Dla wtajemniczonych: nurkowanie do wraków

Agnieszka Ostojska
opublikowano: 2002-08-16 00:00

Nurkowanie do wraków statków jest stare jak historia żeglugi. Nigdy nie brakowało żądnych przygód i łupów, gotowych ryzykować życiem. Tak jest do dzisiaj. Obecnie organizowanie wypraw do wraków jest dynamicznie rozwijającą się gałęzią turystyki kwalifikowanej.

— Nurkuje się po to, aby coś zobaczyć. Wrak statku czy szczątki samolotu nadają się do tego idealnie. W każdym nurku drzemie poszukiwacz skarbów, a z wrakami wiąże się wiele legend. Jednak aby zobaczyć coś poza wodorostami, potrzeba specjalistycznego sprzętu i umiejętności. To wyższy stopień wtajemniczenia. Zwłaszcza gdy nurkowie decydują się na eksplorację wraku od wewnątrz — wyjaśnia Dariusz Spirytulski, instruktor i prezes Biura Turystyki Podwodnej Nautica.

Przyznaje, że tym, co naprawdę przyciąga nurków do zardzewiałych wraków, jest chęć przeżycia przygody. Zwykle do wraków nurkują dwuosobowe zespoły. Ważne więc, aby nurkujący mieli do siebie zaufanie i potrafili ze sobą współpracować. Są odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale też za partnera.

— Do zejścia pod wodę należy się odpowiednio przygotować. Specjalistyczny kurs, doświadczenie i odpowiedni sprzęt gwarantują szczęśliwy powrót z wyprawy, która nie należy do najbezpieczniejszych — uważa Kazimierz Kotlewski z Cenrum Nurkowego Nowa Ama.

Nie każdy może zapisać się na kurs. Aby w nim uczestniczyć, trzeba mieć za sobą kilka etapów szkoleń początkowych.

— Kursy te zaliczane są do technicznych, czyli takich, w których mogą uczestniczyć osoby posiadające określony stopień umiejętności. Uczestnictwo wymaga specjalistycznego sprzętu oraz wiedzy. Przeciętnie szkolenia tego typu trwają dwa, trzy dni. Poziom podstawowy kosztuje około 120 EUR (480 zł) — tłumaczy Dariusz Spirytulski.

Oprócz teorii i przepisów prawnych regulujących turystykę wrakową, kursantów uczy się też prawidłowych reakcji na potencjalne zagrożenia.

— W trakcie szkolenia prowadzone są symulacje niebezpiecznych sytuacji. Na wrakach, oprócz różnego rodzaju wodorostów, można znaleźć mnóstwo zagubionych sieci rybackich czy linek wędkarskich, które tam właśnie się zaczepiły. To może stwarzać niebezpieczeństwo dla nurka. Dlatego przed wyruszeniem na wyprawę należy nauczyć się np. wyplątywania z sieci — wyjaśnia Kazimierz Kotlewski.

Najczęściej nurkowie decydują się na kursy prowadzone w ciepłych morzach. Więcej światła, cieplejsza woda, różnorodność fauny i flory sprzyjają turystyce wrakowej. Jednak statki spoczywające na dnie Morza Bałtyckiego również cieszą się zainteresowaniem. Miejscem, gdzie szczególnie dużo można zobaczyć, są wody wokół Półwyspu Helskiego. Spoczywa tam około 30 statków.

— Blisko polskiego wybrzeża znajdują się wraki jednostek zatopionych w czasie II wojny światowej. Większość z nich spoczywa na niewielkiej głębokości i łatwo do nich dotrzeć — mówi Waldemar Wnorowski, właściciel i prezes Centrum Nurkowego Tryfon.

Podwodna turystyka ma swoje niepisane zasady. Z wraków odwiedzanych przez podwodnych turystów nie powinno się zabierać znalezionych przedmiotów: ani żywych organizmów, ani elementów dawnego wyposażenia statku.

— Odwiedza się miejsce tragedii i trzeba o tym pamiętać. Chyba nigdy nie zdarzyło się, aby statek zatonął, nie pociągając za sobą na dno części załogi. To tak, jakby zabierało się znaleziska z cmentarza — twierdzi Dariusz Spirytulski.

Dodaje, że jeszcze kilka lat temu wrakowi turyści zabierali ze sobą drobne rzeczy na pamiątkę. Dzisiaj jednak instruktorzy w szkołach nurkowych na całym świecie nalegają na zmianę tych upodobań i ograniczenia się do robienia fotografii czy filmu z wyprawy. Odwiedzających zatopione statki jest coraz więcej, dlatego muszą pamiętać, aby również innym pozostawić możliwość ich obejrzenia.