Wskaźnik S&P500 rósł o 0,34 proc. zaś Nasdaq zwyżkował o 0,69 proc.
Po słabym początku, kiedy część wskaźników zeszła poniżej poziomów z poniedziałkowego zamknięcia, kolejne godziny sesji na Wall Street przyniosły odbicie i wzrosty. Zarówno początkowa przecena, jak i późniejsze odreagowanie to „zasługa” zaprezentowanych we wtorek danych makro.
Wpierw, jeszcze przed otwarciem handlu na rynku kasowym, opublikowane zostały odczyty o zamówieniach na dobra trwałego użytku i indeks cen rynku nieruchomości.
W obu przypadkach spadki okazały się większe niż zakładali analitycy. Szczególnie jeśli chodzi o zamówienia. W styczniu spadły one po raz pierwszy od czterech miesięcy, i co gorsze, aż o 4 proc. Specjaliści tymczasem oczekiwali co prawda spadku, ale jedynie o 0,9 proc. w ujęciu miesięcznym.
Podobna skala spadku (tyle że w ujęciu rocznym) miała miejsce w przypadku cen nieruchomości w 20 największych amerykańskich metropoliach, ale tutaj eksperci byli przygotowani na dynamikę rzędu -3,6 proc.
Informacje te zmobilizowały do działania stronę podażową i pierwsza faza handlu na Wall Street miała nerwowy, po części spadkowy charakter.
Sytuacja uległa zmianie po półgodzinie handlu, kiedy to światło dzienne ujrzały dane o zaufaniu konsumentów i indeks Fed z Richmond. Okazały się nad wyraz optymistyczne w odbiorze i z miejsca dodały animuszu obozowi byków. Oba wskaźniki wzrosły i to znacznie mocniej niż zakładały projekcje.
Momentami o ponad 15 proc. rósł kurs akcji Office Depot. Druga w USA pod względem wielkości sieć artykułów biurowych pochwaliła się w końcu kwartalnym zyskiem, podczas gdy średnia prognoz analityków zakładała co najwyżej wyjście na „zero”.
W sektorze technologicznym czwartą sesję z rzędu drożały papiery Apple. Powody do zadowolenia mieli też udziałowcy Micron Technology. Firma odkupi od Intela udziały w dwóch zakładach produkujących wafle pod procesory.