Wybory prezydenckie w USA odbędą się dopiero 5 listopada, ale trwające prawybory sugerują, że najpoważniejszymi kandydatami będą Joe Biden oraz Donald Trump. Tten ostatni w sondażach uzyskuje nieco większe poparcie.
– Nie ma pewności, że Donald Trump wygra wybory, choć wiele na to wskazuje. Demokraci nie mają alternatywy dla Joego Bidena, który jest wygodny dla wielu środowisk, ale może mieć problem, aby wygrać. Możliwe, że bliżej wiosny dojdzie jeszcze do zmiany kandydata demokratów – mówi Eryk Szmyd, analityk XTB.
- Zwycięstwo republikanów zwiększyłoby prawdopodobieństwo silniejszego dolara i wyższych rentowności obligacji, ale mogłoby wpłynąć na ryzyko geopolityczne i zmienność cen surowców energetycznych. Donald Trump i Joe Biden oraz ich programy są dobrze znane inwestorom, stąd rynki mogą dyskontować wynik wyborów wcześniej niż było to np. w 2016 r. – mówi Jakub Liebhart, zarządzający funduszami Eques TFI.
- Niepewność może się zwięszyć, co skłaniałoby inwestorów do kupowania bardziej bezpiecznych aktywów. Donald Trump nie boi się kontrowersyjnych działań, ale nie mam mocnego przekonania, że świat mocno się zmieni ze względu na ten wybór. Zwłaszcza, że nawet prezydent USA ma ograniczone prerogatywy, a do niektórych działań potrzebuje zgody Kongresu – mówi Mirosław Budzicki, analityk walutowy PKO BP.
Co innego kampania, co innego rządzenie
Donald Trump od wielu miesięcy przekonuje wyborców, że gdy wygra, to zakończy wojnę na Ukrainie w 24 godziny, ponieważ potrafi się porozumieć z Władimirem Putinem. W jednym z wywiadów rok temu mówił, że w najgorszym wypadku dogada się z Rosją, aby coś przejęła.
- To, co mówi Donald Trump, to jego kampania, a inna sprawa, co zrobi, gdy będzie prezydentem. Donald Trump korzysta, krytykując politykę rozdawnictwa demokratów. Rzeczywiście może traktować Władimira Putina jak kolegę, z którym będzie rozmawiał. Wydaje się, że odczuwa do niego jakąś sympatię jako samca alfa, za którego sam się uważa. To jeszcze nie znaczy, że Władimirowi Putinowi ulegnie. W mojej ocenie będzie prowadził twarde negocjacje – mówi Eryk Szmyd.
Celem Donalda Trumpa jest zakończenie wojny w Ukrainie, żeby USA mogły się skoncentrować na rywalizacji z Chinami. Angażowanie się Stanów Zjednoczonych w wielu rejonach świata – w Ukrainie, w Izraelu, na Tajwanie czy na Morzu Czerwonym - robi się bowiem problematyczne. W tym ostatnim miejscu od kilku miesięcy dochodzi do ostrzału statków handlowych i nie widać, aby Amerykanie potrafili temu zapobiec.
- USA mają już ponad 33 bln USD zadłużenia, które wykładniczo rośnie. Takie zadłużenie jest niemożliwe do utrzymania w długim terminie nawet przez prezesa Rezerwy Federalnej – mówi Eryk Szmyd.
To dług odpowiadający 120 proc. PKB USA, co ogranicza możliwości supermocarstwa w reagowaniu na konflikty.
Zamrożenie konfliktu nie musi być złe
W Senacie USA upadła ustawa, która przewidywała pakiet pomocowy dla Ukrainy, a także dla Izraela czy Tajwanu oraz rozwiązania dotyczące kryzysu migracyjnego w Teksasie. Do głosowania przeciw zachęcał Donald Trump, ale powodem były kwestir związane z nielegalną imigracją. Ustawa prawdopodobnie wróci w okrojonej formie i wtedy ma szansę przejść.
- Wynik wojny w Ukrainie zależy tylko częściowo od pomocy USA. Gospodarka rosyjska zaskoczyła swoją odpornością i to sprawiło, że obecnie Rosjanie są w stanie w tej wojnie przeważać – mówi Eryk Szmyd.
Brak pomocy może być jednak elementem nacisku, aby zmusić Ukrainę do rozejmu z Rosją. Już teraz pomoc napływa z problemami, ale większego załamania na froncie nie widać.
- Jeśli postawi się Ukrainę pod ścianą, aby zawarła pokój z Rosją, to może być paradoksalnie dobry okres dla złotego i polskich akcji. Inwestorzy, owszem, biorą pod uwagę, że to może skutkować czymś złym za kilka lat, ale będą dyskontować to, co będzie w danym roku oraz rok naprzód. A byłoby dobrze dla Polski, gdyby wojna zamarzła, bo w to, że się skończy, nie bardzo wierzę – mówi Piotr Kuczyński, analityk Xeliona.
- Z jednej strony brak wsparcia jest fatalną informacją dla Ukrainy i dla jej regionalnych sojuszników, ale z drugiej strony mógłby prowadzić do alternatywnego rozwiązania konfliktu poprzez ustępstwa dla agresora. W tej sytuacji, po okresie podwyższonej zmienności okołowyborczej, europejskie i środkowoeuropejskie aktywa mogą doświadczyć zjawiska obniżenia ryzyka i rajdu ulgi. Najpierw jednak rynki będą dyskontować mniejsze wsparcie i potencjalne rozszerzenie się konfliktu – uważa Jakub Liebhart.
Protekcjonizm wróci prędzej niż później
Pierwsza kadencja Donalda Trumpa upłynęła pod znakiem wojen handlowych z Chinami i Unią Europejską. Joe Biden nie tyle je zakończył, co obniżył ich temperaturę.
- Donald Trump może chcieć przestawić gospodarkę amerykańską na bardziej protekcjonistyczne tory, żeby Stany Zjednoczone mogły wyjść z okresu niepokoju zwycięsko i być może za kilkanaście lat powalczyć ponownie o status hegemona. Wall Street ma interes w tym, żeby zatrzymać deglobalizację i żeby handel z Chinami odbywał się bez zakłóceń, co niekoniecznie jest w interesie Donalda Trumpa. Z drugiej strony w podobny sposób Komunistyczna Partia Chin hamuje swoje przedsiębiorstwa, którym zależy na współpracy z Amerykanami – mówi Eryk Szmyd.
- Są sygnały, że Donald Trump będzie próbował poprawić pozycję w USA w relacjach międzynarodowych, co może skutkować nakładaniem nowych ceł np. na chińskie czy europejskie towary. To może zaburzać handel międzynarodowy – mówi Mirosław Budzicki.
Środowiska związane z Donaldem Trumpem kwestionują także politykę klimatyczną, wskazując, że niezawodnym źródłem energii są tylko paliwa kopalne. Podczas swojej kadencji Donald Trump wycofał USA z porozumienia paryskiego o ograniczaniu emisji, a teraz zapowiedział, że nie wpłaci 3 mld USD na rzecz Zielonego Funduszu Klimatycznego. Donaldowi Trumpowi o tyle łatwiej niż konkurentowi byłoby rządzić, że republikanie kontrolują Izbę Reprezentantów.
- Zwycięstwo jednej partii zwiększa prawdopodobieństwo ekspansji fiskalnej. Zazwyczaj wspierało to wzrost gospodarczy, podwyższało stopy procentowe oraz pomagało akcjom. Jednak przy znacznie niższym bezrobociu, które dziś obserwujemy, wyższej inflacji i rynkowej wycenie cięć stóp procentowych ekspansja fiskalna może mieć większy wpływ na perspektywy polityczne niż samego wzrostu gospodarczego – mówi Jakub Liebhart.
Wpływ na polski rynek
Rosnące prawdopodobieństwo kolejnej kadencji Donalda Trumpa może negatywnie wpływać na polski rynek i złotego.
- Reakcja polskiego rynku byłaby raczej spadkowa. Niemniej zwycięstwo Donalda Trumpa nie determinuje zysków polskich firm, dlatego reakcja będzie zapewne krótkoterminowa i po niej nastąpi odreagowanie. Mocniejsze tąpnięcie, które uzasadniłoby długoterminową wyprzedaż, mogłoby się zdarzyć, gdyby zawarto niekorzystny dla Ukraińców rozejm, a następnie coś zaczęłoby się dziać w państwach bałtyckich. Wtedy inwestorzy zaczęliby szacować ryzyko agresji na Polskę i wychodzili z naszego rynku – mówi Eryk Szmyd.
- Rajd, który widzieliśmy na dużych spółkach w Polsce od wyborów, był napędzany przez zagranicę. Ten repricing będzie się utrzymywał, ale gdy zagranica znowu będzie czekać na rozwiązania w sprawie Ukrainy - a wiemy, że zagraniczni zarządzający przez kilka kwartałów wstrzymywali się z decyzjami - to faktycznie może to zatrzymać rajd i zwiększyć zmienność – mówi Jakub Liebhart.
Rynki preferują Joego Bidena dlatego, że jest przewidywalny, czego nie da się powiedzieć o Donaldzie Trumpie.
- Donald Trump słynie z nieprzewidywalności. Pierwsze reakcje będę negatywne, aczkolwiek rozłożone w czasie, gdyż o jego możliwym zwycięstwie będziemy pewnie wiedzieć wcześniej. Ryzyko jest, ale trudne do przewidzenia. Z drugiej strony w 2016 r. wszyscy się baliśmy o to, co będzie, a była super hossa i było zupełnie odwrotnie niż większość oczekiwała. Byłbym zatem ostrożny z twierdzeniem, że na pewno będzie źle – mówi Piotr Kuczyński.