Drożejący frank przypomina o kryzysie

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2012-04-06 00:00

Rynek sprawdził wczoraj determinację Narodowego Banku Szwajcarii do obrony wyznaczonego przez niego minimalnego kursu franka do euro

Światowe rynki wkroczyły w nowy kwartał w wyraźnie słabszych nastrojach. Jak bumerang powróciły obawy o dalsze kłopoty strefy euro. To sprawia, że inwestorzy ponownie rozglądają się za bezpieczniejszymi aktywami. Widać to w notowaniach franka szwajcarskiego, który podczas czwartkowej sesji był wobec euro najdroższy od siedmiu miesięcy. Od dna odbił się także względem złotego. Za franka płacono nawet 3,48 zł, najwięcej od sześciu tygodni.

— Przyczyn takiego rozwoju wypadków jest kilka. Jedna z nich to oczywiście pogorszenie nastrojów na rynkach, ale wpływ mogły też mieć mniejsza płynność przed świętami i podniesienie przez Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) prognoz wzrostu gospodarczego — ocenia Piotr Popławski, analityk walutowy banku BGŻ. Na rynki znów wracają obawy o kondycję krajów południa Europy. Po niekorzystnych wynikach środowej aukcji hiszpańskich obligacji drożały instrumenty zabezpieczające przed niewypłacalnością rządu w Madrycie (patrz obok).

Frank pręży muskuły

W czwartek przed południem za euro płacono przez moment jedynie 1,1996 CHF. To mniej niż próg 1,20 CHF, wyznaczony we wrześniu przez szwajcarski bank centralny. Na razie to tylko próba sprawdzenia, czy bank będzie chciał utrzymywać parytet. Analitycy uważają, że SNB jest zdecydowany, by go bronić.

— Determinacja banku jest spora. Rynki źle by odebrały, gdyby poziom 1,20 został trwale przebity już przy drugiej czy trzeciej próbie ataku. SNB jednak zareagował, więc obecnie nie widzę zagrożenia — ocenia Łukasz Rosiński, szef działu analiz DM AmerBrokers. Cena interwencji może być jednak znaczna. Operacje skupu euro mogą przynieść SNB znaczne straty, gdyby ostatecznie bank musiał skapitulować. Wskazują na to dane firmy brokerskiej FXCM. Aż 98 proc. pozycji spekulacyjnych na tym rynku obstawia spadek wartości franka.

— Gdyby bank zaczął zdecydowanie skupować euro i podbił jego kurs, ci inwestorzy zaczęliby agresywnie zamykać pozycje, aby zainkasować zyski. Koszty obrony parytetu byłyby znaczne. To przypomina sytuację, jaka miała miejsce przy poprzednich nieudanych interwencjach, i bankierzy centralni są świadomi tego ryzyka — ocenia David Rodriguez, analityk portalu DailyFX.com.

Niebezpieczna gra

O tym, że gra, jaką z rynkiem podjął bank, wiążąc kurs franka z euro, może być bardzo niebezpieczna, jest również przekonany Alfred Adamiec, prezes Domu Maklerskiego Alfa. Niezamierzonym efektem działań Szwajcarów jest to, że dla inwestorów z rynku walutowego przestają liczyć się fundamenty, a najważniejszym czynnikiem wpływającym na kursy stają się deklaracje banku.

— To zachęta dla wszystkich, którym nie wyszła inwestycja w euro, by pozbywali się wspólnej waluty, kupując franka po stałym kursie. SNB nie doszacowuje ryzyka, że będzie musiał faktycznie zainterweniować w najmniej korzystnym momencie. W walcez rynkiem polegli już nawet więksi giganci — podkreśla Alfred Adamiec.

Bezpieczeństwo w cenie

Pogorszenie nastrojów na rynkach nie ogranicza się jednak tylko do zwiększonej presji na Szwajcarów. Inwestorzy, którzy dotąd najchętniej podbijali ceny akcji, przerzucają się także na inne bezpieczne lokaty. W cenie są pozostałe waluty uważane za bezpieczne schronienie. Po trwającej od początku roku przecenie jen był w stosunku do euro najdroższy od blisko miesiąca. Kapitał ponownie wraca zwłaszcza do aktywów dolarowych. Indeks dolara zyskał od początku kwietnia już 1,5 proc. W stosunku do euro amerykańska waluta umocniła się o 2,1 proc. To największa czterodniowa zwyżka od przełomu roku. Dobrym miejscem, by ulokować wolną gotówkę, są tradycyjnie uważane za jedne z najbezpieczniejszych 10-letnie obligacje amerykańskiego skarbu. Ich rentowności spadły w ciągu dwóch i pół tygodnia z 2,38 proc. do 2,17 proc., odzwierciedlając wzmożone zakupy. Zyski przyniosły także akcje najbardziej stabilnych amerykańskich spółek dywidendowych. Tworzony przez agencję S&PIndeks Arystokratów Dywidendowych, czyli spółek, które zwiększają wypłatę z zysku przynajmniej od 25 lat (do tego grona zalicza się między innymi Coca Cola), zyskał w złotych od początku miesiąca 1,5 proc.