Już dawno nie widziałem tak nudnej sesji, jak wtorkowa w USA. Rynek nie miał katalizatora, który wymusiłby większe zaangażowanie inwestorów. Indeks zaufania spadł nieco w marcu, ale dane z lutego zweryfikowano w górę, a i sam spadek był nieznaczny. Nieco gorzej zachowywał się sektor TMT pod wodzą Intela, który zgodził się zapłacić 255 mln USD za naruszenie praw patentowych. Drożała wyraźnie ropa naftowa przed posiedzeniem OPEC, ale pomagało to kursom spółek z sektora naftowego.
Indeks S&P 500 naruszył opór techniczny, ale wolumen był tak mały, że trudno uznać to naruszenie za znaczące. Rośnie jednak prawdopodobieństwo, że przed danymi z rynku pracy opór zostanie przełamany, a indeksy wejdą w trend boczny.
Wczoraj rano na świecie panował niepokój wywołany pożarem w rafinerii BP w Teksasie. Niedawno FBI ostrzegała, że rafinerie są na celowniku terrorystów, więc inwestorzy nieco się przestraszyli. Już koło południa dotarła jednak wiadomość, że to był tylko wypadek, co wzmocniło siłę byków. Giełdy miały szansę kontynuowania gry pod piątkowe dane z rynku pracy. Poza tym wczoraj był koniec miesiąca i kwartału, a to powinno było hamować podaż.
Dzisiaj nie zobaczymy reakcji rynków amerykańskich na najbardziej istotne z podawanych danych makro. Chodzi o indeks ISM pokazujący sytuację w części produkcyjnej gospodarki amerykańskiej. Muszą wystarczyć dane o ilości nowo rejestrowanych w ostatnim tygodniu bezrobotnych, ale to stanowczo za mało. Poza tym w czasie sesji w USA będzie przemawiało kilku członków Fed, a to zawsze działa na rynek. Jednak i bez tego sporo się będzie działo. Od rana kierunek indeksom będą nadawały dane o indeksach PMI, pokazujących, jak rozwija się część produkcyjna gospodarki w Eurolandzie.
Najważniejsze będzie jednak posiedzenie ECB. Nacisk na bank jest tak duży, że w najbliższym czasie należy oczekiwać obniżki stóp. Uważam jednak, że dziś bank stóp nie zmieni. Inwestorzy sądzą tylko, że na konferencji prasowej dowiedzą się o rozważaniu przez bank takiego ruchu. Przed konferencją indeksy w Eurolandzie powinny wzrastać. Niebezpieczne jest tylko to, że nadzieje są duże i jeżeli prezes ECB powie niedokładnie to, na co rynki czekają, pojawi się rozczarowanie. Poza tym po konferencji może nastąpić klasyczna realizacja zysków.
Wczoraj na GPW zaczęło się od spadku indeksów, a główną, ale nie jedyną ich przyczyną był spory spadek TP SA. Podobno Kompania Węglowa chce sprzedać duży pakiet akcji. Jednak cały rynek wyglądał tak, jakby część zarządzających funduszami dopiero wczoraj zobaczyła, że plan Hausnera już praktycznie nie istnieje, a Marek Belka ma małe szanse na sukces. GPW na tle innych rynków europejskich była bardzo słaba. Taka powinna być już we wtorek i dziwić może tylko opóźniona reakcja. Końcówka nie poprawiła obrazu rynku, ale sesja w niczym nie zmieniła sytuacji.
Trudno zakładać, że inwestorzy zagraniczni są głusi, ślepi i do tego głupi. Widzą doskonale, jaka jest sytuacja polityczna, ale w portfelach mają mnóstwo akcji. W tej sytuacji mogą sprzedawać, ale mogą też wybrać drogę obrony przez atak. Wystarczy przełamać szczyty na wykresach, by wielu inwestorów uwierzyło, że polityka się nie liczy. Zagranica ma czas do głosowania w Sejmie, o ile Marek Belka wcześniej nie zrezygnuje. A nawet, jeśli zrezygnuje, to zabiegi wokół powoływania rządu potrwają do połowy czerwca. To czas wystarczająco długi, by prowadząc rynek do góry (albo w bok) dokonać dystrybucji akcji. Jeśli ta koncepcja jest słuszna, to w tych dniach byki mają idealną sytuację. Euroland czeka na ECB, a cały świat — na doskonałe dane z rynku pracy w USA. Gdyby dzisiaj ataku popytu nie było, to będę zakładać, że zagranica postanowiła akcje dystrybuować, w najlepszym przypadku w trendzie bocznym.