Szwajcarski gigant bankowości dodawał akcje do swojego portfela i nadal zajmuje pozycję "przeważaj" w tej klasie aktywów

Kupowaliśmy i nadal kupujemy akcje i bardzo dobrze się z tym czujemy – powiedział szef globalnego działu inwestycyjnego w Credit Suisse, Michael Strobaek. Nie widzimy jeszcze końca tego hossy, dodaje przedstawiciel szwajcarskiego giganta inwestycyjnego.
Bank najbardziej preferował akcje spółek ze strefy euro i rynków wschodzących, a także przedstawicieli sektora energetycznego, finansowego, informatycznego i telekomunikacyjnego. Najsłabszym „uczuciem” CS obdarował walory z rynków w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. W niełasce znalazł się również sektor dóbr konsumpcyjnych.
Strobaek zauważył, że rynki były podkopywane w przeszłości przez kilka wydarzeń o charakterze geopolitycznymi, takich jak brexit, czy wygrana w wyborach prezydenckich w USA przez Donalda Trumpa w 2016 roku. Wszystkie te incydenty były szansą wejścia na rynek.
Zdaniem Strobaek’a, "wciąż znajdujemy się w tym środowisku".
Na początku bieżącego pojawiły się obawy, że inflacja może zaktywizować inwestorów spekulacyjnych i zniszczyć roczne zyski.
To nie jest jednak sygnał, że koniec rynku byka jest bliski – wyjaśnia Strobaek.
Z kolei Andrew Garthwaite, szef strategii globalnej w Credit Suisse, uważa, że co prawda giełdowe byki „starzeją się”, jednak wciąż istnieją czynniki, które są korzystne dla akcji. Oczekuje, że zysk na akcję wzrośnie o 10 proc. w Europie i o 17 proc. w USA w tym roku. Twierdzi przy tym, że warunki monetarne są nadal akomodacyjne, mimo że Rezerwa Federalna chce podwyższyć stopy procentowe.