Czechy w politycznym klinczu. Andrej Babiš blokowany przez konflikt interesów

Marcin DobrowolskiMarcin Dobrowolski
opublikowano: 2025-11-24 16:09

Czechy utknęły w politycznym klinczu: Andrej Babiš wciąż nie może utworzyć rządu, bo ciąży nad nim konflikt interesów, a prezydent Petr Pavel odmawia nominacji premiera, który nadal kontroluje własny koncern. Martin Ehl, analityk Hospodářskich Novin, tłumaczy, czy Czechy mogą skręcić w stronę osi Orbán–Fico i jak nowe władze w Pradze mogą kształtować współpracę z Polską.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Przed wyborami mówił pan, że Andrej Babiš jest pragmatykiem, a nie czeskim Orbánem, że będzie działał oportunistycznie, ale nie ideologicznie. Te przewidywania się potwierdzają.

Martin Ehl: Nowego rządu jeszcze nie mamy, bo Andrej Babiš musi najpierw rozwiązać konflikt interesów wynikający z czeskiego prawa. Nie może być jednocześnie premierem i właścicielem swojego koncernu. To komplikuje negocjacje z prezydentem Petrem Pavlem, który jasno powiedział, że nie może mianować na premiera polityka będącego w konflikcie interesów.

Druga kwestia to stanowisko ministra spraw zagranicznych. Jedna z partii koalicyjnych — „motorzyści”, bardzo specyficzna grupa, antyzielona, trochę antybrukselska, trochę trumpowska — chce obsadzić ten resort. Problem w tym, że kandydat, który się pojawia, ma wątpliwe powiązania, hobby związane z kolekcjonowaniem nazistowskiej broni i niejasności majątkowe. To może doprowadzić do sporu między Andrejem Babišem a prezydentem.

Technicznie jesteśmy więc w fazie przeciągających się przygotowań. Andrej Babiš chciałby pojechać na szczyt UE jeszcze przed świętami. To możliwe, ale musi najpierw wyjaśnić swój konflikt interesów.

W poprzedniej rozmowie zwracał pan uwagę, że Polska w czeskiej kampanii nie istniała. Czy po wyborach Warszawa wróciła do czeskiej polityki? I gdzie Czechy mogą chcieć współpracować — w energetyce, transporcie, obronności?

W Czechach jest dziś pewna moda na Polskę — turystyczna i biznesowa. Czesi odkryli, że do Polski można wreszcie dojechać autostradą albo pociągiem z Pragi nad Bałtyk. To dobre dla obu stron, ale nie przekłada się automatycznie na duże projekty polityczne.

Tematem wspólnym może być podejście do Zielonego Ładu — raczej jego korekta niż demontaż. To interesuje i Andreja Babiša, i rząd Donalda Tuska. Bardziej konkurencyjna Europa, mniej regulacji.

Historycznie Andrej Babiš miał z Polską burzliwą relację zarówno jako biznesmen, jak i polityk. Ale dziś sytuacja jest inna. Dziś do Pragi przyjechał prezydent Nawrocki, spotyka się z Andrejem Babišem — i może pojawić się wątek ideologiczno-konserwatywnego zbliżenia w ramach regionu. Możliwe jest też nowe otwarcie w Grupie Wyszehradzkiej, która była uśpiona.

Polska nie będzie dla nowego rządu tematem numer jeden, ale może być partnerem. Prezydent Nawrocki zwrócił uwagę na energetykę: Polska chce być hubem gazowym dla regionu. Problemem jest brak dużego połączenia gazowego między Polską a Czechami — i to jest coś do zrobienia.

Czy istnieje ryzyko, że Grupa Wyszehradzka wróci jako blok eurosceptyczny — tym razem z Pragą?

Może, choć nie musi. Andrej Babiš ma dobre relacje z Robertem Ficem i Viktorem Orbánem, przede wszystkim z powodów biznesowych. Pochodzi ze Słowacji, ma tam interesy, podobnie na Węgrzech. Zawsze kierował się pragmatyzmem.

On nie jest prorosyjski. Jeśli zobaczy, że opłaca mu się grać z Ficem i Orbánem — będzie próbował, ale tylko do pewnego momentu. Fico głośno krzyczy, ale w UE głosuje często rozsądnie. Brudną robotę zostawia Orbánowi, który jest otwarcie prorosyjski. Możliwe więc jest V3 — Węgry, Słowacja i Czechy próbujące grać razem — ale tylko wtedy, gdy nie będzie to zbyt kosztowne dla Babiša na forum UE.

Europa powinna zrozumieć, że Europa Środkowa nie jest monolitem.

Czechy — podobnie jak Polska — wyczerpały swoje państwowe zbrojeniowe zasoby magazynowe i dziś pomagają Ukrainie przez przemysł, poprzez produkcję. Czy nowy rząd utrzyma takie podejście?

Są dwa poziomy. Po pierwsze — gest symboliczny. Nowy szef Izby Poselskiej nakazał zdjąć ukraińską flagę z parlamentu, co oburzyło wielu Czechów.

Po drugie — rzeczywistość gospodarcza. Firmy i instytucje nadal świetnie zarabiają na produkcji broni i amunicji dla Ukrainy. To działa jak na Słowacji: państwo głośno krytykuje, a spółki — prywatne i państwowe — wysyłają sprzęt finansowany przez Holandię, Danię, Niemcy czy inne kraje w ramach inicjatywy amunicyjnej. I to prawdopodobnie będzie kontynuowane, bo to są pieniądze także dla czeskiego budżetu.

Jest konflikt osobisty i biznesowy między Babišem a właścicielami zbrojeniówki — uważa, że zarabiają za dużo. Może próbować coś zmieniać, ale interes państwa i firm jest jasny: to się opłaca.

Sporem może być kwestia 35 zmodernizowanych czołgów T-72, które armia chciałaby przekazać Ukrainie. Nowy rząd o antyukraińskiej retoryce może to zablokować.

W branży lotniczej gorąco mówi się o tym, że LOT może przejąć czeskie linie Smartwings. Czy w Czechach też o tym słychać?

Mogę tylko powtórzyć, co mówią dobrze poinformowani koledzy: są rozmowy, ale brak oficjalnego potwierdzenia. Smartwings to prywatna spółka, która kilka lat temu wchłonęła Czech Airlines. Byli tam chińscy udziałowcy, dziś są czescy biznesmeni — i oni naprawdę chcą sprzedać firmę.

Rok temu słyszałem, że są blisko sprzedaży — komuś innemu. Teraz znowu wracają te rozmowy. Negocjacje mają być zaawansowane.

Smartwings zaczynał jako linia czarterowa, dziś jest jedynym czeskim przewoźnikiem pasażerskim.

Jak Czesi patrzą na przejęcia firm, które kiedyś uznawano za strategiczne, jak linie lotnicze?

Czesi nie są ekonomicznymi nacjonalistami. W Czechach doszło do ogromnej prywatyzacji. Co dało się sprzedać, sprzedano. U nas państwowych firm praktycznie nie ma. W Polsce jest ich 3,5 tys., w Czechach to inny świat.

Smartwings nie ma też statusu świętej marki narodowej, bo wchłonął dawne Czech Airlines. Podobnie z paliwem — Orlen przejął sieć Benzina i po kilku latach nie ma żadnych protestów. To czeski pragmatyzm: jeśli firma działa i daje miejsca pracy, to nieważne, czy jest czeska, polska czy amerykańska.

Martin Ehl – jeden z najważniejszych czeskich ekspertów od polityki i spraw międzynarodowych. Od lat związany z dziennikiem Hospodářské Noviny, gdzie pełni funkcję szefa działu analiz i komentatora spraw europejskich.

Rozmawiał Marcin Dobrowolski