Ekonomista twierdzi, że co prawda Niemcy i Francja są w stanie „zadbać” o swoje banki, inaczej jest jednak choćby w przypadku włoskich instytucji, spośród których aż 26-ciu agencja Standard & Poor’s ostatnio obniżyła ratingi.
Jeśli dojdzie do serii niekorzystnych sytuacji w krajach, gdzie mamy do czynienia ze słabszym sektorem bankowym, może być nieciekawie. W Europie nie ma takich samych powszechnych gwarancji dla depozytów jak w Stanach Zjednoczonych. Dlatego za oceanem nigdy nie widzieliśmy paniki i ludzi wycofujących środki z banków – wyjaśnia Bourland.
Na Starym Kontynencie jednak, jeśli „infekcja” dopadnie kilka banków, albo dojdzie do spektakularnego upadku któregoś z obecnych gigantów, będziemy świadkami runu – dodaje ekonomista.
Mimo tej niepewności, Bourland ujawnia, że nadal kupuje „ryzyko”.
Nie w Europie. Stawiamy przede wszystkim na rynki rozwijające się. Lubimy private equity i nieruchomości – mówi Bourland.
Wyraża chęć zakupu greckich nieruchomości.
W grę wchodzą też inne greckie aktywa, ale nie po niemieckich cenach – wyjaśnia.