Niemal trzy czwarte Polaków robi zakupy w ostatni dzień tygodnia, a liczba osób popierających możliwość nabywania produktów w te dni jest większa niż optujących za zakazem — wynika z badania TNS. Dowodem na taki stan rzeczy jest również petycja „TAK dla otwartych niedziel”, którą w ciągu 20 godz. podpisało 75 tys. rodaków. Jest ona głosem osób, które nie przychylają się do projektu ustawy, która wpłynęła do Sejmu 2 września 2016 r. Uchwała miałaby dotyczyć większości placówek handlowych, w tym stoisk, straganów, hurtowni, a nawet części stacji benzynowych.
— Zakaz handlu w niedziele oznacza prawdopodobnie upadek naszej firmy, ponieważ to cztery najlepsze dni w miesiącu. To nie wiąże się tylko z tzw. redukcją personelu — ten personel nie będzie mógł pracować, ponieważ koszty działalności przewyższą mój dochód — mówi Paweł Woś, właściciel Bistro u Przyjaciół w galerii Auchan Piaseczno. Podobną opinię prezentują m.in. przedstawiciele sali zabaw Inca Play działającej w warszawskim centrum handlowym Blue City.
Jak mówią, tego typu biznesy działają na rynku głównie dzięki weekendom. Dokładnie w te dwa dni firma ma duże obłożenie imprez urodzinowych i wejść indywidualnych. Według nich zamknięcie centrum w niedzielę spowoduje utratę co najmniej 30-40 proc. miesięcznego przychodu, co będzie miało ogromny wpływ na rentowność biznesu.
Tę sytuację mogą odczuć też zleceniobiorcy, np. studenci uczący się w trybie dzinnym, z których wielu w weekend pracuje. Sprzedaż w niedziele stanowi obecnie 20 proc. sprzedaży w centrach handlowych w skali tygodnia. Wprowadzenie zakazu oznaczać będzie konieczność zwolnienia od 20 tys. do 40 tys. pracowników — szacuje Polska Rada Centrów Handlowych.