Od 2022 r. branża chemiczna w Europie i w Polsce nie może wyjść z zapaści. Koszty produkcji rosną, a firmy z Europy mają coraz mniej zamówień. Ten negatywny trend widać w statystykach. W pierwszej połowie 2024 r. cały europejski sektor zanotował jedynie 3-3,5 proc. wzrostu produkcji. W tym czasie globalna produkcja urosła o 6 proc. Duży wpływ na to miały Chiny, w których sektor zanotował aż 10-procentowy wzrost.
- Europa, będąc kiedyś globalnym liderem w segmencie chemii, musiała teraz ustąpić miejsca dynamicznie rozwijającym się regionom. Azjatyckie rynki rozwijają się w zawrotnym tempie, a europejski przemysł chemiczny walczy o przetrwanie – przyznaje Tomasz Zieliński, prezes Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego (PIPC).
Ze wszystkimi prognozami branżowymi i makroekonomicznymi możesz zapoznać się w specjalnym serwisie „Co nas czeka”. Na stronie znajdziesz także felietony liderów biznesu, nauki, kultury i geopolityki, takich jak Aleksander Kwaśniewski, Jacek Dukaj, Aleksandra Przegalińska, gen. Rajmund Andrzejczak, Sebastian Kulczyk, Rafał Brzoska czy Adam Góral.
Czas stabilizacji
Ekspert patrzy jednocześnie na rozpoczynający się rok z optymizmem.
- Prognozy na 2025 r. zakładają, że tempo wzrostu produkcji chemicznej w Europie utrzyma się na poziomie zbliżonym do tego z 2024, co oznacza, że widać powoli poprawę sytuacji – mówi Tomasz Zieliński.
Nachodzące miesiące mogą być zdaniem szefa PIPC punktem zwrotnym dla polskiej chemii, ale do odzyskania roli, którą polski przemysł odgrywał kilka lat temu, jest wciąż bardzo daleko.
– Polski przemysł chemiczny mimo konkurencji spoza Europy wykazał w ostatnim czasie dużą odporność. Wciąż nie odrobiliśmy strat po 2022 i 2023 r., ale w 2025 r. produkcja chemiczna w Polsce powinna utrzymać się na poziomie zbliżonym lub nieco wyższym niż ostatnich miesiącach – przewiduje Tomasz Zieliński.
Tymczasem zdaniem Jakuba Szkopka, analityka Erste Securities, perspektywy dla sektora chemicznego w Europie w 2025 r. są raczej słabe.
- Do pogorszenia konkurencyjności europejskich firm z sektora chemii przyczyniły się m.in. ceny gazu, który jest dla nich strategicznym surowcem. Istnieje obawa, że ceny gazu mogą zacząć rosnąć z powodu problemów z dostępnością surowca. Ma to związek z tym że od 1 stycznia 2025 r. wygasa umowa tranzytowa na dostawy gazu pomiędzy Rosją a Ukrainą, co może mieć kluczowe znaczenie dla zaopatrzenia UE w gaz - przypomina Jakub Szkopek.
Część krajów UE, m.in. Austria, Węgry i Słowacja, nadal polega na rosyjskim gazie. Obecnie ceny błękitnego paliwa na holenderskiej giełdzie wynoszą od 46 do 48 EUR za megawatogodzinę. Jednak analitycy prognozują ich wzrost.
- Wyższe ceny gazu będą mieć z kolei wpływ na wyższe koszty wytworzenia produktów chemicznych – podkreśla Jakub Szkopek
Rosyjski problem
Jednym z głównych powodów trudnej sytuacji polskiej chemii jest wzrost importu nawozów z Rosji i Białorusi. To efekt luki w sankcjach UE, które nie objęły m.in. dostaw żywności i nawozów. W efekcie, jak wynika z danych Eurostatu, tylko od stycznia do sierpnia 2024 r. zaimportowaliśmy 862 tys. ton nawozów azotowych z Rosji, co stanowi ponad jedną czwartą całego importu nawozów z tego kraju do UE.
W tej sytuacji polski rząd zabiega od dłuższego czasu o wprowadzenie ceł przez KE na nawozy z Rosji i Białorusi. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż ich wprowadzenie musi poprzeć 55 proc. państw, czyli 15 z 27 członków UE.
- Można oczekiwać, że KE będzie podejmować próby obrony swojego rynku, ale warto wziąć uwagę, że UE zazwyczaj długo podejmuje takie decyzje – przypomina Jakub Szkopek.
Ekspert Erste nie ma jednocześnie wątpliwości, że decyzja KE o wprowadzeniu ceł na import nawozów ze Wschodu do Europy jest konieczna.
- Jej brak oznacza dalsze pogarszanie się sytuacji największych polskich producentów - zaznacza Jakub Szkopek.
Wojenna retoryka
Problemem dla sektora chemicznego w Europie może być także polityka nowego prezydenta USA Donalda Trumpa.
- Prezydent-elekt zapowiada wprowadzenie dodatkowych ceł na produkty z Europy, co – o ile się ziści – znacząco wpłynie zarówno na dostępność podstawowych surowców chemicznych, jak i konkurencyjność całej branży chemicznej w Europie – podkreśla Tomasz Zieliński.
- W momencie gdy Stany Zjednoczone ogłaszają wojenną politykę handlową, rośnie ryzyko, że towary z tego kraju zostaną w dużym stopniu przekierowane do Europy. To oznacza, że firmy z Europy będą musiały się liczyć z jeszcze większą konkurencją z zagranicy — ocenia Jakub Szkopek.
Jego zdaniem jest to bardzo niebezpieczne dla Europy, zwłaszcza w połączeniu z problemami chińskiego rynku nieruchomości, na którym buduje się coraz mniej.
- Mniejszy popyt na chemię budowlaną na chińskim rynku oznacza, że Chiny będą wysyłały swoje produkty w większych ilościach do Europy, co stwarza zagrożenie dla europejskich producentów - ocenia analityk Erste.
Jego zdaniem jedynym czynnikiem, który w tej chwili ratuje konkurencyjność europejskiego przemysłu chemicznego, jest spadek notowań euro do dolara.
- Słaba waluta europejska sprzyja eksportowi – przypomina Jakub Szkopek.
Liczą się działania
Z kolei Tomasz Zieliński przypomina, że przemysł chemiczny z niecierpliwością oczekuje w tej chwili na Pakt dla czystego przemysłu zapowiadany przez Ursulę von der Leyen, przewodniczącą KE, w ciągu pierwszych 100 dni jej drugiej kadencji.
Szczególny nacisk w tym dokumencie ma być położony na większą ochronę rynku wewnętrznego i ochronę europejskich firm. Dużą wagę przywiązuje się w nim także do cen energii.
- Branża chemiczna w całej UE oczekuje szybkich i zdecydowanych działań od brukselskiej administracji. Celem paktu ma być wzmacnianie konkurencyjności europejskich firm, pobudzanie inwestycji w regionie, wsparcie innowacji technologicznych, uruchomienie koniecznych narzędzi wsparcia finansowego w transformacji energetycznej, ochrona istniejących miejsc pracy i tworzenie nowych. Te elementy mogą stać się narzędziem do tego, by europejska chemia odzyskała dawną pozycję – mówi Tomasz Zieliński.
