Jeśli w ciągu dwóch-trzech tygodni kurs dewelopera nie pójdzie wyraźnie w górę, zacznę skupować akcje — twierdzi najbogatszy Polak. I zapowiada, że będą to spore zakupy, rzędu kilku procent obecnej wartości rynkowej spółki. Kapitalizacja LC Corp sięga 1,1 mld zł. Za 5-procentowy pakiet trzeba więc wyłożyć blisko 60 mln zł. Leszek Czarnecki podtrzymuje też obietnicę złożoną w czasie oferty publicznej, że przez trzy lata od IPO nie sprzeda ani jednej akcji spółki.
Dziś o godz. 9.50 walory dewelopera wyceniano na 2,75 zł, po wzroście o ponad 6 proc.
Wygładzić rysę
LC Corp debiutował na GPW 29 czerwca ubiegłego roku.
Spółka została wyceniona na 6,50 zł za akcję, ale już pierwsza sesja zakończyła
się spadkiem o 6,8 proc. Później było tylko gorzej, a wczoraj papiery kosztowały
2,59 zł. Na forach internetowych drobni inwestorzy nie szczędzili gorzkich słów
pod adresem Leszka Czarneckiego. Poczuli się nabici w butelkę.
— Zdaję sobie sprawę, że to poważna rysa na moim wizerunku. Chciałbym, żeby kurs był wyższy. Jest mi niezmiernie przykro z powodu frustracji, zwłaszcza drobnych inwestorów, ale robię i będę robił wszystko, żeby to zniwelować — mówi właściciel ponad 50 proc. akcji dewelopera.
Wrocławski biznesmen broni się, że to, do czego zarząd i strategiczny inwestor może się zobowiązać i za co może czuć się odpowiedzialny (realizacja planów, budżetu i wyników), było wykonywane.
— LC Corp nie zmienił prognoz i planów nawet o 1 proc., a wszystko wskazuje na to, że ten rok będzie dla firmy lepszy od ubiegłego — mówi Leszek Czarnecki.
Przypomina, że nie ma wpływu na sytuację giełdową i sentyment inwestorów wobec całej branży deweloperów (indeks WIG-Deweloperzy spadł od momentu debiutu LC Corp o 40 proc.).
— Tak się złożyło, że LC Corp robił emisję w ostatnim momencie hossy. Wszyscy byli przyzwyczajeni do ogromnych zysków już w dniu debiutu. Do pewnego stopnia cierpię tak jak pozostali akcjonariusze. Co prawda, sprzedałem część pakietu, ale większą część nadal trzymam. To nie jest zresztą kwestia tylko drobnych akcjonariuszy, bo ponad trzy czwarte akcji objęły instytucje. Pracują w nich profesjonaliści, którzy fachowo wyceniają rynek i spółki. Oni też na tamten dzień na tyle tę spółkę wyceniali i akcje sprzedały się bez problemów — twierdzi inwestor.
Gra? Nie, dziękuję
Leszek Czarnecki mówi też, że nigdy nie grał na
giełdzie i nie ma żadnych walorów poza tymi, które dają mu strategiczną kontrolę
nad spółkami.
— Choć media konsekwentnie nazywają mnie inwestorem giełdowym, to nigdy nie kupowałem akcji na giełdzie. Co najwyżej upubliczniałem własne spółki. Nie wydaje mi się, żebym miał kompetencje do takiej gry, która nastawiona jest na krótkoterminowe zyski. Nie wiem, czy umiałbym bezpiecznie zarabiać pieniądze w ten sposób. Moja filozofia jest taka, żeby wolną gotówkę inwestować w instrumenty o stałym dochodzie bądź lokować je w projekty, którymi bezpośrednio zarządzam i gdzie jestem inwestorem strategicznym — przyznaje Leszek Czarnecki.
Biznesmen ostrożnie ocenia też perspektywy poprawy koniunktury na GPW.
— Najgorsze mamy już co prawda za sobą, ale kiedy będzie lepiej? Nie wiem. Jestem jednak mniejszym optymistą niż jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy mówiłem, że już w drugim półroczu będzie lepiej. Duża niepewność na rynkach finansowych może się utrzymać nawet do końca roku — przewiduje Leszek Czarnecki.
Kamil
Zatoński