„Dzięki bitcoinowi ludzie się bogacą”, „I Ty możesz zostać milionerem”, „Dołącz do nas i zacznij się bogacić” — takimi hasłami próbują skusić Polaków twórcy projektu Crypto Revolt, aplikacji do automatycznego inwestowania. Żeby „zbijać kokosy” za pomocą aplikacji, trzeba założyć konto i je zasilić. Pieniądze mają być następnie inwestowane w bliżej nieokreślone instrumenty przez „superalgorytm”.




Wszystko fałszywe
„The Crypto Revolt to algorytm zaprojektowany tak, aby odbierać najbogatszym ludziom na świecie i redystrybuować pieniądze z powrotem przeciętnym Polakom. Ten algorytm dosłownie bije na głowę giełdę ze wskaźnikiem wygranych w wysokości 80 proc., a to znaczy, że na 10 transakcji 8 będzie udanych” — napisano w fałszywym artykule o projekcie Crypto Revolt.
Ważnym argumentem, który miał przekonać ofiary, była równie fałszywa informacja o zainwestowaniu w ich projekt 36 mln zł przez… Dominikę Kulczyk, spadkobierczynię połowy majątku po zmarłym Janie Kulczyku, najbogatszym Polaku. Ponadto scamerzy, czyli oszuści, których metoda działania polega na wzbudzeniu zaufania z myślą o wyłudzeniu, podszyli się pod popularny portal biznesowy (działający w Polsce na licencji amerykańskiej), którego layout naśladowali. Dla wzmocnienia efektu na swojej stronie internetowej zamieścili logo takich zagranicznych marek mediowych, jak CNN, Financial Times, Time, Forbes, a także firmy technologicznej McAfee — dostawcy programu antywirusowego.
Prawnicy na tropie
— Podjęliśmy działania w celu ustalenia źródła tych nieprawdziwych informacji. Rozważamy podjęcie odpowiednich kroków prawnych, aby chronić wizerunek pani Kulczyk oraz zapobiec działaniom o charakterze oszustwa. Powinna to być przestroga dla innych — mówi Wojciech Śmiech, koordynator PR w Kulczyk Foundation.
Tomasz Ejtminowicz, radca prawny w Kancelarii Meritum, podkreśla, że oszustwem jest każde działanie wprowadzające w błąd.
— Dlatego każdy, kto próbuje nakłonić drugą osobę do niekorzystnej inwestycji — promując ją wizerunkiem osoby publicznej bez jej wiedzy, żeby dodać ofercie wiarygodności — łamie prawo. Co mogą zrobić poszkodowani celebryci? Zaleca się działanie dwutorowe — na gruncie prawa karnego i cywilnego. Należy zawiadomić policję, aby w toku śledztwa ustalić tożsamość sprawcy. Jeśli fizycznie działa on z Polski, odpowie przed polskim sądem — nawet jeśli firma ma siedzibę w raju podatkowym, a stronę postawiono na zagranicznym serwerze — wyjaśnia Tomasz Ejtminowicz.
Tożsamość twórców projektu Crypto Revolt jest nieznana, bo korzystają z usług panamskiej spółki Whoisguard, która umożliwia zarejestrowanie domeny bez ujawniania danych firmy. Radca prawny podkreśla, że zidentyfikowanie sprawcy działającego tylko w internecie jest trudne.
— Jeśli się uda, poszkodowany może wystąpić przeciwko niemu o zapłatę wynagrodzenia za wykorzystanie wizerunku oraz zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych — wyjaśnia Tomasz Ejtminowicz.
Skradzione twarze
Z doświadczenia eksperta wynika, że żerowanie na wizerunku znanych osób w Polsce nie jest jeszcze bardzo popularne, ale przykładów nie brakuje. Dorota Gardias, Agnieszka Hyży, Karolina Szostak i Krzysztof Ibisz — ci dziennikarze, prawdopodobnie nieświadomie, firmowali nazwiskami event zorganizowany rok temu przez singapurską firmę Net Leaders (NL), odpowiedzialną za wprowadzenie na rynek kryptowaluty dascoin. Warszawska prokuratura, która zajmuje się NL, podejrzewa ją o zbudowanie piramidy finansowej. W sieci roi się też od przykładów zagranicznych scamów. Ulubioną platformą oszustów jest Twitter, a ich ofiarą padły m.in. takie postaci jak Donald Tramp, prezydent USA, Elon Musk, założyciel Tesli, i Vitalik Buterin, twórca kryptowaluty ethereum. Scamerzy korzystają z zaprogramowanych botów, które tweetując nakłaniają internautów do „lukratywnych” inwestycji. Według raportów, w ciągu tygodnia oszuści mogą zarobić tysiące dolarów.