Czy może być lepszy dowód na to, że, jak pisałem, przedwczoraj indeksy w Stanach spadały wyłącznie z powodu realizacji zysków? Wtorkowe, dobre dane makro, połączyły się z wczorajszymi, a ponieważ inwestorzy, którzy chcieli sprzedać akcje przed świętami już to zrobili, nic nie stało na przeszkodzie zwyżce indeksów.
Wzrost wydatków Amerykanów ucieszył rynek. Bezrobocie okazało się mniejsze od prognoz, ale było opublikowane dzień wcześniej niż zwykle, a poza tym przed świętem, a to zawsze zmniejsza redukowanie siły roboczej. Te raporty otworzyły drogę do dobrego początku sesji, a reszta wywołała wręcz euforię. Indeks nastroju Uniwersytet Michigan był gorszy od prognoz, ale sporo wzrósł. I już nikt nie próbował mówić (tak jak przedwczoraj), że to źle, iż był niższy od prognoz. Za to indeks aktywności gospodarczej w rejonie Chicago był znakomity i pokazywał, że gospodarka w tym regionie zaczęła się rozwijać. Niezłe były też zamówienia na dobra trwałego użytku. Za to Fed w Beżowej Księdze był niezwykle ostrożny w ocenie gospodarki w ostatnich 2 miesiącach. Można wręcz powiedzieć, że nie widział żadnego ożywienia. Powinno to znacznie ochłodzić rozpalone głowy inwestorów. Jednak Amerykanie wiedzieli swoje i chcieli zjeść indyka w doskonałych nastrojach. Indeksy dotarły do poziomów, gdzie powinna pojawić się olbrzymia podaż i to jest realne zagrożenie dla rynków.
W obrazie technicznym indeksów europejskich, mimo dużych wzrostów, nie było przełomu. XETRA DAX nadal może tworzyć pro-spadkową formację RGR, a CAC-40 rysuje podobny w wymowie klin. Wczoraj rynki spokojnie czekały na dane z USA, a lekkie odbicie umożliwiał wzrost cen ropy naftowej i zapowiedź zasilenia France Telecom przez rząd sumą 9 mld EUR. Dopiero raporty makro w USA wywołały prawdziwą euforię.
U nas sesja rozpoczęła się spadkiem w wyniku zarówno pogorszenia nastrojów w ostatniej godzinie handlu we wtorek jak i dużych spadków w USA. Potem nastąpił szybki odwrót i wyczekiwanie na decyzję RPP. Znowu sygnał do odwrotu dała TP SA, która od paru dni stała się wyznacznikiem kierunku indeksów.
Rada ciągle nie może nauczyć się podawania komunikatu o z góry ustalonej porze i chyba do końca swoich dni, kiedy zastąpi ją ECB, tego się nie nauczy. Nie nauczy się również manipulować nastawieniem – bez przerwy jest „neutralne”. Obniżka o 25 pkt. była, według mnie, ruchem mało sensownym. Taka obniżka nadal będzie podtrzymywała oczekiwania na następną i wzmacniała złotego. Co prawda RPP zasygnalizowała na konferencji prasowej, że cykl obniżek stóp zbliża się do końca, ale kto w to uwierzy? Stopy są nadal wysokie, inflacji nie ma, a ożywienie gospodarcze jest nietrwałe. W każdym razie rynek walutowy nie uwierzył, bo złoty się wzmocnił. Nic dziwnego, że pozytywnego wpływu na rynek decyzja nie miała, a inwestorzy nadal czekali na dane z USA, przed którymi nastąpił klasyczny ruch do góry z kontynuacją po tym, jak raporty wyzwoliły optymizm w Eurolandzie.
Ponieważ dzisiaj nie ma sesji w USA, a w piątek bardziej prawdopodobny jest wzrost indeksów, to u nas rynek powinien wzrastać. Jednak często w czasie świąt w USA fundusze też nic nie robią, więc nie można wykluczyć marazmu. WIG ma olbrzymie trudności z uporaniem się ze strefą oporu 14,9 tys. do 15,2 tys. pkt., co wyraźnie pokazał atak podaży i zniżka w końcówce sesji. Pisałem już o tym, że na początku roku trwała na tych poziomach kilkumiesięczna dystrybucja. Czeka tam duża podaż i trzeba czasu, żeby ją wchłonąć. Ostatnie sesje bardzo dokładnie uzmysłowiły to inwestorom i trzeba będzie dużej determinacji popytu, żeby przełamać ten opór. Jeśli podaż będzie uparta to popyt cofnie się, żeby odebrać akcje niżej. Jeśli WIG pokona ten obszar (powinien) to wzrost powinien zatrzymać się w okolicach 15,3 tys. do 15,7 tys. pkt. Nawet jednak w przypadku korekty, nie powinien wrócić pod linię bessy (okolice 14,6 tys.).