Adam L. Kalus: Cudzoziemcy nie zamierzają wykupić polskiej ziemi
WYOLBRZYMIONE OBAWY: Przeciwnicy dopuszczenia cudzoziemców do zakupu polskiej ziemi nie mają racji — uważa Adam L. Kalus. fot. Borys Skrzyński
Jeżeli Polska obstawać będzie przy żądaniu wprowadzenia okresów przejściowych ograniczających prawo cudzoziemców do swobodnego zakupu polskiej ziemi po włączeniu naszego kraju do Unii Europejskiej, to Bruksela — co jest więcej niż pewne — zamknie przed Polakami europejski rynek pracy.
BRUKSELA, a przynajmniej niektóre wpływowe kraje członkowskie, nigdy nie ukrywała, że jest za tym, aby Polska po włączeniu do UE miała na czas przejściowy niektóre prawa ograniczone, w tym prawo do swobodnej migracji wraz z wyłączeniem prawa Polaków do podejmowania pracy w Eurolandzie. W tej sytuacji jest wielką nieodpowiedzialnością rządu kłaść na jedną szalę fobie i lęki niektórych grup społecznych przed cudzoziemcami — i to w sytuacji, gdy już jesteśmy w NATO — a na drugą niepełne członkostwo Polski we wspólnocie europejskiej. Tym bardziej że uprzedzenia do cudzoziemców można skutecznie neutralizować, tłumacząc przeciwnikom swobodnego obrotu ziemią, że ich racje są w dużej mierze oparte na mitach i wyolbrzymianych obawach, a nie na realnych zagrożeniach. Oto przykłady.
PRZECIWNICY dopuszczenia cudzoziemców do zakupu polskiej ziemi wyrażają obawy, że skoro grunty w Eurolandzie są kilkakrotnie droższe, to z chwilą włączenia Polski do UE cudzoziemcy będą je masowo u nas wykupywać. To błąd logiczny. Przecież najlepszy moment do wykupu jest obecnie. Gdy zostaniemy włączeni do UE ceny — nie tylko zresztą ziemi — będą się wyrównywać, bo takie są prawa rynku. Dziś cudzoziemcy mają szansę kupić u nas tanią ziemię, ale — o czym świadczą szczegółowe dane — z tego nie korzystają.
NIE ZNAJDUJE TEŻ potwierdzenia w rzeczywistości mit Niemca, który za wszelką cenę chce powrócić na ojcowiznę.
FUNKCJONUJE natomiast kolejny mit — że najpierw wykupią naszą ziemię, a później będziemy musieli pracować u obcych. Gdyby nie to, że podobne lęki przyświecały na początku przemian ustrojowych niektórym pracownikom prywatyzowanych przedsiębiorstw państwowych, to można by sądzić, że argument ten jest odkrywczy. Ale po dziesięciu latach obecności kapitału zagranicznego w polskich fabrykach, hutach i bankach ostrzeżenia o niebezpieczeństwie dopuszczenia cudzoziemców do ziemi już się zdezaktualizowały i najzwyczajniej są niepoważne. Jeśli zgłasza się wniosek o ograniczeniu prawa zakupu ziemi, to dlaczego nie ogranicza się cudzoziemcom dostępu do prywatyzowanych przedsiębiorstw? Zaiste brak w tym logiki.
JEŻELI ponadto zważy się, że maleje napływ inwestycji zagranicznych do Polski, to rząd nie mógł wybrać gorszego momentu na zgłoszenie zamiaru ograniczenia dostępu cudzoziemców do ziemi na cele inwestycyjne. Może to pogłębić spadek inwestycji zagranicznych. Natomiast w wymiarze ogólnokrajowym akceptacja statusu Polski jako drugorzędnego członka UE może się okazać niewybaczalnym błędem oraz potwierdzeniem niektórych obaw, czy aby tym razem dobrze wykorzystamy przyznane nam przez historię „pięć minut”.
Adam L. Kalus jest właścicielem Kancelarii Prawniczej Kalus & Kalus w Tychach oraz prezesem Elmech-Baupol Polska.