„PB”: Jak bardzo wzrósł ruch w waszym e-sklepie od czasu, gdy ludzie ograniczyli wychodzenie z domu?
Jakub Palec: Dynamika jest niespotykana. Frisco rok do roku rosło w tempie 30-40 proc. Obecnie dynamika wzrostu jest czterokrotna, a szacowany przez nas popyt jeszcze większy. Gdyby chcieć obsłużyć wszystkich klientów, o co walczymy dzień po dniu, moglibyśmy realizować siedem, a nawet dziesięć razy większą wartość sprzedaży od tej, którą notowaliśmy w lutym.
W ubiegłym roku mieliście ponad 130 mln zł przychodów i zainwestowaliście w nową bazę magazynową w Warszawie, żeby obsłużyć więcej zamówień. Czy umożliwiła zaspokojenie popytu, czy nadal macie problem?
Realizowane obecnie wolumeny zgodnie z naszym planem z początku tego roku mieliśmy realizować dopiero w okolicach świąt w 2021 r. Nie możemy więc powiedzieć, że jesteśmy w stanie zaspokoić popyt, ale dzień po dniu poprawiamy te elementy, które mogą działać sprawniej, żeby coraz więcej zamówień docierało do naszych klientów.
Co jesteście w stanie poprawić? Zwiększacie zatrudnienie, kupujecie nowe samochody dostawcze?
Zwiększyliśmy obsadę magazynu — nie tylko po to, żeby obsługiwać więcej zamówień, ale też po to, by obsługę uczynić bardziej bezpieczną. Z uwagi na zagrożenie epidemiczne mamy zupełnie inne protokoły dotyczące ochrony pracowników i towaru. Samo wejście na teren magazynu jest bardziej restrykcyjne, trwa dłużej, więc musieliśmy zwiększyć obsadę. Magazyn pracuje całodobowo, a poszczególne zmiany nie mieszają się między sobą, co wymaga innego sposobu zarządzania. Zwiększyliśmy liczbę samochodów i kurierów, którzy zamówienia dowożą, ale głównie optymalizujemy sposób poruszania się towaru po naszym zautomatyzowanym magazynie, bo tu jest główne pole do osiągnięcia lepszej wydajności.
Ilu klientów dziennie może obsłużyć jeden kierowca?
W zależności od objętości tych zamówień, która również bardzo wzrosła, od 16 do 26.
Koszyk zakupowy zapewne zmienił się w czasie epidemii. Ludzie kupują inne rzeczy, kupują więcej?
Miks w koszyku zmienia się mocno tydzień do tygodnia już nawet po wybuchu epidemii. Na początku więcej było produktów z dłuższą datą przydatności, tzw. suchych, teraz jest powrót do kupowania świeżych, które w zasadzie są w każdym koszyku. Żeby nie ograniczyć tej usługi do małej liczby klientów, podjęliśmy decyzję o wprowadzeniu limitu i obecnie na jedno zamówienie można wybrać maksymalnie 100 produktów.
Czyli klienci zamawiali więcej?
Tak, to były bardzo duże ilości. Mieliśmy też poczucie, że w pewnym momencie pojawił się obrót spekulacyjny. Ponieważ zdecydowaliśmy, że nie będziemy zmieniać marż po wybuchu epidemii, więc towary miały bardzo dobrą cenę i były wykupywane.
Screeny waszej podstrony z papierem toaletowym wszędzie pokazywały: „towar niedostępny". W jakich kategoriach był jeszcze problem?
W pierwszym okresie papier rzeczywiście był bardzo mocno wykupywany, sprzedawaliśmy trzy samochody papieru dziennie — chodzi o trzy TIR-y. Kupowano też takie produkty, jak ryż, mąka, makaron. Dzisiaj popyt jest bardziej zróżnicowany. Z dostępnością pewnych produktów w całym handlu są problemy, przykładem są drożdże, przed Wielkanocą jest problem z dostępnością np. groszku. Dostawa do naszego magazynu dociera trzy razy na dobę, więc to, że o określonej godzinie nie można dorzucić danego produktu do koszyka, nie oznacza, że za chwilę nie będzie on dostępny.