11 lekarzy i regionalny menedżer GSK są oskarżeni o domniemaną korupcję w latach 2010-2012. Lekarze dostawali pieniądze za promowanie leku na astmę brytyjskiego koncernu, poinformowało BBC.
- To proste równanie. My płacimy doktorom, a oni wypisują recepty. Nie płacimy doktorom, nie ma recept na nasze leki – powiedział w Panoramie BBC Jarek Wiśniewski, były przedstawiciel GSK ds. sprzedaży w regionie Łodzi. - Nie mogliśmy iść do lekarzy i powiedzieć im: „Potrzebuję 20 więcej recept”. Dlatego uzgadnialiśmy z nimi, żeby namawiali pacjentów. Płacimy 100 GBP, ale oczekujemy więcej niż 100 recept na ten lek. To łapówka – dodał.
Wiśniewski powiedział BBC, że choć na papierze pieniądze były za usługi edukacyjne, to lekarze zdawali sobie sprawę, że muszą dostarczyć w zamian pewną liczbę recept na leki.
BBC podkreśla, że jeśli zarzuty potwierdzą się, GSK naruszył brytyjską ustawę o korupcji, a także amerykańską Ustawę o Zagranicznych Praktykach Korupcyjnych. Z powodu naruszenia tej ostatniej w Polsce koncern Hewlett-Packard musiał ostatnio zawrzeć ugodę z Departamentem Sprawiedliwości i SEC. Kosztowało go to 108 mln USD.

W 2012 roku GSK zawarł w USA największą ugodę w historii branży farmaceutycznej, wynoszącą 3 mld USD. Przyznał się m.in. do promowania dwóch leków mimo iż nie było udowodnione, że leczą wskazywane dolegliwości.