W marcu amerykański rynek akcji odnotował najszybsze w historii przejście od hossy do bessy. Amerykanie umownie definiują rynek niedźwiedzia jako spadek indeksu o ponad 20 proc. od ostatniego szczytu. I tak między 19 lutego a 23 marca Dow Jones spadł o 38 proc., czyli aż o 11 tys. pkt. W niespełna miesiąc rynek przeszedł od euforii do paniki. Po drodze DJIA zaliczył zarówno jedne z najsilniejszych spadków, jak i najsilniejszych zwyżek w swej 124-letniej historii.

Po zwieńczonej przeszło 7-procentowym wzrostem sesji z 6 kwietnia DJIA znalazł się prawie 25 proc. powyżej marcowego dołka. Oznaczałoby to, że przejście od umownej bessy do umownej hossy amerykańskiemu rynkowi akcji (S&P500także znalazł się 20 proc. powyżej marcowego dna) zajęło zaledwie… dwa tygodnie. Byłaby to więc najkrótsza bessa w powojennej historii Wall Street.
Różne gatunki niedźwiedzi
Po II wojnie światowej amerykański rynek akcji odnotował kilka rynków niedźwiedzia. W zależności od przyjętych kryteriów autorzy podają różną liczbę okresów giełdowej bessy. Przykładowo analitycy First Trust Advisors wyróżnili siedem powojennych bess, eksperci z Invesco odnotowali 10 przypadków po roku 1956, a Ed Yardeni dostrzegł 11 „niedźwiedzi” po 1945 r. Dyskusyjne jest zwłaszcza traktowanie jako hossy mocniejszych (lecz krótkotrwałych) odbić w ramach długoterminowego trendu spadkowego (po 20-procentowym odbiciu należałoby uznać bessę za zakończoną, nawet jeśli rynek po kilku tygodniach spadał jeszcze niżej).
Przeciętna powojenna bessa w Ameryce przynosiła spadek indeksu S&P500o jedną trzecią i trwała prawie 400 dni. Obecna bessa trwa (trwała?) zaledwie 33 dni i przyniosła maksymalne obsunięcie indeksu S&P500 o prawie 34 proc. Tyle że przytoczone powyżej średnie wręcz zniekształcają obraz sytuacji. Trzy z 11 rynków niedźwiedzia były domeną misiów koala — były to łagodne bessy, z maksymalnym obsunięciem ledwo przekraczającym umowną granicę korekty (czyli -20 proc.). Cztery kolejne były sprawką zwykłych niedźwiedzi brunatnych — były to bessy raczej długie, ale spadki sięgały w porywach 26-36 proc. I były trzy przypadki ataku bezlitosnych niedźwiedzi grizli, które demolowały portfele inwestorów spadkami rzędu 50 proc. trwającymi ponad rok bessami. Nasz obecny niedźwiadek jest jeszcze zbyt młody, aby przesądzić, do jakiego gatunku należy.
Wróżenie z giełdowych fusów
O ile bessa jest długotrwałym okresem spadku cen akcji, to krach jest gwałtownym załamaniem się wycen giełdowych spółek. Zwykle bessa nie rozpoczyna się krachem i może mieć stosunkowo łagodny przebieg. Równocześnie krach nie musi oznaczać początku bessy. A w marcu bezapelacyjnie mieliśmy do czynienia z krachem, porównywalnym do tego, co na Wall Street działo się w latach 1929, 1987 i 2008. Zatem także ewentualnych analogii powinniśmy szukać raczej w tych trzech okresach, aniżeli w spokojnych latach 50. i 60. XX wieku. Zwłaszcza że marcowe spadki wykazują silne podobieństwo do wydarzeń z września i października 1929, października 1987 oraz września i października 2008 r. W zasadzie jedynym, co je odróżnia, to fakt, że teraz mamy wiosnę, a nie jesień. Po tak silnych spadkach zawsze dochodziło do bardzo dynamicznego odbicia. Nieprzypadkowo 18 z 20 najsilniejszych dziennych zwyżek Dow Jonesa przypadło na okresy bessy (głównie tej z lat 30.). Także i tym razem obserwujemy silne odbicie, wręcz do złudzenia przypominające to z przełomu października i listopada 2008 r. Także wtedy mieliśmy do czynienia z bezprecedensowymi posunięciami Rezerwy Federalnej i „pakietami stymulacyjnymi” ze strony Kongresu (w tym programem TARP).
Jeśli analogia z roku 2008 ma być jakąś podpowiedzią, to po Wielkanocy na Wall Steet zapowiada się powrót spadków. A dno bessy zobaczylibyśmy dopiero w sierpniu. Paradoksalnie tak szybkie i silne odbicie teoretycznie przekreśla szanse na realizację najlepszego scenariusza — czyli tego z roku 1987. W grze pozostaje jeszcze podręcznik z roku 1929. A to opcja najgorsza z najgorszych, bo wtedy bessa trwała prawie cztery lata, obniżyła indeks Dow Jonesa o ponad 80 proc. (!) i towarzyszyła jej wielka depresja — największy kryzys ekonomiczny w dziejach współczesnego świata. W tym ujęciu powtórka strasznego roku 2008 byłaby wręcz wybawieniem.
Osobiście nie sądzę, aby rynek był w stanie w zaledwie 33 sesje uwzględnić w cenach bezprecedensową zapaść gospodarczą, jaką zaordynowały władze w odpowiedzi na pandemię COVID-19. Przed nami głęboka i prawdopodobnie trwająca przynajmniej dwa kwartały gospodarcza recesja, której rozmiarów nikt nie jest w stanie obecnie oszacować. Przy tej skali paraliżu gospodarczego wszelkie monetarne i fiskalne stymulanty będą tak skuteczne, jak aspiryna na raka. I z tego rynek prawdopodobnie jeszcze nie zdaje sobie sprawy. Gdy sobie to uświadomi, może nas czekać kolejna fala panicznej wyprzedaży akcji. I jeśli dobrze pójdzie, to wyznaczy ona dołek bessy i początek końca obecnego kryzysu.