Z dzisiejszej perspektywy marcowy krach na akcjach spółek notowanych na GPW należy uznać za przesadzony. Większość spółek z GPW (60 proc.) notowana jest obecnie nie tyle powyżej dna krachu, co powyżej poziomów z początku roku. Oznacza to, że nie tylko dołek z marca był okazją do kupna, ale że w większości przypadków na plusie są także ci akcjonariusze, którzy przez kryzys przeszli strategią „trzymaj”. Przyczyny zwyżek notowanych w 2020 r. przez spółki są różne.

Jest grono tzw. koronawirusowych spółek, które — zdaniem inwestorów — skorzystają na pandemii. To jednak dość specyficzna grupa. Ważniejsze dla giełdowego ogółu wydaje się chyba to, że wiele spółek po prostu nie odczuło pandemii w sposób znaczący. Albo ich wyniki nie ucierpiały (jak np. Grupa Kęty, która zwiększyła w II kwartale zysk o 60 proc.), albo udało im się utrzymać płynność i mają nadzieję, że najgorsze już za nimi (np. AC Autogaz, mimo spadku zysku w II kwartale o 31 proc.). Nawet jeżeli w przypadku tych ostatnich spadki notowań były zasadne, to o kilka procent, a nie np. o połowę. A przecież również takiej przeceny doświadczyło wiele walorów na przełomie lutego i marca.
Bez czarnego scenariusza
Nie spełnił się zatem czarny scenariusz fali upadłości i problemów finansowych. Ważną rolę odegrały w tym programy pomocowe, niższe stopy procentowe, a także banki z wyrozumiałością podchodzące do naruszenia kowenantów, a wiec wskaźników zapisanych w umowach kredytowych. Co znamienne, zdecydowana większość spółek, która dzieliła się zyskiem w 2019 r., zdecydowała się na wypłatę z zysku także za 2020 r., co można uznać za potwierdzenie utrzymania się zdrowego stanu finansów mimo pandemii. Do pełnej oceny sytuacji spółek wciąż nam jednak daleko, bo raporty za II kwartał dopiero zaczęły spływać.
Pamiętajmy jednak, że marcowej panice towarzyszyły obawy nie tylko o sytuację spółek w II kwartale, ale także w kolejnych.W gospodarce problemy zdecydowano się zasypać programami socjalnymi i luźną polityką monetarną z „dodrukiem” pieniądza, jednak nadal nie wiadomo, jaki wpływ będzie mieć to na takie zjawiska, jak np. inflacja. Problemy gospodarcze pojawiły się nie bezpośrednio przez koronawirusa, ale w wyniku walki z nim za pomocą ograniczeń w działalności biznesowej i życiu społecznym.
Po wyjściu z lockdownu świat wygląda inaczej, a wiele branż wciąż poważnie cierpi (np. eventowa czy turystyczna). Większość sektorów wolniej lub szybciej wraca jednak do normalności. Giełdowi optymiści zakładali, że lockdown przeżyjemy tylko raz, stopniowo odejdziemy od obostrzeń i z wyposażonymi już w sprzęt i wiedzę szpitalami będziemy kontrolować wirusa, szczepionka zostanie wynaleziona, wskutek czego medyczna część problemów zostanie rozwiązana.
Ewolucja obostrzeń
Niestety, sierpień przyniósł nie tylko spory wzrost zachorowań (nie tylko w Polsce), ale również przywrócenie niektórych obostrzeń. Na razie nad Wisłą wprowadzono je punktowo, w wybranych powiatach. Założenie, że teraz od obostrzeń jedynie odchodzimy, upadło. Co więcej, pojawiło się ryzyko, że ograniczenia zostaną wprowadzone na szerszą skalę — bądź to geograficznie, bądź jeżeli chodzi o ich charakter. Drugi lockdown w wydaniu marcowym byłby gospodarczą katastrofą i wydaje się nierealny, jednak niektóre branże mogą ucierpieć nawet przy mniejszej jego skali.
Inwestorzy na ryzyko nowych obostrzeń zareagowali spokojniej niż poprzednio (przypomnijmy, że pierwszy lockdown ogłoszono już po gwałtownych spadkach na giełdzie). WIG od dwóch miesięcy w zasadzie porusza się w bok bez większej zmienności i trudno mówić już o szerokiej fali odbicia. Część podmiotów wpadła w korektę, problemy widać jednak również na akcjach firm, które odbić nie zdołały.
Symbol słabości
Potwierdzeniem jest przykład AmRestu, operatora sieci restauracji i barów, którego notowania krach obniżył o 60 proc. Obecnie kurs jest jeszcze niżej niż w dołku z marca, mimo że na początku lipca spółka miała otwarte niemal wszystkie restauracje (proces dłużył się jedynie w Rosji). Problemem jest jednak wciąż ruch w galeryjnych restauracjach.
Inwestorzy bali się także sporej ekspozycji spółki na Hiszpanię i Chiny. Teraz przywrócenie obostrzeń mogłoby być kolejnym ciosem w wyniki właściciela restauracji takich marek, jak Pizza Hut, KFC czy Burger King. Przypomnijmy, że grupa zanotowała w pierwszym kwartale spadek EBITDA o 44,5 proc. — do 42,6 mln EUR i spodziewa się, że wyniki drugiego kwartału będą jeszcze słabsze. AmRest, mimo braku odbicia po krachu, znajdziemy w gronie spółek z najgorszą stopą zwrotu za ostatni miesiąc (-20 proc.).
Jeszcze mocniej przez ostatnie 10 dni potaniały papiery MexPolska (-25 proc.), czyli spółki, która w portfelu ma takie marki restauracyjne, jak Pijalnia Wódki i Piwa oraz The Mexican. Obecna wycena Mexa także jest niższa niż w dołku krachu. Na skutek pandemii COVID-19 zamknięto trzy lokale gastronomiczne grupy. Działające w lipcu lokale osiągnęły przychody na poziomie średnio 87 proc. obrotów odnotowanych w tym samym okresie roku poprzedniego, tj. przed wybuchem pandemii.
Zarząd uważa, że istnieje ryzyko utworzenia dodatkowych odpisów aktualizacyjnych aktywa, a zadłużenie spółki wynosi 47 mln zł przy kapitale własnym na poziomie 12 mln zł. Problemy jeszcze przed pandemią miał Sfinks, który przez ostatnie 10 dni potaniał o 10 proc. Spółka zwraca uwagę nie tylko na problem lockdownu i mniejszego ruchu, ale również wysokich czynszów, które nie są dopasowane do obecnych realiów. Z czynszami ma zresztą problem także branża odzieżowa. Dla niej powrót obostrzeń byłby katastrofą, bo podobnie jak gastronomia firmy te pracują bezpośrednio z klientem masowym. Na razie jednak WIG-Odzież kontynuuje odbicie napędzane przez poprawę wyników sprzedażowych poszczególnych spółek.
Wybiórcze spadki
Obawy o przyszłość powracają jednak na spółkach turystycznych. O 23 proc. potaniało w ostatnim miesiącu Enter Air, 15 proc. z wyceny stracił Rainbow Tours, a o 16 proc. w dół poszły notowania Novaturasa. Dla tych firm problemem jest nie tylko lokalny rynek, ale również globalne obostrzenia. Rynek lotniczy w Europie teoretycznie przywrócono, co chwila jednak kolejne loty są odwoływane bądź na czerwoną listę trafiają wybrane kraje/regiony.
Dla touroperatorów, którzy przerzucili się częściowo na sprzedaż krajową, ryzykiem może być także objęcie „czerwonymi” zasadami regionów turystycznych. Inwestorzy wydają się dość wybiórczo i ostrożnie podchodzić do tematu drugiej fali i możliwego szerszego powrotu obostrzeń. Spółki uznawane za korzystające na pandemii mają bardzo wygórowane wyceny, natomiast ci, którzy wykazali odporność, tym razem zdecydowanie spokojniej powinni przejść przez ewentualny nawrót obostrzeń.
Jeżeli do tego ostatniego rzeczywiście dojdzie na szerszą skalę, czekać nas będą raczej sektorowe ruchy niż podobna do marcowej panika na całym rynku.