Portugalczycy w handlu trzymają się mocno. Jeronimo Martins, notowany na giełdzie w Lizbonie właściciel Biedronki, podał w tym tygodniu wyniki za 2018 r. Mimo że liczba dni roboczych w Polsce zmniejszyła się o 21 w związku z wprowadzonym równo rok temu ograniczeniem niedzielnego handlu, sieć wyraźnie zwiększyła przychody. Planuje też inwestycje w rozwój, w tym otwieranie sklepów o mniejszym metrażu niż dotychczas.

— Zainwestujemy w tym roku w Polsce 350-400 mln EUR i zamierzamy umocnić tu pozycję. Uważamy, że są dzielnice i miejscowości, w których mniejsze powierzchniowo sklepy się sprawdzą. Nasze sklepy mają średnio 800 mkw., te będą miały około 400 mkw. W mniejszym formacie uruchomimy w tym roku 50 sklepów, więc w skali sieci to niewiele. Uważamy, że w dającej się przewidzieć przyszłości będziemy w stanie powiększać sieć o 100-150 sklepów rocznie w obu formatach. Interesują nas też inne kraje regionu, zwłaszcza Rumunia, ale nie mamy jeszcze konkretnych planów — mówi Pedro Soares dos Santos, prezes Jeronimo Martins.
Spółka wydała w ubiegłym roku na rozwój i modernizację Biedronek 372 mln EUR (prawie 1,6 mld zł), co stanowiło 57 proc. jej budżetu inwestycyjnego. W tym roku na inwestycje w skali całej firmy ma przeznaczyć nawet o 14 proc. więcej niż w 2018 r.
Rosnącą Biedronka
Biedronka w ubiegłym roku zwiększyła przychody o 5,8 proc., do 11,3 mld EUR, czyli w przeliczeniu — 48,1 mld zł. W tym samym tempie wzrosły zyski — EBITDA (zysk operacyjny powiększony o amortyzację) sieci wyniosła w ubiegłym roku 850 mln EUR, czyli 3,62 mld zł. Marża zostałautrzymana na poziomie z roku 2017 r. i sięgnęła 7,3 proc. Na wynik pracowało 2,9 tys. sklepów. Biedronka odpowiada za 67,4 proc. przychodów i 87 proc. zysku EBITDA notowanej w Lizbonie spółki.
— Właściwie jesteśmy polską firmą z siedzibą w Lizbonie. To był dla nas bardzo dobry rok i pomimo wyzwań zrealizowaliśmy cele. Wszystkie nasze marki wzmocniły udział w rynku i pobiły rekordy sprzedaży. Biedronka mocno inwestowała w promocje sprzedażowe i marketing. Sieć powiększyła się o 77 sklepów, przeprowadziliśmy 230 remontów, a Biedronki odwiedzają codziennie ponad 4 mln klientów — mówi prezes Jeronimo Martins.
— Mimo 21 dni handlowych mniej sprzedaż porównywalna LFL [na tej samej powierzchni sklepów co rok wcześniej, bez uwzględnienia otwarć — red.] wzrosła o 2,7 proc. Ograniczenie handlu w niedzielę wymusiło na nas większe od oczekiwanych zmiany operacyjne, ale wyniki pokazują, że sobie z tym poradziliśmy. Podoba mi się też zapowiedziany nowy pakiet socjalny, ale nie oczekujemy, że przełoży się to znacząco na nasze wyniki — jest granica tego, co można zjeść, a konsumenci, dysponując większymi dochodami, mogą je przeznaczyć na inne rzeczy. Nie sądzę, byśmy to my mieli stać się głównym beneficjentem tego projektu — mówi Pedro Soares dos Santos.
Pracownicze inwestycje
W połowie lutego kolejną serię podwyżek pensji dla pracowników w Polsce ogłosił największy dyskontowy konkurent Biedronki, czyli Lidl. Portugalska sieć może odpowiedzieć tym samym.
— Zawsze, kiedy to możliwe, podnosimy pensje naszym pracownikom. Robiliśmy to w ostatnich latach, zazwyczaj dwa razy w roku, jest to też naszym celem w 2019 r., nie chcemy jednak podawać jeszcze konkretnych kwot — mówi prezes Jeronimo Martins.
Biedronka jest jednym z największych pracodawców w Polsce — zatrudnia około 67 tys. osób i wkrótce może wyprzedzić Pocztę Polską jako krajowy lider pod tym względem.
— Nie mamy większych problemów z rekrutacją pracowników do sklepów, choć trudniej to robić w dużych miastach. W przyszłości większe problemy może generować rekrutacja do centrów dystrybucyjnych — mówi szef Jeronimo Martins.
Drogeryjne straty
Znaczący wzrost przychodów zanotowała też druga polska sieć portugalskiej grupy, czyli drogerie Hebe. W ubiegłym roku Hebe miało 207 mln EUR przychodów (prawie 900 mln zł), czyli o jedną czwartą więcej niż rok wcześniej, na co pracowało 230 drogerii. Sieć ciągle przynosi straty (na poziomie EBITDA sięgnęły w przeliczeniu 34 mln zł), ale wkrótce ma się to zmienić.
— Hebe już staje się ważnym graczem na polskim rynku drogeryjnym i ważnym elementem naszej grupy, która do tej pory koncentrowała się na branży spożywczej. W tym roku planujemy otworzyć około 50 placówek, a sieć powinna osiągnąć próg rentowności na poziomie EBITDA. Na poziomie netto będzie to wymagało jeszcze kilku lat— mówi Pedro Soares dos Santos. Hebe w najbliższych miesiącach ma też rozpocząć sprzedaż w interencie.
— Jeśli ten projekt się sprawdzi, zastanowimy się nad internetową sprzedażą Biedronki. Fakty są jednak takie, że Polacy lubią kupować w internecie, ale płacenie za to takich pieniędzy, by było to ekonomicznie opłacalne dla spółki, to już inna historia — mówi Pedro Soares dos Santos.
W czwartek notowania Jeronimo Martins na giełdzie w Lizbonie nieznacznie rosły. Kapitalizacja spółki, w której 56,1 proc. akcji ma fundacja rodziny Soares dos Santos, wynosi 10,3 mld EUR, czyli 44,4 mld zł.
Hurtowy wzrost
W tym tygodniu wyniki podał też Eurocash, największy dystrybutor spożywczy w Polsce, którego kontroluje Luis Amaral, były menedżer Jeronimo Martins. Zanotował w 2018 r. 22,8 mld zł przychodów, co oznacza 10-procentowy wzrost sprzedaży. Zwłaszcza w czwartym kwartale odżył kulejący w ostatnich latach segment hurtowni cash&carry, w których zaopatrują się mali detaliści — urósł w tym okresie o blisko 7 proc.
— To najlepszy wynik tego formatu od pierwszego kwartału 2013 r., czyli od blisko sześciu lat — mówi Jacek Owczarek, członek zarządu ds. finansowych w Eurocashu.
Coraz większą część przychodów hurtownika przynosi segment detaliczny, rozwijany głównie dzięki akwizycjom — Eurocash przejął m.in. sieci Eko oraz Mila. Detal przyniósł w ubiegłym roku 4,3 mld zł przychodów, czyli o ponad jedną czwartą więcej niż rok wcześniej. Inwestycje odbiły się jednak na zyskach. Spółka zawiązała rezerwy w wysokości 27 mln zł na przewidywane koszty reorganizacji działalności, związane z segmentem detalicznym.
— Koszty związane z integracją sieci Mila, a także przejętej rok wcześniej sieci Eko, w naturalny sposób obciążają bieżącą rentowność segmentu detalicznego. Przejęcia te pozwoliły nam jednak stworzyć solidną bazę, na której zbudujemy największą sieć supermarketów „proximity” w Polsce — mówi Jacek Owczarek. © Ⓟ
E-handel nie zyskał, galerie straciły
Niedziele bez handlu w stacjonarnych sklepach nie okazały się znaczącym bodźcem dla sektora e-commerce. Firma Planet Plus na podstawie analizy ponad pół miliona transakcji w polskich e-sklepach od czasu wprowadzenia ograniczeń w niedzielnym handlu, obowiązujących od marca 2018 r., doszła do wniosku, że Polacy w niedzielę odpoczywają od zakupów również w internecie i nie zmienili w znaczący sposób przyzwyczajeń. — Z naszych danych wynika, że ustawa nie wpłynęła znacząco na handel w internecie. Liczba transakcji w niedziele wolne od handlu stanowiła w badanym okresie średnio zaledwie 57 proc. e-zakupów dokonywanych we wszystkie niedziele. Największe zainteresowanie zakupami internetowymi mogliśmy zaobserwować w pierwszą niedzielę z zakazem handlu, 11 marca 2018 r. W tym dniu odnotowaliśmy o 140 transakcji więcej niż średnio w pozostałe niedziele w roku. Kolejny duży wzrost nastąpił dopiero w III kw. 2018 r. Wówczas liczba transakcji przekroczyła średnią o 269 w porównaniu z pozostałymi niedzielami, co wiążemy z akcjami zakupowymi z okazji Black Friday oraz okresem przedświątecznym — mówi Jan Sikora, założyciel Planet Plus. Najwięcej zakupów w internecie robimy w poniedziałki, które odpowiadają za 18,4 proc. obrotów sektora e-handlu. Na skutki ustawy mogą natomiast narzekać właściciele i najemcy galerii handlowych.
— Według naszych szacunków, straty małych i średnich najemców wynoszą średnio 5-10 proc. Z rozmów z naszymi klientami wynika, że dotkliwe straty ponoszą najemcy działający w branżach odzieżowej i obuwniczej. Mimo podejmowanych przez najemców prób renegocjacji umów najmu wynajmujący w większości nie byli i nie są skłonni do rozmów — mówi Katarzyna Barańska, radca prawny w kancelarii PwC Legal.
Markety zwiększają przychody
Ograniczenie handlu w niedziele przełożyło się w 2018 r. na zmniejszenie liczby dni roboczych w marketach o 21, nie spowodowało jednak spadku przychodów największych graczy. Oprócz Biedronki wzrostem przychodów chwaliły się inne duże sieci. Grupa Muszkieterów, prowadząca markety spożywcze Intermarché oraz sieć Bricomarché, zwiększyła przychody o 5,5 proc., do 7,5 mld zł. Sieć spożywcza urosła o 3,4 proc., a budowlana o 10,3 proc. Wzrostem przychodów chwaliła się też francuska sieć E.Leclerc, której sprzedaż skoczyła o 3,8 proc., do 2,91 mld zł.
— W 2017 r. niedzielny handel stanowił 7 proc. naszego obrotu. Podjęliśmy silne działania promocyjne oraz rozbudowane akcje marketingowe wzmacniające sprzedaż w pozostałych dniach tygodnia, co pozwoliło do pewnego stopnia zrekompensować tę część obrotów — mówił Jean-Philippe Magré, prezes E.Leclerc Polska.
Dino, czyli największy detalista spożywczy na warszawskiej giełdzie, wyniki roczne poda 14 marca. Szybko otwierająca kolejne sklepy sieć miała po trzech kwartałach przychody większe o 31,8 proc., a sprzedaż LFL (na tej samej powierzchni sklepów, co rok wcześniej) urosła o ponad 12 proc.