Biznes, tak jak służba w Straży Pożarnej, to gra zespołowa

Justyna Klupa
opublikowano: 2025-01-03 13:00

Przemysław Girgiel to warszawski strażak, który ratuje ludzkie życie, a równocześnie zarządza swoją firmą Fire-Tech świadczącą usługi związane z ochroną przeciwpożarową. Mimo wielu zajęć zawodowych znajduje czas na pasję – piłkę nożną. Dobra organizacja i zapał do pracy pozwalają mu się rozwijać na kilku płaszczyznach.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • Czy da się łączyć służbę w straży pożarnej z własnym biznesem?
  • Dlaczego warto uprawiać sport?
  • Co pomaga łączyć służbę w straży pożarnej z prowadzeniem własnej firmy?
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Strażakiem został za namową taty. Umierającemu na raka ojcu (również spełniającemu się w tym zawodzie) obiecał, że chociaż zobaczy, jak to jest służyć w Straży Pożarnej, i jeśli dojdzie do wniosku, że to nie dla niego – odpuści. Słowa dotrzymał – sprawdził, ale nie zrezygnował. Ukończył studia kierunkowe, uzyskując tytuł inżyniera pożarnictwa, i piął się po szczeblach kariery w Straży Pożarnej, trwającej od 18 lat. Jak przyznaje, nie lubi próżnować.

– Rozkład pracy strażaka wiąże się z dużą ilością wolnego między służbami. Postanowiłem ten czas pożytecznie wykorzystać i tak narodził się pomysł na własną firmę. Wiedza i umiejętności zdobyte w trakcie służby ułatwiają rozwój przedsiębiorstwa. Łączenie obu prac nie jest proste. Tylko dobra organizacja pomaga zapanować nad tym, a i tak czasami pojawia się chaos, który trzeba ogarnąć i posprzątać. Na szczęście mam dobrych ludzi obok siebie, którzy pomagają mi zarówno w prowadzeniu firmy, jak i w straży. Zawsze liczy się zespół. Często służba odbywa się kosztem obowiązków w firmie – przyznaje Przemysław Girgiel, strażak i właściciel firmy Fire-Tech.

Ryzyko wpisane w zawód

Praca w Straży Pożarnej wiąże się z dużym obciążeniem psychicznym i fizycznym. Najtrudniejszym wyzwaniem podczas służby było dla niego zawalenie się hali w Katowicach.

– Byłem jeszcze młodym strażakiem, kadetem w Centralnej Szkole PSP i musieliśmy się zmierzyć z dużą katastrofą budowlaną, jedną z największych w kraju. Duża akcja i jeszcze większe obciążenie psychiczne i fizyczne. Do tego jeszcze ogromna liczba ofiar i rannych… Dla młodego człowieka to duże wyzwanie. Myślę, że gdybym aktualnie miał podobną akcję, emocje byłyby zbliżone, jedyna różnica byłaby taka, że dzisiaj pewnie bym nią dowodził na jakimś odcinku bojowym, a wcześniej byłem na pierwszej linii frontu – mówi Przemysław Girgiel..

Trzeba mieć odskocznię

Mimo wielu obowiązków zawodowych znajduje czas na hobby – podróże zagraniczne i grę w piłkę nożną, która towarzyszy mu od dzieciństwa. W zależności od ligi występuje na różnych pozycjach, m.in. jako skrzydłowy.

– Regularne bieganie i szybkie zmiany kierunku w piłce nożnej poprawiają wydolność układu krążenia i kondycję fizyczną. Zwiększa się wytrzymałość mięśni i zdolność do intensywnego wysiłku, które są potrzebne zarówno w pracy w straży, jak i biznesie – w końcu to 12, 14, a czasem nawet 16 godzin aktywnego, dynamicznego życia. Podczas gry liczy się jednak nie tylko wynik, lecz także poprawienie samopoczucia i zrzucenie codziennego wysiłku psychicznego, zostawienie całego dnia na boisku – mówi strażak.

Gra w piłkę jest dla niego nie tylko formą rozrywki, lecz także odskocznią od pracy, choć ma wpływ na służbę i firmę.

– W moim przypadku te dziedziny życia gdzieś tam się przecinają. Każda z nich wpływa na pozostałe. Staram się wyciągać z nich to co najlepsze i przenosić – np. sport uczy, że jeśli chcesz być dobry w jakiejś dyscyplinie, musisz regularnie trenować. Podobnie jest w firmie i Straży Pożarnej. Sport uczy też pokory. Na służbie i w biznesie jak w sporcie – nie zawsze się wygrywa. Trzeba jednak umieć się podnieść po porażce i walczyć dalej – przyznaje Przemysław Girgiel.

Stale się rozwija

Piłka nożna podobnie jak rozwój firmy i służba w Straży Pożarnej to gra zespołowa. Trudno odnieść sukces, pracując indywidualnie.

– Kiedy zaczynałem grać w piłkę, myślałem, że indywidualności są najważniejsze. Że sam mogę wygrać mecz, jednak bez wsparcia kolegów i podań nie byłoby to możliwe. Wynik zależy też od bramkarza. Ronaldo czy Messi byli najlepszymi piłkarzami dwóch ostatnich dekad, byli w stanie pociągnąć zespół do wygranej. Byli liderami, ale musieli mieć za sobą 10 graczy, którzy ich w tym wspierali. Tak samo jest biznesie. Możesz być liderem i wyznaczać trendy, przecierać szlaki, ale musisz mieć za sobą sztab ludzi, który ci w tym pomaga – podkreśla właściciel firmy Fire-Tech.

Aktualnie musiał zrobić sobie przerwę od sportu – czeka go operacja rekonstrukcji więzadła w kolanie. Będzie miał jednak więcej czasu na rozwój na innych płaszczyznach.

– Mam kilka pomysłów na rozwój firmy. Kiełkują też w mojej głowie plany dotyczące inwestycji w biznes w zupełnie innej branży. Chcę się także skupić na rozwoju osobistym. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się znaleźć czas i zrobić doktorat – kończy Przemysław Girgiel.