BUY-BACK: SPÓŁKI NIE CHCĄ PODATKU
To, czy skupujący własne akcje zapłacą coś fiskusowi, zależy tylko od ich dobrej woli
Podatek od buy-backu — zdaniem Ministerstwa Finansów należny fiskusowi — wciąż budzi wątpliwości. Problemy z interpretacją wykładni resortu mają same Izby Skarbowe, a co dopiero spółki, które zdecydowały się na takie operacje. Niektóre zdecydowały się zapłacić, inne czekają, jeszcze inne uważają, że taki podatek nie ma podstaw prawnych.
Popularne nie tak dawno skupowanie i umarzanie własnych akcji przez niektóre giełdowe spółki wciąż zdaje się nie mieć rozwiązanej kwestii podatkowej. Chodzi o to, czy spółka, która zdecydowała się na buy-back, powinna odprowadzić do fiskusa podatek od tej operacji, czy też nie. Nie ma też jednomyślności wśród samych przedsiębiorstw. W niektórych przypadkach spółki od kilku miesięcy czekają na właściwe interpretacje.
Brakuje interpretacji
— W wyniku umorzenia akcji bez obniżenia kapitału akcyjnego powstaje stan, w którym po umorzeniu nabytych akcji suma wartości nominalnej pozostałych walorów jest mniejsza niż wartość kapitału akcyjnego. Oceniając powyższe działania z punktu widzenia jego skutków podatkowych stwierdzić należy, iż po stronie akcjonariuszy spółki dochodzi do realizacji dochodu z tytułu udziału w zyskach osób prawnych — czytamy w liście, jaki Ministerstwo Finansów pod koniec sierpnia ubiegłego roku skierowało do wszystkich Izb Skarbowych.
Lista płac
Na skup i umorzenie własnych akcji, z zachowaniem dotychczasowej wielkości kapitału akcyjnego, zdecydowały się się m.in. Irena, TIM, Vistula, Wólczanka i Wafapomp. Nie wszystkie jednak zdecydowały się na zapłacenie podatku od tej operacji.
Na zapłacenie podatku od buy-backu zdecydował się m.in. Wafapomp, chociaż i ta spółka zamierza ubiegać się o zwrot części wpłaconej kwoty. Tłumaczy to tym, że część jej akcjonariuszy stanowią podmioty zwolnione od podatku (Skarb Państwa, NFI).
— Od początku liczyliśmy się z koniecznością zapłacenia podatku, toteż podatek został zapłacony — mówi Marek Ziemiecki, prezes spółki.
Niektórzy jednak, jak to miało miejsce w przypadku łódzkiej Wólczanki, nie za bardzo wiedzą, jak postąpić w tej sprawie.
— Chcemy zapłacić podatek. Nie wiemy jednak, jak to zrobić. Chodziły informacje, że istnieją dwie formuły zapłacenia tego podatku. Zwróciliśmy się z naszymi wątpliwościami do Urzędu Skarbowego. Ten zwrócił się do Izby Skarbowej. Z kolei Izba Skarbowa skierowała pytania do Ministerstwa Finansów. Od kilku miesięcy nie mamy odpowiedzi w tej sprawie. W związku z tym zwróciliśmy się bezpośrednio do MF z prośba o interpretację. Mimo że minęło już kilka tygodni od chwili kiedy skierowaliśmy nasze pismo, wciąż czekamy na odpowiedź — mówi Elżbieta Grabska, wiceprezes Wólczanki.
— Nie wiadomo, komu wystawić PIT. Nie wiadomo, kto był właścicielem tych akcji. Nie ma możliwości sprawdzenia, kto nim był — dodaje wiceprezes spółki.
Wólczanka utworzyła jednak rezerwę na ewentualny podatek od tej operacji.
Nie ma pośpiechu
Konieczności tworzenia rezerw na podatek od buy-backu nie widzi częstochowski Yawal.
— Biegły nie zalecał tworzenia rezerw. Prawnicy — nie tylko nasi, bo w tej sprawie zwróciliśmy się także do znanych kancelarii prawnych — stoją na stanowisku, że nie ma podstaw do płacenia podatku. Naszym zdaniem, już sama interpretacja Ministerstwa Finansów zawiera wiele braków. Podatnikiem w tej sprawie byliby naprawdę akcjonariusze firmy — tłumaczy Piotr Knapiński, dyrektor finansowy Yawalu.