznesowe. W pewnych przypadkach były to proste, pojedyncze kredyty, ale w niektórych relacje były dużo ściślejsze, np. banki sprzedały GetBackowi swój portfel za wygórowaną cenę albo zarabiały na dystrybucji obligacji. Zarząd GetBacku przekonywał, że skoro banki na nim zarobiły, to powinny się podzielić z obligatariuszami.
Gra toczyła się o 700 mln zł wierzytelności zabezpieczonych, które nie weszły do układu, z czego 520 mln zł należało do siedmiu banków: Getin Noble Banku, Idea Banku, Raiffeisen Polbanku, Haitong Banku, BGŻ BNP Paribas, mBanku i Alior Banku. Najdłużej trwały negocjacje z BGŻ BNP Paribas, który długo się opierał dowodząc, że nie ma uzasadnienia, by godził się na stratę. Ostatecznie dał się przekonać. Haitongowi, który nie poszedł na ustępstwa, według naszych ustaleń GetBack jest winien ok. 70 mln zł. Relacje biznesowe instytucji były bliskie — bank nie tylko pożyczał windykatorowi pieniądze, lecz także zarabiał na dystrybucji obligacji i akcji (w sumie blisko 24 mln zł).
Na początku negocjacji zarząd GetBacku szacował, że gdyby wszyscy wierzyciele zabezpieczeni zgodzili się zdjąć zabezpieczenia i wejść do układu na takich samych warunkach jak obligatariusze, to kwota odzysku dla obligatariuszywzrosłaby z 31 do 47 proc. Tygodnie mijały, sytuacja windykatora stawała się coraz gorsza i ostatnia propozycja zarządu zakładała oddanie obligatariuszom już tylko 23,1 proc. w gotówce. W przypadku uzyskania porozumienia z bankami miała się zbliżyć do 30 proc.
— Wciąż liczymy, jak porozumienia z bankami przełożą się na sytuację obligatariuszy, ale niestety wpływ nie będzie tak pozytywny, jak wcześniej zakładaliśmy, bo pogorszyły się inne czynniki. W Rumunii zmieniło się prawo — można windykować tylko do dwukrotności ceny, za jaką się kupiło dług, co obniżyło cenę, za którą sprzedamy tę spółkę. Pojawiły się także dodatkowe zobowiązania do TFI, a także nie udało nam się wynegocjować porozumienia z jednym z byłych partnerów biznesowych, które miało przynieść dodatkowe przychody — mówi Przemysław Dąbrowski.
Nie lepiej, tylko nie gorzej
Wciąż nie wiadomo, jak skończy się inwestycja blisko 10 tys. inwestorów, którzy w obligacje GetBacku włożyli ok. 2 mld zł. Sporo wyjaśni się 22 stycznia, na ten dzień sąd zaplanował głosowanie nad układem GetBacku. Na stole będą leżeć dwie propozycje układowe — nadzorcy sądowego i samej spółki. Pierwsza zakłada, że windykator będzie kontynuował działalność i podzieli się z obligatriuszami tym, co odzyska w ciągu 8 lat od daty przegłosowania układu. Spółka stawia na wariant inwestorski, tzn. sprzedaż części GetBacku inwestorowi — zaawansowane negocjacje toczą się ze szwedzkim Hoistem — i dzięki temu szybką (jeszcze w 2019 r.) wypłatę do obligatariuszy.
Według szacunków z listopada (wówczas składane były propozycje) w wariancie proponowanym przez nadzorcę sądowego, obligatariuszeodzyskaliby 33 proc. zainwestowanej kwoty, ale wypłata rozłożona byłaby na 8 lat. W wersji inwestorskiej obligatariusze mieliby dostać mniej, ale w 2 lata, z czego większość szybko po zamknięciu transakcji z inwestorem. Wynegocjowane właśnie porozumienia z bankami sprawiają, że sytuacja obligatriuszy nie tyle się poprawi, co… nie pogorszy.
— W najbliższych dniach przedstawimy aktualizację propozycji układowej. Niestety, mimo pozytywnego zakończenia rozmów z bankami, nie będzie ona znacząco lepsza. W wariancie inwestorskim, który jako spółka zamierzamy poddać pod głosowanie, nieznacznie uda się podnieść kwotę odzysku. Pokażemy też prognozę dla wariantu kontynuacji działalności. Jednak tu nie dość, że banki nie godzą się na haircut, to jeszcze już mamy jasność, że nie da się spłacać niezabezpieczonych wierzycieli przed spłaceniem zabezpieczonych. To oznacza, że spłata dla obligatariuszy zaczęłaby się później niż szacowaliśmy wcześniej, co najmniej 2-3 lata działalności byłyby poświęcone na spłatę wierzycieli zabezpieczonych — mówi Przemysław Dąbrowski.