„Pokaż mi, gdzie jest napisane, że muszę i że grozi mi kara” – taką frazę Piotr Biernacki słyszy najczęściej od polskich firm, którym doradza wzięcie się porządnie za raportowanie emisji gazów cieplarnianych.
Piotr Biernacki jest wiceprezesem Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych i prezesem Fundacji Standardów Raportowania. Tłumaczy firmom, że zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej z 2019 r., firmy notowane na giełdzie i zatrudniające powyżej 500 pracowników powinny już dziś wyliczać ślad węglowy.
- To zalecenie jest czymś silniejszym niż tylko dobra praktyka, choć za zignorowanie go nie grożą kary. Wkrótce takie kary będą już jednak groziły – ostrzega Piotr Biernacki.
Sankcje na horyzoncie
Kary będą groziły, jeśli wejdzie w życie przedstawiony przez Komisję Europejską pod koniec kwietnia projekt dyrektywy CSRD (Corporate Sustainability Reporting Directive). Projekt zakłada, że raporty roczne za 2023 r. będzie trzeba sporządzić po raz pierwszy zgodnie z jednolitymi unijnymi standardami raportowania na temat zrównoważonego rozwoju.
- Standardy te będą wymagały obowiązkowo raportowania emisji we wszystkich trzech zakresach, ponadto sprawozdania te będą elementem raportu rocznego. Za braki w jego treści grozić będą sankcje – tłumaczy Piotr Biernacki.
O ile dziś raportowanie emisji zaleca się tylko największym firmom, o tyle nowa dyrektywa miałaby dotyczyć grona o wiele szerszego: każdej firmy zatrudniającej ponad 250 osób, nieważne, czy notowanej czy nienotowanej na giełdzie.
- Z moich wyliczeń wynika, że ta nowa dyrektywa obejmie w Polsce ponad 3600 firm, czyli o wiele więcej niż 150 notowanych na giełdzie spółek, które dziś raportują informacje niefinansowe. Z nowych przepisów będą mogły być wyłączone np. spółki zależne wchodzące w skład grupy kapitałowej, ale i tak będą musiały liczyć emisje na potrzeby raportu o całej grupie sporządzanego przez jednostkę dominującą – wyjaśnia Piotr Biernacki.
Kto czeka, ten się spóźni
Piotr Biernacki zauważa, że dziś spośród ok. 150 spółek giełdowych, które raportują już poziom emisji, jest grono 60-80 firm, które rzeczywiście pracują nad tym tematem, edukują się, poprawiają jakość podawanych informacji.
- To dlatego, że wiedzą, że będzie to od nich twardo wymagane. Reszta woli poczekać. Problem w tym, że jeśli będą czekać, to potem tego nie policzą, bo do wyliczeń trzeba się przygotować. Mam wrażenie, że to są spółki zarządzane przez menedżerów krótkowzrocznych, niezainteresowanych przetrwaniem firmy dłużej niż jeszcze trzy lata, działających często w perspektywie jednego kwartału - ostrzega ekspert.
Jednocześnie polskie spółki słabo sobie radzą z raportowaniem emisji. Sytuacja się wprawdzie z roku na rok poprawia, ale głównie dlatego, że – jak mówi Biernacki - baza do porównań jest koszmarnie niska.
- Większość firm skupia się na raportowaniu zakresu pierwszego i drugiego, za trzeci zakres zabiera się niewiele firm, bo to najtrudniejsze. Wiele firm raportuje emisje niezgodnie ze standardami – uważa Piotr Biernacki.

Japonki to nie kozaki
Zakresy, o których mówi ekspert, dotyczą sposobu raportowania emisji gazów cieplarnianych. Pierwszy zakres to emisje, które powstają w samej spółce. Chodzi więc najczęściej o spalanie paliw w budynkach, pojazdach, klimatyzację lub procesy produkcyjne. W tym zakresie emisje spółek z większości branż zwykle nie są znaczące.
Znaczące wielkości pojawiają się zaś w zakresie drugim, bo tu firmy podają emisje związane z wytwarzaniem energii, elektrycznej lub cieplnej, którą kupują. Trzeci zakres jest najbardziej skomplikowany do raportowania, a jednocześnie wielkość emisji jest tu zazwyczaj największa. Chodzi bowiem o wyliczenie wszystkich emisji pośrednich, pojawiających się w całym łańcuch wartości, którego spółka jest częścią.
Na przykładzie spółki obuwniczej Piotr Biernacki tłumaczy, że korzystając z aut taka firma spala paliwo, korzysta też z klimatyzacji, ogrzewa się dzięki kotłowni, i jest to zakres pierwszy. Kupuje energię i ciepło z sieci, co jest zakresem drugim. W zakresie trzecim trzeba zaś uwzględnić m.in. to, skąd i jak sprowadzana jest skóra na obuwie, jak jest farbowana, a także to, jakiego rodzaju odpadem obuwie staje się na końcu cyklu życia. Te trzy zakresy składają się na ślad węglowy organizacji.
Ślad węglowy można wyliczać dla całej firmy lub organizacji, albo dla samego produktu. Ślad węglowy np. konkretnej pary obuwia musi z kolei uwzględniać jego specyfikę, czyli będzie inny dla butów zimowych, a inny dla japonek.
- Nie ma jednolitych europejskich wymagań dotyczących wyliczania śladu węglowego dla produktów, choć w niektórych branżach podawanie takich danych jest powszechne. Przykładowo, producenci materiałów budowlanych to liczą, bo tego wymagają od nich deweloperzy, chcący pokazać klientom ślad węglowy budynku – mówi Piotr Biernacki.
Nie chodzi o żarówkę
Jesienią zeszłego roku Fundacja Standardów Raportowania opublikowała „Badanie Świadomości Klimatycznej Spółek”. Przeanalizowano raporty roczne 151 giełdowych firm, co dało konkluzję, że większość notowanych na warszawskiej giełdzie spółek prezentuje niski poziom świadomości zagadnień związanych ze zmianą klimatu. Pozytywnie wyróżniły się wówczas MOL, LPP, LUG, JSW, CCC i Orange Polska.
Smutne konkluzje po lekturze raportów rocznych miewa też Bartosz Kwiatkowski, dyrektor Fundacji Frank Bold. W raportowania niefinansowym w wykonaniu polskich firm widzi dwa zasadnicze problemy.
– Po pierwsze, korzystają z wielu różnych standardów, dorzucają rozmaite dodatkowe informacje, zapominając o szczegółach w ważnych obszarach, co w efekcie prowadzi do trudności w porównywaniu sprawozdań. Drugi problem to kwestia istotności informacji. Raporty firm są często jak kolorowe foldery, pełne rzeczy nieistotnych, a brakuje w nich rzeczy ważnych. Od instytucji finansowych dowiadujemy się np. tego, że mają energooszczędne żarówki w biurach, ale nie wiemy, kogo ubezpieczają. Do dziś pamiętam raport ubezpieczyciela, których chwalił się w raporcie, że zamawia kalendarze robione z obierek po jabłkach – mówi Bartosz Kwiatkowski.