Biura maklerskie będą zwracać inwestorom indywidualnym pieniądze, które zblokowały w związku ze sprzedażą akcji GetBacku. I to nie tylko ze względu na prawdopodobną redukcję zapisów w transzy detalicznej. Przede wszystkim dlatego, że ostateczną cenę sprzedaży walorów GetBacku ustalono na 18,5 zł, czyli 31 proc. poniżej górnej granicy widełek z budowy księgi popytu. Mimo że cena jest równa dolnej granicy widełek, do sprzedaży trafią zarówno nowe akcje, jak i te, które obecnie są w rękach konsorcjum z funduszem Abris Capital Partners na czele. Przed ofertą spółka zapowiadała, że obecny właściciel będzie je sprzedawał, gdy popyt dopisze.
Zdecydował się na to, mimo że transakcja zostanie przeprowadzona po najniższej z oczekiwanych przez niego wycen. Większość zarządzających funduszami, z którymi się skontaktowaliśmy, twierdzi, że to sytuacja, jakiej nie pamiętają. W trakcie dopinania transakcji z inwestorami instytucjonalnymi pojawiła się przy tym informacja, że przy cenie 20 zł zostanie sprzedana cała nowa emisja i jedna czwarta akcji, które planował upłynnić Abris. Potem stanęło na tym, że za 18,5 zł zostaną sprzedane wszystkie akcje mogące być przedmiotem oferty. Nowi akcjonariusze obejmą więc 40 proc. kapitału spółki, a cała oferta będzie miała wartość 740 mln zł, zamiast oczekiwanych 0,8-1 mld zł.
— Po cenie widać, że zainteresowanie było mniejsze, niż można się było spodziewać. Z drugiej strony sprzedający zaakceptowali niższą cenę, co daje nadzieję na debiut w kolorze zielonym — komentuje Rafał Janczyk, zarządzający funduszami w Aviva Investors Poland TFI.
— Jeśli w tym czasie nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, GetBack powinien zadebiutować na plusie, ale nie większym niż 10 proc. — wtóruje mu Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI. Przedstawiciele innych TFI nie chcą się wypowiadać na temat debiutu albo zastrzegają anonimowość i są bardziej sceptyczni co do wyceny w pierwszym dniu notowań. Zwracają uwagę, że biorąc pod uwagę warunki, na jakich do GetBacku wchodził Abris, wycena 18,5 zł za akcję wcale nie jest niska. Tego samego zdania jest jednak również Sebastian Buczek, który liczy na raczej udany debiut.
Play gra inny koncert
Zarządzający mają rozbieżne opinie, dlaczego oferta wygląda ostatecznie tak, jak wygląda.
— Było małe zainteresowanie i chyba znaleźli w ostatniej chwili kogoś z zagranicy, reflektującego na większy pakiet — mówi jeden z zarządzających chcący zachować anonimowość. — Na cenę może mieć wpływ mniejsze od spodziewanego zainteresowanie inwestorów zagranicznych — twierdzi inny. Trzeci natomiast uważa wariant 20 zł za akcję za próbę wywarcia presji na fundusze, by kupiły papiery po wyższej cenie. Przyznaje jednak, że możliwe jest także znalezienie w ostatniej chwili popytu poza Polską.
— Wiem, że w jednej z międzynarodowych grup finansowych polscy zarządzający byli sceptycznie nastawieni do oferty, ale ci z zagranicy mówili, że to super spółka — relacjonuje nasz rozmówca. Większość pytanych zgodnie odrzuca tezę, że na umiarkowane zainteresowanie windykatorem mogła wpłynąć rozpoczynająca się równolegle oferta Play Communications. Tego typu zależność dostrzegł tylko jeden z naszych rozmówców.
— To zupełnie różne spółki. Zresztą sama teza, że Play, rozpoczynając dużą ofertę, odciąga kapitał od innych spółek, nie jest właściwa. W zarządzaniu portfelowym, tylko w niewielkim stopniu jest tak, że sprzedaje się PKO BP czy PZU, by kupić Playa. A oferta GetBacku nie jest gigantyczna. Nie widziałbym więc potrzeby zmniejszania zaangażowania w GetBack, by mieć pieniądze na Play — mówi Ryszard Rusak, dyrektor inwestycyjny ds. akcji w Union Investment TFI.
— GetBack może mieć 0,2-0,3 proc. w WIG. Jeśli ktoś chciał kupić spółkę benchmarkowo, to powinien bez problemu znaleźć pieniądze. Gdyby na rynku były dwie takie oferty jak Play, to można by dyskutować o ich wpływie na ofertę GetBacku — dodaje inny.
Przewidywalny i nie
Sebastian Buczek zwraca uwagę, że windykator i telekom reprezentują zupełnie inne segmenty rynku. Nie tylko ze względu na branże, ale również fazę rozwoju. — Play będzie typową spółką dywidendową. W przypadku GetBacku mamy do czynienia ze spółką, która dywidendy nie wypłaci raczej jeszcze przez wiele lat. To typowa spółka wzrostowa — komentuje szef Quercus TFI.
Na giełdzie jest już większy konkurent GetBacku i w ogóle lider tego segmentu rynku. Kruk zadebiutował w 2011 r., dał więc się poznać inwestorom i jest uznawany za podmiot przewidywalny. Brak takiej wiarygodności to, zdaniem zarządzających, główna wada spółki obecnie szykującej się do debiutu. Odmieniana przez wszystkie przypadki „niejasność” to, zdaniem naszych rozmówców, główna wada biznesu GetBacku. Nikt jednak nie postawił tezy, że akcje Kruka mogły stanowić alternatywę dla papierów GetBacku.
— Model biznesu mają zbliżony. Ale Kruk jest firmą przewidywalną, osiągającą powtarzalne wyniki. GetBack w ciągu trzech lat znacznie zwiększył skalę działalności i nagle wchodzi na giełdę. Tego w ogóle nie można porównywać — podkreśla jeden z zarządzających.
— Nadreprezentacja sektora na giełdzie może osłabiać popyt na nową firmę z branży, która szykuje się do debiutu. Ale nie mamy do czynienia z taką sytuacją. Na giełdzie jest Kruk i spółki małe lub niepłynne. Znajomość lidera rynku przez instytucje finansowe powinna więc raczej pomagać w plasowaniu następnych dużych ofert z tej branży — uważa inny.