Giełdowa cena obuwniczego potentata czyni cuda. Analitycy tłumaczą to dyskontowaniem przyszłości. Kilkuletniej przyszłości
W ostatnich dwunastu miesiącach akcje CCC podrożały o 63 proc. W ciągu pięciu lat o 431 proc. Zwłaszcza w 2017 r. kurs spółki obuwniczej co rusz bije rekord. Padło 200, potem 250 zł za akcję. W środę 4 października zawierano już transakcje powyżej 300 zł, choć ostatecznie sesja zakończyła się poniżej tego symbolicznego poziomu. Wzrostu wyceny nie wyhamowuje nawet to, że we wrześniu spółka zwiększyła liczbę akcji o 5 proc., sprzedając nowe walory po 265 zł. Najbardziej optymistyczni analitycy — Raiffeisena i UBS — wyceniają akcje firmy obuwniczej na 330-340 zł. Rośnie nie tylko kurs, ale również sprzedaż. We wrześniu 2017 r. była o prawie 52 proc. wyższa niż rok wcześniej. To niewątpliwie efekt deszczowej aury, która skłaniała do zakupów butów z nowej, jesiennej kolekcji, bez czekania na przeceny. Jednak obroty wyraźnie rosną także w dłuższej perspektywie. Przychody CCC od stycznia do września 2017 r. wyniosły 2,8 mld zł. To o 38 proc. więcej niż w 2016 r. Z drugiej strony, trudno nie zauważyć, że już obecnie giełda wycenia CCC ponad trzynastokrotność wartości księgowej. Wskaźnik cena/zysk wynosi zaś 41.



— Jest drogo, ale biorąc pod uwagę zwyżki pokazywane przez spółkę, obecne wyceny w stosunku do wyników za 2-3 lata mogą wcale nie być wygórowane. Inwestorzy już traktują rok 2017 jako historię,rok 2018 też się nią powoli staje. Pierwszy rok, który wiele osób interesuje, to 2019, a niektórzy sięgają i dalej w przyszłość — wyjaśnia Łukasz Wachełko, analityk Wood & Company.
— W wycenie CCC zawarta jest opcja zwrotu z zakupu eobuwia.pl, które za 5 lat może generować 30-40 proc. EBITDA grupy. Biznesy, takie jak eobuwie.pl, są na fali wzrostowej w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej oraz zyskują na znaczeniu w Europie Środkowej i Wschodniej. Patrząc na sklepy stacjonarne CCC, sprzedaż z powierzchni porównywalnej poprawia się w wysokim tempie w Polsce. W innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej jeszcze tego nie widać, więc CCC może zaskoczyć, zarówno jeśli chodzi o internet, jak i tradycyjne sklepy— uważa Piotr Bogusz, analityk mBanku.
Nie tylko najtańsze buty
Eobuwie.pl rozwija się niewątpliwe szybciej niż tradycyjny biznes CCC. We wrześniu 2017 r. sprzedaż sklepowa wzrosła o 48 proc., licząc rok do roku, internetowa — o 112 proc. Nie jest przy tym tak jak w LPP, że handel internetowy w CCC raczkuje. We wrześniu stanowił około jednej piątej sprzedaży w tradycyjnych sklepach. Można też domniemywać, że eobuwie. pl pozwoliło CCC dotrzeć do nieco innych klientów. Gdy w 2015 r. spółka z Polkowic przejmowała kontrolę nad eobuwiem.pl, średnie zamówienie w serwisie internetowym opiewało na 294 zł. Przeciętna wartość pary sprzedanej przez CCC — tylko 65 zł.
— Handel internetowy wszystkiego nie załatwi, ale to bardzo rentowny kanał i druga noga CCC. Od akwizycji spółka bije oczekiwania rynkowe, w tym moje. Atrakcyjność eobuwia.pl polega na tym, że bardzo dobrze funkcjonuje w Polsce i na kilku innych rynkach, a skalowalność tego biznesu jest bardzo duża. Łatwo i niskim kosztem można go uruchamiać w kolejnych krajach, a nie kanibalizuje tradycyjnej działalności CCC — tłumaczy Konrad Księżopolski, szef działu analiz w polskim oddziale Haitong Banku. CCC niewątpliwie chce dotrzeć do innej klienteli niż ta, na której wyrosło. Do sklepów trafiły buty Pumy i New Balance. To element przyciągania klientów, którzy inaczej do sklepów pod pomarańczowym szyldem raczej by nie zajrzeli, ale też zdobywania rynku butów w ogóle.
— Na New Balance jest mniejsza rentowność, ale nie jest to wystarczający powód, by tej marki nie oferować. New Balance to nie jest konkurencja dla Sprandi, nie kanibalizuje własnych produktów CCC, a każda para New Balance sprzedana przez CCC to para mniej sprzedana w innych sklepach — mówi Łukasz Wachełko. Placówek CCC przybywa. Na koniec czerwca 2017 r. szyld ten widniał na 889 obiektach własnych i franczyzowych. Rok wcześniej było ich 80 mniej. Trzon biznesu firma ma w Polsce, ale nasi rozmówcy twierdzą, że nawet tu może jeszcze zwiększać skalę.
— CCC ma około jednej czwartej udziału w polskim rynku. Jest więc w stanie ciągle go zwiększać— twierdzi Piotr Bogusz. Analityk mBanku pozytywnie odbiera telewizyjne kampanie reklamowe CCC, które zwiększają rozpoznawalność marki.
— Jeśli ktoś decyduje się na zakup butów, to pójdzie do sklepu, który kojarzy. Szeroka oferta w sklepach sprzyja zwiększaniu odsetka osób, które po wejściu dokonają zakupów — mówi Piotr Bogusz.
— Budowa świadomości marki to dobry fundament na przyszłość — wtóruje mu Konrad Księżopolski. Jego zdaniem, batalię o udział w rynku warto prowadzić, mimo ryzyka obniżenia marży. Jeśli spółka jeszcze bardziej umocni swoją pozycję, a konkurencja osłabnie, to marże uda się odbudować.
Opcja niemiecka
Analitycy doceniają zmiany w zarządzie. Zwracają uwagę na coraz lepsze zarządzanie kosztami oraz nowy koncept sklepów. Mają być większe i oferować cały asortyment dostępny w sieci. Na to nakłada się sposób ekspozycji produktów.
— Firmy handlowe czują presję płacową. Sklep zarabia, kiedy jest otwarty, ale jego personel pracuje przecież przed otwarciem i po nim. Zmiana ustawienia produktów powoduje, że ich układaniu można poświęcić mniej czasu. To powoduje, że mniej roboczogodzin wykorzystywanych jest poza godzinami otwarcia, co już widać w kosztach. Z drugiej strony, pracownicy sklepów mających dobre wyniki mogą zarobić więcej — tłumaczy Konrad Księżopolski.
Nie wszędzie jednak idzie dobrze. O ile w Polsce i Europie Wschodniej spółka radzi sobie sprawnie, to wejścia do Niemiec i Austrii nikt nie uznaje za sukces. Mimo to analitycy z dużym spokojem patrzą na straty, jakie CCC ponosi na Zachodzie.
— Spółka traktuje Niemcy i Austrię jako opcję, na którą ją stać. Wyniki bez Niemiec byłyby lepsze, ale jeśli okaże się, że za pięć lat jest w stanie zarabiać w Niemczech, to warto poczekać. Niemcy to największy rynek obuwniczy w Europie. Co do Austrii, to wydaje się, że w miarę szybko jest w stanie wyjść na zero. A i Niemcy są w stanie w 2017 r. powtórzyć stratę z 2016 r., co przy większej skali biznesu już byłoby pozytywne — komentuje Łukasz Wachełko.
Podpis: Kamil Kosiński