Będziemy płacić jak w Ameryce

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2014-01-17 00:00

Karta debetowa wróci do dawnej nazwy — karta bankomatowa, a jej funkcja ograniczy się do pobierania gotówki.

Na wielu rozwiniętych rynkach, np. w USA, karta kredytowa jest podstawowym, po gotówce, środkiem płatniczym. Karta wydawana do rachunku służy do wypłat z bankomatu. BZ WBK uważa, że Polska też powoli będzie zmierzała w tym kierunku. Migrację wymuszają zmiany w interchange, który od połowy roku zmniejszy się z 1,1-1,2 proc. do 0,5 proc. wartości transakcji.

FOT. Bloomberg
FOT. Bloomberg
None
None

— Roczny spadek przychodów z prowizji kartowych sektora bankowego szacujemy na 1-1,2 mld zł — mówi Błażej Mika, dyrektor współpracy strategicznej i rozwoju produktów kartowych BZ WBK.

Biznes na nowo

Kilka miesięcy temu temu, Mateusz Morawiecki, szef BZ WBK, powiedział, że każde cięcie interchange o 50 pkt proc. kosztuje go 100 mln zł spadku przychodów rocznie. Kiedy z początkiem 2013 r. prowizje spadły właśnie o 50 pkt, dziurę można było zasypywać drobnymi podwyżkami opłat, licząc na wzrost obrotów kartowych, które wygenerują wyższe przychody prowizyjne.

Cięcia poszły jednak znacznie głębiej i nadzieje na większą transakcyjność mogą okazać się na wyrost, dlatego biznes kartowy wymaga przemyślenia na nowo. Początkowo wydawało się, że główną ofiarą tych zmian będą karty kredytowe, które wcześniej przynosiły znacznie większe wpływy z prowizji, gdyż były, i jeszcze są, obłożone znacznie wyższym interchange niż debetowe. Trzeba pamiętać jednak, że bank bierze na siebie ryzyko kredytowe posiadacza karty.

Okazuje się, że z całej zawieruchy to właśnie te karty mogą wyjść wzmocnione, niejasno rysuje się przyszłość kart płatniczych. Marcin Pawłowski, szef departamentu produktów oszczędnościowych i rozliczeniowych ds. produktów detalicznych BZ WBK, zwraca uwagę, że przestaje się opłacać wydawanie kart zbliżeniowych, bo kosztują więcej niż zwykły plastik. Jest z nimi jeszcze jeden problem: przy niewielkim interchange transakcje zbliżeniowe, zazwyczaj o niskich kwotach, nie tylko nie przynoszą przychodów bankom, ale do niektórych będą one musiały dopłacać.

— Przychody z interchange maleją, a koszty są stałe. Karty debetowe teoretycznie są odpłatne, ale banki zwalniają z opłat po spełnieniu dość zazwyczaj łatwych warunków. Ponoszą też koszty wypłat z bankomatów — mówi Joanna Materka, kierująca wydziałem kart kredytowych w mBanku, która również uważa, że banki będą „stymulowały” ruch w kierunku kart kredytowych,

choć nie spodziewa się gwałtownych zmian na rynku. Alternatywą dla kart debetowych mogą stać się też nowoczesne rozwiązania płatnicze, jak IKO, w których płatność realizowana jest bez udziału organizacji płatniczych.

Stymulowany ruch

Dlaczego banki stawiają na karty kredytowe? Ponieważ mogą być źródłem dodatkowych dochodów: za wykorzystanie limitu, odsetki, rozłożenie zadłużenia na raty itp. Debetowe karty natomiast to zasadniczo koszty. Na konwersji na kredytowe powinien skorzystać też klient, ponieważ te karty zazwyczaj wyposażone są w różne programy rabatowe.

Stymulacja na pewno przyda się kartom kredytowym, ponieważ od trzech lat przeżywają one głęboką zapaść. W IV kw. 2009 r. ich liczba osiągnęła historycznypoziom — 11 mln. 6,3 mln — tyle natomiast kart na koniec III kw. 2013 r. Polacy mieli w portfelach i szufladach, bo, jak wynika z danych BIK, regularnie używają tylko 4,2 mln kart.

To najniższy poziom od końca 2006 r. Po latach czyszczenia pustego plastiku banki ostatnio zaczynają ponownie rozkręcać sprzedaż kart kredytowych. BZ WBK w tym roku chce znaleźć nabywców na 200 tys. kart. Dla porównania: w 2013 r. sprzedał 70 tys.