Na pierwszej sesji tygodnia inwestorzy wystraszyli się konfrontacji między Rosją i NATO na Ukrainie. Informacja, iż sojusz poszerzy swoją obecność w Europie Wschodniej została odczytana jako wzrost ryzyka politycznego i wysłała rynki w szybką podróż na południe. Przeceny były tak duże, iż do końca tygodnia część indeksów – zwłaszcza europejskich – nie podniosła się po stratach poniesionych w poniedziałek. W przypadku Wall Street o wyniku przesądziło piątkowe odbicie. Z perspektywy zakończenia tygodnia widać, iż w Europie podaż nie ugrała niczego ponad poniedziałkową panikę, a w przypadku Wall Street udało się nawet zbudować wzrostowy wynik i przerwać serię spadkowych tygodni. Co ważniejsze, Wall Street – a zwłaszcza Nasdaq Composite – zdołał zakończyć tydzień wzrostem mimo mocnego uderzenia podaży w związku reakcjami rynku na sygnały z Rezerwy Federalnej, iż podwyżki ceny kredytu będą prawdopodobnie szybsze, dynamiczniejsze i zaczną się już na marcowym posiedzeniu FOMC. Sumując, Wall Street nie przeceniła się mimo potencjalnego konfliktu typu proxy między Rosją i USA oraz zapowiedzi podwyżek stóp procentowych w perspektywie ledwie sześciu tygodni.
Zachowanie giełd amerykańskich w końcówce tygodnia wskazuje, iż rynki dojrzewają przynajmniej do korekty ostatniej słabości. Bykom sprzyja głębokość spadków od szczytów hossy spółek technologicznych, ale też założenie, iż przecena obserwowana w amerykańskich sektorze technologicznym – która rozlała się na inne rynki i sektory – nie jest pozycjonowaniem się rynku pod bessę i recesję, ale korygowaniem wycen i układaniem się inwestorów w świecie, w którym pieniądz będzie droższy niż w ostatnich dwóch latach. Z punktu widzenia średniookresowych strategii spadki amerykańskich spółek technologicznych jawią się ciągle jako korekty wcześniejszej siły niż zakończenie cyklu w historii rynku i przejście w bessę. W istocie kilkunastoprocentowe cofnięcia Nasdaqa Composite i Nasdaqa 100 wypełniają podręcznikowe definicje korekt i przy założeniu, iż w perspektywie kolejnych kwartałów nie będzie recesji w USA, pozostają okazjami do zakupów. Problemem jest zmienność, która utrudnia rynkom złapanie równowagi, ale ten element jawi się teraz jako stała zmienna wprowadzona na giełdy za sprawą zmiany cyklu w polityce monetarnej przez Fed i jej uzależnienia od napływających danych. W praktyce każdy odczyt będzie teraz czytany w kontekście wpływu na politykę Rezerwy Federalnej.
W krótszym terminie giełdy stale czeka spotkanie z wynikami kwartalnymi spółek, w tym największych firm z sektora technologicznego. Inwestorzy muszą jednak przełamać model, w którym dotychczas przyjmowali raporty i jak reagowali na doniesienia ze spółek. Amerykańscy statystycy policzyli, iż na 170 spółek z indeksu S&P500, które już ogłosiły raporty kwartalne, 77 procent pobiło prognozy zysków, a 68 procent prognozy przychodów. Niestety, średnia zmiana ceny spółki po ogłoszeniu wyników wynosi -1,2 procent. Inaczej mówiąc dobre raporty nie przekładają się na dobre reakcje inwestorów i poprawne zachowanie cen akcji. Sezon wyników jest stale do uratowania, ale nie ma wątpliwości, iż taka postawa rynku nie poprawia ogólnego klimatu i wpisuje się w impulsy spadkowe z innych kierunków. Na chwilę warto zatrzymać się też na układach technicznych. Na większości wykresów ważnych indeksów zakończony tydzień był raczej konsolidacyjny niż spadkowy. Mimo solidnego wsparcia sprzedający nie ugrali niczego ponad poniedziałkowy spadek, a dołki wykreślone na pierwszych sesjach tygodnia pozostały minimami przeceny. Baza pod odreagowanie została więc zbudowana i przez popytem staje zadanie wypełnienia układu sygnałami przesilenia.