Projekcja inflacji NBP to jeden z ciekawszych dokumentów analitycznych w kraju. Pojawia się raz na cztery miesiące, przygotowywany jest przez duży zespół analityków, a na rynku jest traktowany często jako punkt odniesienia do wielu analiz.
Najnowsza projekcja jest bardzo bycza pod względem prognoz wzrostu gospodarczego. Przez niemal trzy lata — od II kw. tego roku do końca 2023 r. — wzrost PKB ma przekraczać 5 proc. rok do roku (z małą przerwą w III kw. ze względu na efekty bazy). NBP znacznie bardziej optymistycznie niż w poprzedniej analizie, z listopada, podszedł do ożywienia inwestycji. Analitycy banku dostrzegli zjawisko, które opisywałem w komentarzu parokrotnie — polegające na wyjątkowo szybkim odbiciu nakładów inwestycyjnych firm w niektórych krajach na świecie, które sugeruje, że cykl inwestycyjny będzie dużo bardzo dynamiczny niż po poprzednich recesjach.
NBP wciąż nie uwzględnia jednak większości korzyści płynących z nowego budżetu Unii Europejskiej, przeznaczonego na odbudowę po kryzysie, czyli tzw. NextGenerationEU. Analitycy banku uwzględniają tylko jedną trzecią budżetu, przekonując, że na razie mają zbyt mało informacji o tym instrumencie, by w pełni ująć go w prognozach. Jeżeli Polska dobrze wykorzysta dostępne jej fundusze, wzrost gospodarczy może być jeszcze wyższy. Szacuję, że gdyby NBP uwzględnił znacznie większą część budżetu, wówczas projekcja mogłaby sięgnąć nawet 6 proc. wzrostu PKB w 2022 r.
Za szybkim ożywieniem gospodarczym ma podążać inflacja. W najbliższych latach ma znajdować się w okolicach 3 proc., czyli powyżej celu NBP, wynoszącego 2,5 proc. Takie przekroczenie celu nie jest żadną zbrodnią, tym bardziej w czasach, gdy lepiej mieć trochę zbyt wysoką inflację niż zbyt niską. Podniesienie ścieżki inflacji przez analityków banku wskazuje jednak, że dostrzegają oni coraz więcej elementów presji inflacyjnej. Ostatni raz, kiedy ścieżka inflacji w zimowej projekcji NBP przekraczała tak wyraźnie 3 proc. na końcu horyzontu prognozy, zdarzyło się w 2010 r.

Na tle takiej projekcji na pewno uzasadnione jest pytanie, czy możliwe są podwyżki stóp procentowych w nadchodzących latach? Inflacja na poziomie 3-3,5 proc. wskazuje, że takie ryzyko może istnieć. Rynek finansowy w wycenie instrumentów finansowych (np. w cenie kontraktów na stopę procentową lub cenach obligacji) wycenia już małe podwyżki stóp w Polsce w 2022 r.
Adam Glapiński, prezes NBP, w miniony piątek powiedział też, że prawdopodobieństwo podwyżki stóp do końca kadencji obecnej Rady Polityki Pieniężnej (zakładam, że chodzi mu o połowę 2022 r.) jest zerowe.
Kto ma rację? Bardzo możliwe, że prezes NBP w takim sensie, że podwyżki stóp możemy nie zobaczyć jeszcze przez wiele kwartałów, a może nawet lat. Na pewno natomiast nie ma racji w tym, że prawdopodobieństwo wzrostu kosztu pieniądza jest zerowe. Przy obecnie prognozowanej trajektorii gospodarki można wyobrazić sobie wiele scenariuszy, w których presja inflacyjna narasta i bank centralny musi podnieść stopy. Ludzie i firmy, dla których zmiana stóp procentowych stanowi ryzyko, nie powinni zakładać, że jest ono żadne.