Czarny PR jest nieetyczny

Albert Stawiszyński
opublikowano: 2007-02-26 00:00

Czarny PR ma podważyć pozycję firmy na rynku i doprowadzić do utraty przez nią autorytetu.

Prawo Kiedy techniki public relations naruszają przepisy, a już z pewnością etykę?

Czarny PR ma podważyć pozycję firmy na rynku i doprowadzić do utraty przez nią autorytetu.

Jeden z zasłyszanych przykładów czarnego public relations: firma z branży spożywczej zamierza wejść na rynek z nowym produktem, ale jej szefowie wiedzą, że nie będzie to łatwe. W upatrzonym przez nich segmencie produktów panuje duża konkurencja, a pierwsze skrzypce gra tam duża spółka z Pomorza, mająca dobre kontakty z hurtownikami. Od nich zależy, do jakiego sklepu trafi konkretny produkt. Ktoś podpowiada szefowi spółki, aby zniechęcił hurtowników do pomorskiej konkurencji. Szef — po niedługim namyśle — zleca agencji PR wysłanie anonimowo do hurtowników niekorzystnych artykułów, które ukazały się w prasie o pomorskiej spółce.

— Takie praktyki wykraczają poza normy etyczne. Szanująca się agencja PR absolutnie nie powinna takiego zlecenia przyjąć — komentuje Adam Łaszyn, wiceprezes Związku Firm Public Relations.

Dodaje, że celem czarnego PR jest zaszkodzenie jakiejś firmie lub osobie. Ponadto nie wiadomo, kto nadał szkalującą informację. W rezultacie poszkodowany nie może się bronić.

Ale czy pozostaje zupełnie bezbronny? Z pomocą przychodzi mu prawo, choć nie zawsze można z tej drogi skorzystać.

Odpowiedzialność

— Dobra osobiste przedsiębiorcy, na przykład wizerunek, są objęte ochroną przewidzianą w kodeksie cywilnym. Jeśli ktoś je naruszy w wyniku czarnego PR, to poszkodowany może żądać zaniechania podejmowania nielegalnych działań lub zadośćuczynienia pieniężnego — wyjaśnia Monika Stępniewska, radca prawny z kancelarii Plucińska Stopczyk Mikulski.

Skutki czarnego PR mogą zostać również uznane za czyn nieuczciwej konkurencji. Tak będzie, gdy na przykład firma zacznie rozpowszechniać w mediach nieprawdziwe informacje, że jej konkurencja zatrudnia pracowników bez kwalifikacji. Przedsiębiorca poszkodowany przez taki czarny PR może sięgnąć do ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, która przewiduje odpowiedzialność z tytułu rozpowszechniania nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji o swoim lub innym pracodawcy.

— W takiej sytuacji przedsiębiorca, którego interes został zagrożony lub naruszony, ma prawo żądać między innymi zaniechania niedozwolonych działań i naprawienia szkody — wymienia Bogdan Fischer, partner z kancelarii Chałas i Wspólnicy.

Trudno udowodnić

Szkopuł w tym, że takie procesy są dość skomplikowane.

— W przypadku czarnego PR bardzo trudno udowodnić, kto tak naprawdę stał za szkalującą kampanią. Z kolei szkody, jakie może przynieść zła informacja o firmie, mogą być ogromne — mówi Adam Łaszyn.

Przekonała się o tym firma Hoop. Kilka lat temu głośna była sprawa Jarosława Supłacza podającego się za niezależnego analityka, który doprowadził do przesunięcia publicznej oferty akcji tej spółki. Supłacz zamieścił płatne ogłoszenie w „Rzeczpospolitej”, w którym podał swoją stronę internetową, a na niej opublikował o spółce niekorzystny raport, sprowadzający się do tego, że emisja Hoop jest oszustwem. Dziś spółka nie chce komentować tej sprawy. Jednak podstawą do złożenia zawiadomienia do prokuratury w takim przypadku może być art. 212 kodeksu karnego. Zgodnie z nim, kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania, musi się liczyć nawet z karą pozbawienia wolności do roku. W praktyce muszą być jednak na to twarde dowody.

— Jeśli środki prawne okażą się nieskuteczną obroną przed czarnym PR, to zawsze można napiętnować agencje PR, które używają takich nieetycznych środków informacyjnych — konkluduje Monika Stępniewska.

Albert

Stawiszyński