Brak prądu to... pałka milicjanta

KAK
opublikowano: 2010-03-10 12:05

Wyłączenia prądu w PRL były... dla strachu. Tę rewolucyjną tezę lansuje dziś na swoich łamach „Rzeczpospolita”. 

Gazeta zajęła się legendarnym 20. stopniem zasilania, który u schyłku epoki Gierka zwiastował wyłączenia prądu, głównie w zakładach przemysłowych. I był skutkiem niepohamowanego apetytu na energię socjalistycznych fabryk, któremu nie były w stanie sprostać socjalistyczne elektrownie.

- Skąd się brały te przerwy? – pyta „Rzeczpospolita” Jadwigę Emilewicz, p.o. kierownika Muzeum PRL-u, krakowskiego oddziału Muzeum Historii Polski w Warszawie.

- Służyło to zastraszaniu społeczeństwa, zmniejszaniu jego mobilności oraz ograniczeniu działalności opozycyjnej. Pamiętajmy, że podziemne drukarnie potrzebowały prądu, aby móc pracować – odpowiada Jadwiga Emilewicz.

Pani kierownik kojarzy 20. stopień zasilania głównie z represją stanu wojennego. I pewnie nie wie, że wobec wieloletnich zaległości inwestycyjnych w energetyce jego wprowadzenie staje się prawdopodobne także obecnie, o czym piszą ekonomiści, np. prof. Krzysztof Rybiński.

Ograniczenia poboru prądu i 20. stopień zasilania przewiduje uchwalone w 1997 r. polskie prawo energetyczne, o czym lojalnie ostrzegają klientów dystrybutorzy energii.