Czeskie i słowackie perły mBanku

opublikowano: 19-11-2019, 22:00

Kiedy w ubiegłym roku Commerzbank zamknął program Kopernik, czyli plan utworzenia paneuropejskiego banku na bazie mBanku, w Warszawie zostało rozgoryczenie, zawiedzione nadzieje i duże zasoby zarezerwowane na ten cel.

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • Dlaczego program Perła zastąpił Kopernika
  • Dlaczego początki oddziałów w Czechach i na Słowacji były bardzo trudne
  • Ilu klientów mają dziś oba oddziały i jak się plasują na tle lokalnej konkurencji
  • Jak radzą sobie za granicą inne polskie banki 

Projekt był już w zaawansowanym stadium, pracowało nad nim ponad 100 osób. Cezary Stypułkowski, prezes mBanku, uznał wówczas, że nie można zupełnie zmarnować zgromadzonego potencjału, i zdecydował się przekazać zasoby i ludzi z Kopernika do czeskiego i słowackiego oddziału banku.

„To będzie perełka” — powiedział na spotkaniu z kluczowymi menedżerami.

W ten sposób powstał program Perła. Co prawda w czeskim słowniku jest słowo „perełka”, czyli „perlicka”, oznacza jednak bardzo małą perłę, a nie coś wyjątkowego. Poza tym perlicka to również perliczka. Szlifowanie perły w Pradze i Bratysławie zaczęło się równo rok temu, w listopadzie. Już po pół roku widać było pierwsze efekty.

Commerzbank biało-czerwony

Program Perla wystartował w symbolicznym dla mBanku momencie, bo w jedenastą rocznicę otwarcia dwóch oddziałów na południe od Tatr. Oficjalna inauguracja ich działalności nastąpiła 25 listopada 2007 r. Wielkiej fety nie było, gdyż obydwa oddziały zmieściły się na poddaszu piętrowegodomu w Pradze. To był niemal klasyczny start-up, dziś powiedzielibyśmy fintech, który zaczynał od zera. Była to również pierwsza polska zagraniczna inwestycja bankowa typu green field oraz pierwszy i dotychczas jedyny przykład działalności prowadzonej na podstawie paszportu europejskiego (nie licząc nieistniejącego już biznesu Aliora w Rumunii).

mBank wszedł na rynek południowych sąsiadów z przytupem. Miał za sobą bogatego inwestora — Commerzbank oraz unikatowe know-how wyniesione z polskiego rynku, na którym miał pozycję enfant terrible branży bankowej, harcownika ostro konkurującego cenami z zastałymi instytucjami. Wydawało się, że duże umiejętności marketingowe, model biznesowy oparty na bankowości internetowej i tanie usługi wystarczą aż nadto, żeby pokonać czeskie i słowackie duże, konserwatywne i mało innowacyjne banki, których oligopol zabetonował rynek. Strategia już na początku okazała się zawodna. mBank był pierwszym od wielu lat nowo otwartym bankiem. Czesi natomiast mieli w pamięci falę bankowych upadłości, która wstrząsnęła rynkiem pod koniec lat 90., kiedy podległe politycznym wpływom państwowe instytucje waliły się jedna po drugiej. Wreszcie zaś Czesi i Słowacy to nie Polacy — nie lubią się zadłużać, nie chcą brać kredytów i wolą odkładać pieniądze na depozytach. Jak prowadzić biznes darmowych usług, kiedy zarobek na marży odsetkowej jest minimalny? Jakby tego było mało, równo rok po starcie mBanku CSk wybuchł światowy kryzys gospodarczy i centrala w Warszawie miała na głowie problemy ważniejsze niż zagraniczna inwestycja. Czechy i Słowacja przez

kilka lat traktowano więc jak drogi drugiej kolejności odśnieżania. Kiedy skończył się kryzys, mBank zaczął gigantyczny projekt modernizacji systemu IT i serwisu internetowego. Potem przyszedł czas na nową aplikację mobilną. Projekty za Tratrami zawsze były na końcu kolejki po pieniądze i zasoby. Potem zaczęły się rządy PiS, pojawił się podatek bankowy i skończyły się marzenia o poważniejszych inwestycjach. Miejsce w kolejce było też pochodną osiągnięć zagranicznych oddziałów, które wielkich sukcesów, mówiąc oględnie, nie notowały. Tymczasem sytuacja, głównie w Czechach, mocno się zmieniła, do czego zresztą mBank się przyczynił. Wprowadzając bardzo tanie usługi, wymusił cięcia prowizji w dużych bankach. Dowiódł też, że na rynku jest miejsce dla bankowych start-upów. Obecnie w Czechach działa kilka prywatnych tzw. challanger banków, walczących z dużymi instytucjami i ze sobą nawzajem.

— Rynek stał się bardzo konkurencyjny, pod pewnymi względami nawet bardziej niż polski — mówi Paweł Kucharski, szef oddziału w Czechach.

Robert Christof, dyrektor słowackiego oddziału, dodaje, że jego pozycję konkurencyjną osłabia podwójny podatek bankowy — płacony na rzecz polskiego fiskusa i skarbówki w Bratysławie.

Milion klientów za Tatrami

Pomimo trudnych warunków mBank stał się rozpoznawalną marką na obydwu rynkach. Przez kilka pierwszych lat podpierał się brandem niemieckiej matki, ale nazwa Commerzbanku dawno zniknęła już z logo. Co ciekawe, w obydwu oddziałach nie ma ani jednego Niemca. Na kilkuset pracowników około 20 to ekspaci z Polski. W Czechach mBank obsługuje ponad 650 tys. klientów, co jest liczbą znaczącą, gdyż lider rynku, Ceska Sporitena, odpowiednik naszego PKO BP, ma ich 4,7 mln. Na Słowacji liczba mBankowiczów zbliża się do 300 tys. Dla porównania w Slovenskiej Sporitelnie jest ich 2,2 mln.

Paweł Kucharski liczy, że dzięki projektowi Perła liczba klientów w Czechach i na Słowacji dojdzie do miliona. Efekty uzyskane w pierwszych miesiącach działania programu wskazują, że cel nie jest wyśrubowany. Perła ujawniła potencjał obu zagranicznych oddziałów banku. Po pierwszym półroczu czeski odnotował 71-procentową dynamikę zysku r/r, słowacki — 67-procentową. W obu przypadkach mBank mocno odsadził konkurencję. Skokowo wzrosło też znaczenie zagranicznych ekspozytur w rachunku wyników całego banku. W połowie 2017 r. udział oddziałów w zysku brutto wyniósł symboliczne 0,09 proc., rok później — 3,08 proc., a na koniec czerwca bieżącego roku — już 7,5 proc.

Paweł Kucharski wyjaśnia, że wysoka dynamika to efekt odświeżenia oferty — mBank prowadzi w rankingach najlepszych kont osobistych i kredytów konsumpcyjnych. Oddziały wiele zawdzięczają też wsparciu Łodzi i Warszawy, m.in. IT. W planach na kolejne lata jest znaczące wzmocnienie sieci placówek. Można być ikoną mobilności, ale klient w Czechach i na Słowacji lubi przyjść do oddziału. Poza tym fizyczny szyld jest potwierdzeniem stabilności banku. Liczba placówek do 2022 r. ma się podwoić w porównaniu z 2018 r. Za trzy lata będą 62 — 50 w Czechach i 12 na Słowacji.

Wszystkie te plany mogą oczywiście okazać się projektem pisanym patykiem po Wełtawie, gdyż o dalszym rozwoju mBanku zdecyduje nowy właściciel. Cezary Kocik, wiceprezes banku i szef bankowości detalicznej, zwraca jednak uwagę na unikatowe know how zdobyte w ciągu 12 lat prowadzenia zagranicznej inwestycji.

— Jesteśmy jedynym polskim bankiem z długoletnim doświadczeniem zagranicznym, także w strefie euro. Z punktu widzenia całej grupy mBanku musieliśmy nauczyć się myślenia o rozwoju biznesu z perspektywy nie jednego, ale trzech rynków. Dziś widać efekty — mówi Cezary Kocik.

Polskie banki za granicą

Pierwszą polską bankową inwestycją zagraniczną był Kredobank na Ukrainie, kupiony w czasach pierwszych rządów PiS. Trudno uznać ją za udaną, bo łączne nakłady na niewielki, regionalny w gruncie rzeczy bank, którego zasięg działania ogranicza się do zachodniej części kraju, przekroczyły 1 mld zł. Lata minęły, zanim PKO BP uporządkował i opanował sytuację w Kredobanku. Dzisiaj jest to dochodowa inwestycja, choć o niewielkiej skali. Na Ukrainie działa też inny polski bank – Idea z grupy Leszka Czarneckiego. Inwestor wystawił go na sprzedaż i obecnie trwa proces due dilligence. Do Leszka Czarneckiego należą też Idea Bank na Białorusi i w Rumunii. Obydwa, a zwłaszcza drugi, prowadzą operacje na ograniczoną skalę.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Eugeniusz Twaróg

Polecane