Chavez dał zarobić lepiej niż złoto

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2013-03-07 00:00

Kontrowersyjna polityka gospodarcza wenezuelskiego przywódcy przez 14 lat odstraszała inwestorów od wenezuelskich obligacji.

Ci, którzy się nie przestraszyli, zarobili krocie. W ciągu 14 burzliwych lat urzędowania Hugo Chaveza inwestorzy, którzy posiadali wenezuelskie obligacje, zwiększyli swój majątek aż ośmiokrotnie. Sięgające 14,7 proc. rocznie zyski z denominowanych w dolarze papierów to rzadkość na rynkach finansowych. Więcej od 1999 r., kiedy „El Presidente” obejmował urząd, dały zarobić tylko akcje najlepszych spółek, takich jak Apple (4152 proc.) i KGHM (3179 proc.) oraz ropa, na której przywódca Wenezueli zbudował swoje socjalistyczne imperium (882 proc.). Jak to możliwe, że mimo pięciu dewaluacji bolivara, najwyższej inflacji na kontynencie, znacjonalizowaniu ponad 1000 przedsiębiorstw oraz kontroli przepływu kapitału (prywatny obrót walutą jest w Wenezueli zabroniony, a największym rynkiem bolivara na świecie jest pełne kantorów przygraniczne miasto Cucuta w Kolumbii), wierzyciele wenezuelskiego skarbu tak dobrze zarobili? Obawy inwestorów sprawiły, że rentowność papierów Wenezueli utrzymywała się w czasie prezydentury Hugo Chaveza średnio na zawrotnym pułapie 12,4 proc., prawie o jedną trzecią wyższym niż przeciętne oprocentowanie takich papierów na rynkach wschodzących.

Choć utrzymująca się tak długo wysoka rentowność zmusiłaby niemal każdego dłużnika do ogłoszenia niewypłacalności, to jednak, m.in. dzięki ogromnym wpływom z eksportu ropy, rząd Hugo Chaveza przez 14 lat idealnie wywiązywał się ze swoich zobowiązań. Jak podkreślają specjaliści, zaprzestanie spłaty długu oznaczałoby próbę przejęcia transportów ropy przez wierzycieli i odcięcie od światowych rynków finansowych, a w konsekwencji nawet kryzys gospodarczy.

— Wielkie firmy naftowe potrzebują dostępu do rynków finansowych. Niewypłacalność kraju zdecydowanie nie posłużyłaby ich interesom — komentował Luis Martins, zarządzający towarzystwa Fidelity Investments. Jego zdaniem, mimo obaw o destabilizację kraju, wytypowany na następcę Hugo Chaveza Nicholas Maduro zapewne podąży ścieżką wytyczoną przez poprzednika. To będzie oznaczać, że oprocentowanie, które wzrosło we wtorek w reakcji na informację o śmierci prezydenta, pozostanie wysokie.

— Inwestowanie w Wenezueli to kwestia umiejętnego zarządzania ryzykiem. Jeżeli w świecie zerowych stóp oni płacą blisko 10 proc., to jest to wynik ciężki do pobicia — komentował Luis Martins.