Czas zmienników: aluminium przejęło koszulkę surowcowego lidera

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2021-08-19 20:00

Za zadyszką surowcowej hossy kryje się zmiana dotychczasowych liderów. Pałeczkę w sztafecie przejęły nowe aktywa, a poprzedni liderzy doświadczyli spadku formy. Pozostało też niewielu zawodników, którzy mogliby pobiec na kolejnym okrążeniu tej surowcowej drużynówki.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • co się stało z wiosennymi liderami surowcowej hossy
  • jakie czynniki napędzają wzrost cen aluminium
  • gdzie jeszcze można szukać surowcowych okazji inwestycyjnych

O narodzinach „surowcowej superhossy” na łamach „Pulsu Biznesu” pisaliśmy już pół roku temu. Od tego czasu surowcowy indeks CRB poszedł w górę o ponad 13 proc. Wiosną historyczne rekordy cenowe biły miedź, ruda żelaza czy drewno. Ceny tego ostatniego na amerykańskiej giełdzie podskoczyły z 250 USD w kwietniu 2020 r. do astronomicznych 1 733,50 USD w maju tego roku. Od tego czasu spadły o prawie 75 proc., powracając do stanu z końcówki października (ok. 450 USD). Mocno – bo o 24 proc. – skorygowały się też notowania rudy żelaza. Miedź jest obecnie o 15 proc. tańsza niż trzy miesiące temu.

W lipcu zadyszkę złapały nawet niezmordowane wcześniej notowania ropy naftowej. Surowiec typu Brent zdążył już potanieć z niemal 78 USD do niespełna 70 USD za baryłkę, a więc o ponad10 proc. To wszystko widać na wykresie indeksu CRB, który po przeszło rocznym rajdzie w górę ustabilizował się w pobliżu 200 punktów. To poziom mniej więcej dwukrotnie wyższy od covidowego dna, lecz zarazem wciąż tylko nieznacznie wyższy od minimum z czasów globalnej recesji po kryzysie finansowym w 2009 r.

Zmiana inflacyjnych liderów

Nie oznacza to jednak, że hossa definitywnie opuściła ziemię commodities. Zmienili się za to liderzy wzrostu. Na szczególną uwagę zasługują ceny aluminium – jednego z podstawowych metali przemysłowych, zwykle pozostającego w cieniu bardziej medialnej miedzi. Od roku ceny białego metalu rosną jak na drożdżach.

Względem minimum z kwietnia 2020 r. notowania aluminium w Londynie wzrosły już o 80 proc. wyrównując słynny rekord sprzed trzech lat, kiedy amerykańskie embargo na rosyjski eksport przeraziło uczestników rynku. W praktyce giełdowe ceny aluminium są obecnie najwyższe od 10 lat i tylko w ostatnim miesiącu wzrosły o ponad 7 proc.

Analitycy wskazują na kilka przyczyn tak drogiego aluminium. Pierwszym jest silny popyt zgłaszany przez Chińczyków. Od roku chiński import zarówno czystego aluminium, jak i aluminiowych stopów utrzymuje się na poziomach niewidzianych przez poprzednią dekadę. Więcej białego metalu Państwo Środka pochłaniało jedynie podczas wychodzenia z recesji w 2009 r. Wtedy jednak ten „aluminiowy ciąg” trwał tylko pół roku, a teraz już ponad rok. Chińczycy zmuszeni są sprowadzać towar z zagranicy ze względu na podyktowane nowymi normami środowiskowymi ograniczenia w dostawach energii elektrycznej do krajowych hut.

Po drugie, okazało się, że mimo silnego popytu i wysokich cen producenci nie są w stanie równie szybko zwiększyć dostaw. Wspomniana już wcześniej produkcja w Chinach w pierwszym półroczu 2021 była raptem o 4,4 proc. wyższa niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Globalne dostawy aluminium zwiększyły się o jedynie 0,7 proc. rdr. Wzrostu cen nie zatrzymały dotychczas nawet interwencyjne wyprzedaże chińskich państwowych rezerw tego surowca.

Po trzecie, w ostatnich dniach doszedł nowy czynnik niepewności. Chodzi o podatek eksportowy nałożony przez władze Rosji. Od sierpnia do końca roku każda tona aluminium wysłanego z Rosji za granicę będzie obłożona cłem w wysokości 15 proc. wartości, ale nie mniej niż 254 USD za tonę. Rusal – rosyjski aluminiowy potentat – odpowiada za 6 proc. światowych dostaw tego surowca.

Nie wszystko rośnie, co się świeci

Oprócz aluminium w ostatnich tygodniach mocno w górę poszły też notowania niektórych płodów rolnych. W ciągu miesiąca ceny kakao podniosły się o prawie 20 proc., a cukru i owsa po 18 proc. Kurs kontraktów na kawę poszedł w górę o ponad16 proc. osiągając najwyższy poziom od 10 lat. Na nie notowanym od ponad dekady maksimum znalazły się też ceny węgla energetycznego czy bawełny.

Zatem ostatnie tygodnie należą do surowców tzw. drugiej linii, czyli wszystkich commodities mniej medialnych niż ropa naftowa czy miedź, ale bez których trudno sobie wyobrazić codzienne życie. Z inwestycyjnego punktu widzenia notowania wielu towarów masowych są już zatem dość mocno „wygrzane”, mimo że sam indeks CRB nie zaszedł jeszcze specjalnie wysoko.

To dlatego, że za blisko 40 proc. wagi tego indeksu odpowiadają surowce energetyczne: ropa naftowa, paliwa płynne i gaz ziemny. Akurat te surowce wciąż są wyraźnie tańsze niż w szczycie poprzedniej hossy z pierwszej dekady XXI wieku. Mimo to ze świecą można szukać towarów, których notowania w 2021 r. jeszcze nie „odpaliły”.

Przeglądając giełdowe tabele w oczy rzuca się w zasadzie tylko jedna grupa. Są nią metale szlachetne, które za wyjątkiem palladu od roku radzą sobie wręcz zadziwiająco słabo. Notowania złota są o blisko 300 USD na uncji niższe od nominalnego rekordu z ubiegłego sierpnia. Kurs srebra od początku roku obniżył się o 10 proc. pomimo prób „wyciśnięcia” krótkich pozycji przez pospolite ruszenie drobnych spekulantów. Ceny platyny przez ostatnie pół roku spadły o blisko 22 proc. Stało się to tuż po tym, gdy już wydawało się, że królowa metali szlachetnych zakończyła wieloletnią bessę. Honoru sektora broni jedynie pallad, który na przełomie kwietnia i maja osiągnął astronomiczną cenę 3 000 USD za uncję. Od tego czasu jego wycena stopniała jednak o ponad 16 proc.

Rzecz jasna nie ma żadnej gwarancji, że metale szlachetne będą następnym ogniwem surowcowej hossy, ani że sama hossa w obecnym cyklu jest w stanie jeszcze coś z siebie wykrzesać. Jeśli jednak ktoś by szukał w miarę „chłodnych” surowców, to na placu boju pozostały przede wszystkim kruszce.