W sektorze spożywczym niewiele jest kategorii, które niezmiennie są na plusie, a w branży mięsnej to szczególnie rzadkie. Wyjątek stanowią producenci drobiu, którzy w statystykach wypadają rewelacyjnie. Jak wynika z danych Krajowej Rady Drobiarstwa (KRD), w tym roku staniemy się największym producentem drobiu w UE (wyprzedzając Francję). Zakłady zwiększają moce, rosną krajowa produkcja (w 2013 r. o 8 proc.) i konsumpcja. Zwiększa się również eksport (o około 10 proc.). Jednocześnie ceny zbóż spadają, co przełoży się na tańsze pasze, a drób — jak podaje Komisja Europejska — drożeje. Nad drobiarski raj nadciągają jednak ciemne chmury.
Cena robi swoje
— Na całym świecie spożywa się coraz więcej drobiu — według danych FAO światowa konsumpcja rośnie o 1,9 proc. rocznie. Przeciętny Polak, jak prognozuje Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej [IERiGŻ red.], zje w tym roku o 0,9 kg drobiu więcej niż w ubiegłym, czyli 27,5 kg. W strukturze spożycia mięsa widać efekt substytucji — traci wieprzowina i wołowina. Warunki rozwoju sektora są więc korzystne, co widać po dynamicznie rosnącej produkcji — mówi Monika Drążek, analityk banku BGŻ. W ubiegłym roku w zakładach zatrudniających powyżej 50 osób wyprodukowano ponad 1,6 mln ton mięsa drobiowego. Do tego należy doliczyć 250 tys. ton produkowanych w mniejszych firmach — szacuje KRD. Za granicę sprzedajemy około jednej trzeciej.
— Większość, bo 80 proc. sprzedaży zagranicznej, trafia do krajów UE. Pozostałe 20 proc. to głównie Hongkong, Benin oraz Chiny — i to właśnie sprzedaż poza Unię rozwija się najsilniej. Sprzedajmy tam wprawdzie nieco inny towar niż w Europie, bo np. łapki i skrzydełka, ale to tylko zwiększa korzyści dla branży, która wcześniej traktowała te części jako mało wartościowy element tuszy, a nawet odpad — twierdzi Monika Drążek.
— Wzrostowi eksportu sprzyjał kurs walutowy, ale też cena. Drób jest mięsem najtańszym i w wielu krajach wygrywa konkurencję z wieprzowiną i wołowiną. Byłoby jeszcze lepiej, ale część perspektywicznych rynków, jak np. Emiraty Arabskie, sami dla siebie zamknęliśmy, wprowadzając zakaz uboju rytualnego.
Mówimy o utracie sprzedaży wartej nawet 2 mld zł rocznie — dodaje Kazimierz Pazgan, prezes Grupy Konspol. Zdaniem Łukasza Dominiaka, dyrektora KRD, polską przewagą jest nowoczesność zakładów przetwórczych, które niedawno były modernizowane, żeby sprostać wymaganiom unijnym.
— Nie należą wprawdzie do największych w Europie, ale są dzięki temu elastyczne i lepiej dostosowują się do potrzeb klientów z różnych stron świata — mówi Łukasz Dominiak.
— Sukces polskiego drobiu wynika z tego, że nauczyliśmy się produkować tanio — przy minimalnych marżach — dodaje Kazimierz Pazgan. Zdaniem Piotra Kulikowskiego, prezesa Indykpolu, polscy producenci stąpają jednak po cienkim lodzie.
— Żywiec w Europie wszędzie kosztuje tyle samo, a cena tuszki jest u nas znacznie niższa, czyli nasza produkcja odbywa się kosztem marż. Niższe koszty pracy tego nie rekompensują. Zakłady ubojowe, żeby zarabiać, zajmują się też przetwórstwem, w którym marże są lepsze, albo zakładają fermy. My natomiast mamy własną mieszalnię pasz, co obniża koszty karmienia kurcząt — mówi Piotr Kulikowski.
Każdy sobie
Monika Drążek zwraca uwagę, że polscy producenci najczęściej rezygnując z wartości dodanej sprzedają surowiec, który jest przetwarzany gdzie indziej. — Warto, aby pomyśleli o zbudowaniu marki polskiego drobiu. We Francji czy Wielkiej Brytanii rodzimy drób jest specjalnie promowany i oznaczany w sklepach jako najlepszy, bo regionalny — mówi analityk banku BGŻ.
— Budowa marki to olbrzymie pieniądze. Jako KRD na nieco mniejszą skalę promujemy polski drób na targach międzynarodowych — twierdzi Łukasz Dominiak.
Zdaniem Piotra Kulikowskiego, branża nie jest w stanie się zjednoczyć i solidarnie zapłacić za budowę polskiej marki.
— Ubojni na to nie stać, bo pracują na zerowych marżach, a mieszalnie pasz i hodowcy nie chcą wykładać pieniędzy, bo nie widzą w tym interesu — mówi prezes Indykpolu. Nie pomagają też złe doświadczenia. Piotr Kulikowski przypomina, że 19 lat temu sam wziął się za promocję mięsa indyczego.
— Żaden inny producent nie ponosił kosztów działań marketingowych, w tym edukacji Polaków odnośnie zalet tego mięsa. Spożycie wzrosło z 0,4 do 4 kg na osobę, a konkurencja wyparła nas częściowo z rynku, oferując produkt po niższej cenie — wspomina Piotr Kulikowski.
Groźna integracja
Branże martwi też nadchodząca liberalizacja — umowa o wolnym handlu UE i USA oraz stowarzyszeniowa między Unią a Ukrainą.
— Ukraina ma znacznie tańsze zboża, które są głównym kosztem w produkcji drobiu. W konkurencji cenowej z nimi mamy marne szanse — ocenia Kazimierz Pazgan. Zdaniem Moniki Drążek, dostęp do tańszych zbóż, a więc i tańszych pasz nie przesądza jednak o wszystkim.
— Nie gwarantuje to wydajności produkcji, którą mają polscy producenci. To efekt wieloletnich doświadczeń i skali. Ukraińcy doskonale o tym wiedzą i coraz częściej importują żywiec, w tym pisklęta z Polski, żeby nauczyć się, jak zwiększyć wydajność. Na wschodzie Polski już widać próby handlu ukraińskim drobiem. To kolejne ostrzeżenie dla naszych producentów. Powinni się przygotować, np. zwiększając eksport na rynki trzecie — uważa Monika Drążek.
Zdaniem Łukasza Dominika, ukraińskie zakłady nie dostaną zbyt szybko akredytacji, która pozwoli im na eksport do UE.
— Władze unijne będą starały się upewnić, że producenci spełniają normy UE. W dłuższej perspektywie zagrożeniem dla naszych firm jest skala działania tamtejszych zakładów. Ceny mogą spaść, gdy 4-5 z nich zostanie dopuszczonych do unijnego rynku i zdobędzie w nim istotny udział — mówi Łukasz Dominiak.
Podobne przewagi mają Amerykanie.
— Dzięki użyciu genetycznie modyfikowanej kukurydzy czy mączek kostnych mają niższe koszty produkcji niż w UE — twierdzi Kazimierz Pazgan.
Mają też luźniejsze normy jakościowo-sanitarne — zwraca uwagę Piotr Kulikowski.
— Na razie za mało wiemy o umowie o wolnym handlu między UE a USA, żeby móc ocenić jej wpływ na sektor drobiarski. Niektóre sektory, uznane za wrażliwe, mogą być z takiej umowy wyłączone — komentuje Monika Drążek. Przypomina, że od 1997 r. import kurcząt z USA do UE był niemożliwy ze względu na zastosowanie niedozwolonych w Unii hormonów i użycie chlorowych odkażaczy w produkcji drobiu.