Byle nie było czwartej fali

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2021-09-08 20:00

Kredyty gotówkowe wyhamują, a hipoteczne będą dalej rosły, choć sektor bankowy jest na granicy operacyjnej wydolności.

„Polski rynek kredytowy po wybuchu pandemii, czy najgorsze mamy już za sobą?” — na tak postawione pytanie można krótko odpowiedzieć: tak, pod warunkiem, że nie będzie czwartej fali pandemii.

Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich (ZBP), uczestnik panelu pod tym tytułem, zwrócił uwagę, że trudno mówić o kondycji całego rynku, gdyż nie ma pełnych informacji o tym, co dzieje się w segmencie kredytów firmowych oraz finansowania rolników.

Mocny spadek:
Mocny spadek:
Ewa Wernerowicz, prezes Vivusa, ocenia spadek popytu na pożyczki w pandemii na 70 proc.
Marek Wiśniewski

— Poziom kredytowania rolników przed pandemią był nie najlepszy, a w pandemii sytuacja jeszcze się pogorszyła. Odnotowaliśmy kolejny kwartał spadku kredytowania dla rolnictwa — powiedział szef ZBP.

Podkreślił, że tendencja spadkowa może mieć związek z brakiem możliwości przedstawienia wystarczających zabezpieczeń przez rolników. To z kolei jest konsekwencją zmian prawnych dotyczących obrotu ziemi wprowadzonych przed kilkoma laty.

— To wymaga interwencji resortów sprawiedliwości oraz finansów — powiedział Krzysztof Pietraszkiewicz.

Jeśli chodzi o kredyty dla ludności to, zdaniem prezesa ZBP, widać wyraźne odbicie, przy czym w segmencie kredytów mieszkaniowych może być ono być zbyt silne.

Marek Lusztyn, szef ryzyka w mBanku, stwierdził, że to, co dzieje się na rynku mieszkaniowym, świadczy o tym, że większą wartość tezauryzacyjną Polacy dostrzegają w nieruchomościach niż w jakiejkolwiek innej klasie aktywów.

— Na tle średniej unijnej dostępność mieszkań była dużo mniejsza, więc potencjał do wzrostu jest spory. Popyt jest bardzo duży i sektor bankowy jest na granicy operacyjnej wydolności. Sytuacja z pewnością wymaga uwagi — podkreślił Marek Lusztyn.

Jego zdaniem obserwowane ożywienie na rynku pożyczek i kredytów ratalnych jest chwilowe i w długim okresie się nie utrzyma. Silny popyt na kredyty konsumenckie wynika w części ze zmian, jakie w sposobie życia wymusiła pandemia, takimi jak praca zdalna, zamknięcie szkół, co z kolei wymagało doposażenia mieszkań w niezbędny sprzęt elektroniczny oraz meble.

Mariusz Cholewa, prezes Biura Informacji Kredytowej (BIK), w nawiązaniu do kwestii kredytowania rolników przywołał ciekawe dane, dotyczące finansowania produkcji rolnej w bankach spółdzielczych. Przed pandemią 70 proc. ich bilansu przypadało na tę kategorię klientów. Obecnie udział kredytów dla rolnictwa jest już powyżej tego poziomu. Jeszcze bardziej interesujące są dane o rosnącym znaczeniu finansowania dla mikrofirm w bankach spółdzielczych. Sprzed pandemicznego poziomu 20-22 proc. wzrósł on do 25 proc.

Z danych BIK wynika również, że w segmencie kredytów i pożyczek gotówkowych rośnie ich wartość i wydłuża się termin spłaty. Mariusz Cholewa podkreśla, że nie ma to na razie wpływu na jakość portfela kredytowego, choć historycznie tak było.

Ewa Wernerowicz, szefowa Vivusa, wyjaśniła, że tajemnica, przynajmniej w dużej części, rosnącej kwoty i dłuższego tenoru pożyczki tkwi w orzeczeniu TSUE, dotyczącym nakazu zwrotu proporcjonalnej części prowizji od wcześniej spłaconego kredytu/pożyczki. Klienci wnioskują obecnie o finansowanie na maksymalny okres spłaty, choć przewidują, a nawet wiedzą o tym, że spłacą je przed czasem. Dzięki długiemu terminowi prowizja, liczona jako procent pożyczki, jest rozkładana na większą liczbę rat, obniżając wysokość pojedynczej raty. Po wcześniejszej spłacie długu część prowizji wraca do kieszeni klienta.

Sektor pożyczkowy, zdaniem Ewy Wernerowicz, został w pandemii mocno poturbowany. Strata za ubiegły rok wyniosła ponad 100 mln zł. Na powrót do zyskowności branża potrzebuje roku-dwóch, bo wtedy zaczną przynosić przychody pożyczki udzielane obecnie. Przyszłość sektora w dużej mierze zależy od tego, czy nadejdzie czwarta fala pandemii i jak będzie groźna dla gospodarki.