Nie słabnie popyt na Bezpieczny kredyt 2 proc., a nawet — patrząc na dane BGK, operatora rządowego programu — przybiera na sile. Według zestawienia na z 21 sierpnia wniosków było 32 tys., tydzień później 36 tys., a stan na 5 września to 41,8 tys. Dynamika w ostatnich dwóch tygodnia działania rządowego programu dopłat wyniosła 12,5 i 16,1 proc.
Z danych BGK wynika, że do banków biorących udział w programie, a jest ich pięć, codziennie wpływa ponad tysiąc wniosków kredytowych. To bardzo dużo, zważywszy na to, że gros aplikacji wpływa do trzech państwowych banków: PKO BP, Pekao i Aliora. W ubiegłym tygodniu Waldemar Buda, minister technologii i rozwoju, powiedział, że „życzyłby sobie, żeby banki szybciej rozpatrywały wnioski”.
Czy to za sprawą jego słów, czy z innych względów tempo wypłat kredytu z rządową dopłatą faktycznie przyspieszyło. Dwa tygodnie temu banki rozpatrzyły 2,7 tys. wniosków, według stanu na 28 sierpnia 3,9 tys, a do poniedziałku liczba beneficjentów programu wzrosła do 5,7 tys.
Rośnie też odsetek obsłużonych klientów w stosunku do liczby wniosków. Dwa tygodnie temu liczba umów stanowiła 8 proc. wszystkich aplikacji, przed tygodniem 10 proc., a w poniedziałek zakończone sprawy stanowiły 13 proc. wszystkich wniosków.
Wbrew życzeniom ministra
Dynamika przyrostu umów jest znacznie niższa niż wzbierająca fala zainteresowania kredytem, co wynika z ograniczonych mocy przerobowych banków i wpływa na długość terminu rozpatrywania wniosków. Ustawowy termin wynosi 21 dni, natomiast wobec klęski urodzaju jest niemożliwy do dotrzymania.
— Czas oczekiwania na zamknięcie umowy to 1,5-2 miesiące — mówi przedstawiciel jednego z pośredników.
Niemożliwe? Otóż według danych BGK 8 sierpnia liczba wniosków o bezpieczny kredyt wynosiła 24,3 tys. Żeby poznać liczbę wnioskodawców, liczbę należy podzielić przez trzy, gdyż brokerzy standardowo wysyłają w imieniu jednego klienta kilka aplikacji do różnych banków, żeby wybrać najlepszą ofertę. Można założyć, że w pierwszym tygodniu sierpnia wnioskodawców było około 8 tys. Przy okazji publikacji wyników półrocznych PKO BP poinformował, że w lipcu zostało rozpatrzonych negatywnie 10 proc. wniosków. Jeśli jest to parametr właściwy dla całego rynku, to na początku sierpnia na decyzję kredytową czekało około 6 tys. osób. To mniej więcej tyle, ile umów kredytowych banki podpisały z klientami do 4 września.
— Ustawa nie była z nikim konsultowana, terminy były nierealne. Rząd chyba kalkulował, że skoro byliśmy w stanie w kilka tygodni przygotować się do wakacji kredytowych, to teraz też damy radę, ale tak to nie działa. Wtedy ludzie z IT siedzieli po nocach, żeby dostosować systemy, bo groziły nam poważne konsekwencje za brak gotowości. Zresztą z UOKiK i tak posypały się kary. W przypadku bezpiecznego kredytu nie chcemy ścigać się z czasem. Przykład banków państwowych pokazuje, że pośpiech był złym doradcą — mówi bankowiec z komercyjnego banku.
Aż zapał klientów ostygnie
Jak banki biorące udział w programie godzą rynkowe realia z ustawowymi terminami? Praca po godzinach nie jest w stanie zaradzić kolejkom. Banki wydłużają biurokratyczne procedury: proszą o dosłanie dodatkowych dokumentów, przedstawienie kolejnych informacji. PKO BP próbuje rozładować zatory, namawiając pośredników, żeby nie multiplikowali wniosków. Rozmowy zaczęły się w ubiegłym tygodniu. W danych BGK efektów nie widać.
— Kolejne banki wchodzą do programu, inne rozważają udział, proces się poprawia, wyrównuje się wiedza w bankach oraz u pośredników, zapał klientów nieco ostygnie, co rozładuje kolejki. Będzie OK. Pośrednicy nie wysyłają wniosków do kilku banków dla porównania ofert. Umiemy je porównać. To nasza praca, ale musimy zabezpieczyć ryzyko związane ze zdolnością kredytową klienta — mówi pośrednik.
W tym miesiącu do programu bezpieczny kredyt mają przystąpić mBank i BOŚ, Santander zapowiada to na IV kw. ING Bank Śląski, Millennium i BNP Paribas na razie zachowują wstrzemięźliwość.
Bezpiecznego nie widać w wynikach
Według BIK liczba zapytań o kredyt mieszkaniowy wzrosła w sierpniu o 300 proc. — było ich 38,8 tys. wobec 12,3 tys. rok wcześniej. BIK szacuje, że około 60 proc. wniosków dotyczy programu bezpieczny kredyt.
Bardzo wysoka dynamika napływu aplikacji kredytowych nie przekłada się na razie na układ sił na rynku hipotecznym. Dotarliśmy do danych o sprzedaży kredytów mieszkaniowych w lipcu, z których wynika, że rządowy program nie poprawił pozycji państwowych banków w zestawieniu największych kredytodawców. Liderem, tu nie ma żadnej niespodzianki, był PKO BP. Co czwarty kredyt mieszkaniowy zaciągnięty na rynku pochodził z tego banku. Na drugim miejscu uplasował się Santander. I to jest pewna niespodzianka, bo wyprzedził dotychczasowego wicelidera, czyli ING Bank Śląski, który w lipcu był trzeci. Różnice między nimi nie są duże — Santander miał ponad 19 proc. udziałów w nowej sprzedaży, a ING 18,7 proc.
Czwarty, tak jak w maju i w czerwcu, był Pekao, na który przypadło 14 proc. nowej sprzedaży. Na piątym miejscu znalazło się Millennium — podobnie jak miesiąc wcześniej bank wypracował solidne 10 proc. Dalej był Alior z 6-procentowym i mBank z 5-procentowym udziałem w nowej sprzedaży.


