Reżyser spotu mówi: w 17. sekundzie zaakcentuj wyskok faceta, w 26. napięcie ma siąść, a potem szybko wzrosnąć.
„Puls Biznesu”: Ile kawałków muzycznych do spotów i filmów reklamowych napisałeś?
Andrzej Smolik: Ponad sto.
Jak to się zaczęło?
Zaproponowano mi to, choć muszę przyznać, że trudno dotrzeć do świata reklamy. Pierwsze poważne kawałki muzyki reklamowej realizowałem razem z Jackiem Perkowskim, gitarzystą T. Love, który miał swoje dojścia. Ja grałem na klawiszach, on na gitarze.
Dla kogo był pierwszy raz?
To było jakieś osiem lat temu. Nie pamiętam dokładnie, ale jedną z pierwszych była muzyka do reklamy Statoila, zrobionej przez Łukasza Zadrzyńskiego. Ta reklama dostała dużo nagród. Potem już poszło. Poza tym, po wydaniu mojego pierwszego albumu dostałem propozycję sprzedaży kilku piosenek do reklam. Jedna była od Ery, a druga od Pekao.
Trudniej stworzyć piosenkę czy muzykę do reklamy?
Zdecydowanie piosenkę. Ona trwa około 3 minut, musi mieć wstęp, refren i zakończenie. A muzyka reklamowa trwa 30 sekund i podpiera obraz. Niekiedy klient chce, by była to namiastka hitu, ale to trudno przewidzieć. Problem w tym, że większość reżyserów reklamówek montuje filmik i daje muzykowi, by pod ten gotowiec podłożył nuty. Mówi: w 17. sekundzie zaakcentuj wyskok faceta, w 26. napięcie ma siąść, a potem szybko wzrosnąć. To nie takie proste, bo muzyka ma swój rytm, którego nie można tak po prostu przełamać. Dlatego najtrudniejszy nie jest sam akt tworzenia, ale połączenie wymagań agencji reklamowej i klienta z linią melodyczną.
Nie masz wrażenia, że muzyce reklamowej brak artyzmu. To najwyżej dobre rzemiosło.
Nie zgadzam się. Bardzo często to muzyka w reklamie lansuje jakiś przebój. Sam tego doświadczyłem, kiedy napisałem muzykę do spotu Ery. Po emisji dostałem sporo e-maili z pytaniem, gdzie można posłuchać całego kawałka. Razem ze współpracownikami dopisaliśmy resztę, wydaliśmy na składance i zrobiliśmy singla.
Pisanie do reklam pomaga ci w karierze artystycznej?
Nie sądzę. To dwa niezależne byty. Pisanie muzyki do reklam to często dość szybka i dobrze płatna praca. Pozwala zanurzyć się w różne rejony muzyczne: rock, reggae czy klasykę, zupełnie niezwiązane ze stylem, z którego jestem znany.
Jakie trendy dominują w polskiej muzyce reklamowej?
Z ubolewaniem zauważam, że coraz częściej agencje kupują fragmenty zagranicznych hitów, choć są dużo droższe od rodzimych przebojów i zleceń na muzykę u kompozytorów. Kiedyś nie robiono tego na taką skalę. Nadal pokutuje u nas myślenie, że polskie to gorsze.
Ale da się z tego wyżyć?
Tak. Wiele osób robi tylko to i wiedzie im się dobrze. Dla mnie to tylko dodatek do tworzenia muzyki na płyty lub do filmu czy teatru. Kwoty to przedział od kilkudziesięciu tysięcy złotych za oprawę do kilkakrotnie większych sum za gotowy przebój — ale to kwestia negocjacji z wydawcą i artystą.
Andrzej Smolik
Muzyk, kompozytor i producent muzyczny. Karierę zaczynał w zespole Wilki. Wydał trzy solowe płyty. Laureat kilku Fryderyków i Paszportu „Polityki” w 2004 r. W tym roku wyróżniony Kreaturą 2008 za muzykę reklamową.