Czas wielkiej rotacji na rynku akcji

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2020-09-27 22:00

Giełdy nadal będą rosły, ale nieuchronnie zbliża się moment, gdy spółki technologiczne oddadzą palmę pierwszeństwa. To zmieni też geograficzny rozkład hossy

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

- Jaki zysk przyniosą obligacje w perspektywie krótko-, średnio- i długoterminowej

- Do których spółek przepłynie kapitał ulokowany obecnie w spółkach technologicznych

- Na których rynkach wschodzących można oczekiwać wzrostu

- Czy poprawie na giełdach zaszkodzą kłopoty spółek dotkniętych przez lockdown

Krótko- i średnioterminowo na rynku obligacji nie powinno zdarzyć się nic złego, gdyż czuwają nad tym banki centralne całego świata. Natomiast w dłuższej — np.10- -letniej — perspektywie trudno będzie na obligacjach zarobić. Raczej będzie można stracić — jeżeli nie nominalnie, to na pewno realnie. Taką tezę stawia Rafał Lerski, dyrektor inwestycyjny BNP Paribas TFI.

NIE PORA NA BESSĘ:
NIE PORA NA BESSĘ:
Nie sądzę, by akcje weszły w długotrwały trend spadkowy, zwany popularnie bessą. Mniejsze lub większe spadki będą przez inwestorów wykorzystywane do tego, by je kupować — mówi Rafał Lerski, dyrektor inwestycyjny w BNP Paribas TFI.
Fot. Marek Wiśniewski

— Przy stopach procentowych bliskich zera trudno sobie wyobrazić inny scenariusz. Chociaż od kilku lat słychać podobne głosy, a mimo to kilka procent rocznie na obligacjach wciąż można zarobić. Stopy procentowe są tak niskie, że jeszcze kilka lat temu nikomu się to nie śniło, ale może w Europie mogą być jeszcze bardziej ujemne, a w Stanach Zjednoczonych i Polsce może będą ujemne? Nie mówię więc, że na pewno z zyskami z obligacji będzie tak źle — mówi Rafał Lerski.

Ekspert dużo bardziej optymistycznie nastawiony jest do rynku akcji. Zastrzega jednak, że należy się na nim liczyć z większą zmiennością niż ta, do której — pomijając koronawirusowy krach — przyzwyczaił nas w ostatnich latach.

Wyceny są różne

Zdaniem Rafała Lerskiego skrajnie luźna polityka banków centralnych całego świata, która zepchnęła rentowności obligacji na bardzo niskie poziomy, powoduje zarazem, że poszukujący zysku nie mają innego wyjścia niż podjęcie większego ryzyka. Nasz rozmówca kwestionuje przy tym opinię o bardzo wysokich wycenach spółek.

— Te wyceny, które widzimy przez pryzmat wycen amerykańskich indeksów, są pochodną wycen niewielkiej grupy gigantów technologicznych. Zresztą, mimo olbrzymich rozmiarów, te spółki nadal mogą być zaliczane do wzrostowych, a tym samym podwyższony wskaźnik cena/zysk niekoniecznie musi być w ich przypadku problemem. Jest przy tym bardzo dużo innych spółek wycenianych rozsądnie. Natomiast generalnie wydaje mi się, że dojdzie w końcu do rotacji kapitału, który zacznie przepływać ze spółek technologicznych do określanych mianem cyklicznych i value, a więc surowcowych, przemysłowych i pewnie też finansowych. Nie jestem pewny, czy w Polsce będzie to dotyczyć sektora bankowego, bo ciągle dotyka go jakaś nowa plaga. Coraz bardziej prawdopodobna restrukturyzacja Idea Banku oznacza koszty dla całego sektora. Ale jeśli rotacja kapitału będzie trendem globalnym, to i polskie banki powinny trochę pójść w górę — uważa Rafał Lerski.

Zarządzający wierzy, że polskiej giełdzie pomoże debiut Allegro, nawet mimo tego, że spółka idzie po 1 mld zł na spłatę długów, a obecność funduszy private equity w akcjonariacie oznaczać będzie wiszącą podaż akcji z ich strony.

— Od wielu lat niektórzy doszukują się argumentów przeciw hossie dużych spółek technologicznych w Stanach Zjednoczonych. Ale ich kursy ciągle rosną. Jest to pewna tendencja rynkowa. Na polskiej giełdzie nie było dotychczas tak dużej spółki zależnej od handlu online. Nie wykluczam więc, że w przypadku Allegro inwestorzy nie będą koncentrować się na czynnikach ryzyka. Tych jest sporo, ale tak można powiedzieć o większości spółek — zaznacza Rafał Lerski.

Nie tylko Ameryka

Nasz rozmówca przyznaje, że nie jest pewny, czy transfer kapitału ze spółek technologicznych do cyklicznych i value będzie w stanie podtrzymać wzrost amerykańskiego indeksu S&P500. Jego zdaniem zyskiwać mogą jednak akcje europejskie i z rynków wschodzących. Jest tam po prostu więcej spółek typowo cyklicznych i value niż w Stanach Zjednoczonych.

— Wskaźnik cena/zysk dla indeksu S&P500 jest dużo wyższy niż dla indeksów Euro Stoxx 50 czy MSCI Emerging Markets. W przypadku akcji europejskich i rynków wschodzących nie można mówić, że ich wyceny są zawyżone. Można za to powiedzieć, że są niskie. Dlatego powinny nadrabiać tę relatywną słabość. Nie wiem, kiedy się to rozpocznie — za tydzień, pół roku czy jeszcze później. Ale tak logicznie myśląc, powinno się to wydarzyć raczej szybciej niż później — twierdzi dyrektor inwestycyjny BNP Parbias TFI.

Jeśli chodzi o rynki wschodzące, to potencjału do zarobku specjalista upatruje głównie w Chinach i Azji Południowo- Wschodniej.

— To jest obszar, w którym następuje najbardziej dynamiczny rozwój gospodarczy, i myślę, że to się nie zmieni — mówi Rafał Lerski.

Jakiegoś potencjału upatruje jeszcze w Indiach. Nie wierzy jednak w powrót świetności kwartetu BRIC, jak kiedyś określano wspólnie Brazylię, Rosję, Indie i Chiny.

— Brazylia i Rosja to już przygasłe gwiazdy. Głównie dlatego, że teraz liczą się inne branże. Wydobycie surowców nie jest tak wysoko wyceniane jak kiedyś. Surowce oczywiście podrożeją, ale nie będzie to taka skala, by Brazylia i Rosja odzyskały dawny udział w indeksie rynków wschodzących. Tym bardziej że tamtejsze spółki cierpią jeszcze na kwestie związane z korupcją i powiązaniem ze światem polityki — tłumaczy Rafał Lerski.

COVID-19 tego nie zatrzyma

Zdaniem dyrektora inwestycyjnego BNP Paribas TFI największym ryzykiem dla rynków akcji są obecnie wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Nie dość, że wygrana demokratów standardowo kojarzy się z gorszym czasem dla giełd, to w programie ekonomicznym Joe’ego Bidena znajduje się przynajmniej częściowe odwrócenie reformy podatkowej Donalda Trumpa, co oczywiście nie byłoby korzystne dla korporacyjnej Ameryki. Z drugiej strony wygrana Joe’ego Bidena budzi pewne nadzieje na złagodzenie wojen handlowych, co równoważyłoby podatkowe zagrożenia dla amerykańskich spółek. Rafał Lerski nie ma przy tym obaw o negatywny wpływ na rynki akcji drugiej fali koronawirusa. Przyznaje, że COVID-19 powraca w krajach, w których już odtrąbiono sukces w wcale z chorobą. Nie wierzy jednak w powrót lockdownów.

— Koszty dla gospodarki są zbyt duże, żeby ktoś podjął taką decyzję. Jeżeli będą lockdowny, to tylko lokalne. Nikt nie zamknie ponownie całych gospodarek — przewiduje Rafał Lerski.

Jego zdaniem ogólnej poprawie na giełdach nie będzie przeszkadzać to, że są branże, które wciąż się nie podźwignęły po koronawirusowych turbulencjach, np. szeroko rozumiany sektor turystyczny.

— Praca z domu spowodowała, że pogorszyła się sytuacja spółek, które sprzedawały garnitury, ale np. Nike odnotował świetne wyniki, bo ludzie zaczęli kupować dresy. Oczywiście zgadzam się, że firmy związane z turystyką i podróżowaniem ucierpiały i nadal mogą cierpieć, ale dzięki temu korzystają inne spółki, bo wzmocnieniu uległy inne trendy — chociażby handel online. Zawsze jest coś za coś. Pandemia dużo zmieni. Jak zawsze będą wygrani i przegrani, ale summa summarum gospodarka będzie szła do przodu. Nie wydaje mi się, by koronawirus spowodował głębszy i długotrwały kryzys, szczególnie biorąc pod uwagę szybką i zdecydowaną odpowiedź banków centralnych i rządów wszystkich krajów — podsumowuje Rafał Lerski.