Kto walczy z rzeczywistością, przegrywa. Rzeczywistość to przeciwnik nie do pokonania
Rzeczywistość, czyli to, co nie znika, gdy przestajesz w to wierzyć. Nie zmienia się według twoich przekonań, oczekiwań, ideałów.
Bogactwo naszej cywilizacji służy do zaprzeczania rzeczywistości. Jest to luksus, na który człowiek zasłużył sobie wiekami ciężkiej pracy, postępu technologicznego, oszczędzania. Że wreszcie stać go, by rzeczywistość ignorować. Ignorować okoliczności przejściowe (pada zimny deszcz, ale my siedzimy sobie w ciepłym, suchym domu), ale także ignorować podstawowe jej zasady (powinienem był dawno umrzeć, lecz nowoczesna medycyna utrzymuje mnie przy życiu).
Nadal jednak zdarzają się sytuacje, gdy ten finansowo-technologiczny bufor nie wystarcza; gdy rzeczywistość powraca. Takim zdarzeniem jest wojna. A w życiu jednostkowym — śmierć. W gospodarce za analogiczne czołowe zderzenie z rzeczywistością można uznać brak energii. Wiele definicji śmierci biologicznej ujmuje ją jako zaprzestanie procesów energetycznych. Aby zabić roślinę czy zwierzę, wystarczy odciąć je od dopływu energii: światła, ciepła, tlenu, pożywienia.
Jest to sytuacja zero-jedynkowa. Albo mamy dostęp do energii — i maszyny pracują, samochody jeżdżą, grzejniki grzeją, lampy świecą, komputery liczą — albo nie. I nie da się tego zakłamać, zakryć, sfejkować. Poduszka zgromadzonego wcześniej bogactwa pozwala tę konfrontację z realem jedynie odsunąć nieco w czasie — gdy kupujemy energię z coraz większej odległości, po coraz wyższych cenach, z coraz uciążliwszymi warunkami dodatkowymi wmuszonymi w nas w tych umowach. Lecz to tylko spowalnia proces.
Wiele wskazuje, że najbliższy kryzys definiujący przyszłość UE nie rozegra się na tle imigracji, wspólnej waluty i długu unijnego ani rywalizacji z Chinami i USA, lecz w związku z cenami i dostępem do energii. Co znaczy — w związku z Zielonym Ładem i europejskim kryzysem gospodarczym (jeśli nie cywilizacyjnym). Powtórny wybór Ursuli von der Leyen i jej deklaracje jeszcze agresywniejszej realizacji założeń Ładu wobec cen energii tak wysokich, że wypędzających z Europy kolejne biznesy — ustawiły scenę dla tego zderzenia z rzeczywistością w roku 2025.
Polska znajduje się tu na pierwszej linii. Ceny energii w Polsce biją kolejne rekordy — płacimy za nią najwięcej w UE. W oczywisty sposób niszczy to konkurencyjność polskiego przemysłu, naciąga sprężynę inflacyjną złotego i odstrasza zagranicznych inwestorów.
Transformacja energetyczna rozumiana jako przechodzenie od źródeł o mniejszej gęstości energii, w szczególności paliw kopalnych, do źródeł energii o gęstości wyższej, w szczególności opartych na rozszczepianiu lub fuzji atomów (czyli także energii gwiazd, Słońca) stanowi proces nieunikniony. To jeden z głównych determinantów rozwoju cywilizacyjnego obok kumulacji wiedzy. Wszelako sposób przeprowadzenia tej transformacji może być dobry lub zły, tak samo jak każdy cel można próbować osiągnąć metodą praktyczną i niepraktyczną. Strategia przyjęta przez UE, nie licząca się z kosztami pośrednimi transformacji (gospodarczymi, społecznymi, politycznymi) i zakładająca ekstremalnie optymistyczny scenariusz rozwoju technologicznego — wiemy już, że nierealistyczny — szybko prowadzi do kompromitacji samej idei transformacji w oczach dużej części społeczeństwa i biznesu.
Ta europejska tragedia pomyłek i politycznego zaślepienia rozgrywa się na tle globalnego przeorientowania strategii energetycznych. USA w 2025 r. pod rządami Donalda Trumpa z powrotem postawią na tradycyjne źródła energii, odbudowując i rozbudowując także energetykę jądrową. W połączeniu z coraz bardziej systemowym omijaniem przez Rosję barier sankcyjnych na sprzedaż jej surowców oraz z otwartymi deklaracjami BRICS budowy systemu finansowego alternatywnego wobec zweaponizowanego przez USA dolara i SWIFT-u doprowadzi to do krytycznego rozejścia się ideałów i strategii rozwojowych Północy, w szczególności UE, i globalnego Południa.
W optymistycznej wersji powinno to spowodować urealnienie modelu Północy, tj. bardziej praktyczne rozłożenie w czasie planów transformacji energetycznej i aktualizację oceny możliwości technologicznych. Tak, aby planować tu wyłącznie opierając się na rozwiązaniach sprawdzonych, działających i kosztowo efektywnych. Nie niszczyć dotychczasowego modelu życiowego i gospodarczego setek milionów Europejczyków, dysponując jedynie nadzieją na lepsze rozwiązania.
Brutalna weryfikacja naszych potencji energetycznych bezpośrednio łączy się z głównymi wyzwaniami globalnymi, jak rozwój AI, rosnące napięcia i już gorące konflikty militarne, walka Azji (globalnego Południa) o lepszy podział wpływów i miejsce w światowym systemie handlu i pracy, czy wreszcie zmiany klimatu.
Sztuczna inteligencja, która zdominowała prognozy na rok 2024, jeśli ma podążać dotychczasową ścieżką, tj. hodowania LLM-ów na coraz większych zasobach danych, procesowanych w coraz większych data centers, musi mieć zapewnione tanie, niezawodne i stosunkowo blisko położone źródła energii. Dotychczas starania o wybudowanie elektrowni atomowych dla tych celów zadeklarowały Microsoft, Google i Amazon. Teraz dołączyła do nich Meta Zuckerberga. Tegoroczny raport Goldmana Sachsa przewiduje, iż w 2030 r. 8 proc. całej energii elektrycznej w USA będą pożerać same data centers (w porównaniu z 3 proc. w 2022 r.).
Inflation Reduction Act przyjęty w zeszłym roku przez USA nacelowuje specjalne ulgi podatkowe na produkcję energii atomowej. W połączeniu z renesansem brudnej energii za Trumpa 2.0, daje to USA nie tylko samowystarczalność energetyczną, ale pozycję globalnego eksportera energii. Chiny także rozbudowują masowo elektrownie jądrowe (idąc w kierunku MSR-ów opartych na thorium), ale przecież także węglowe.
A fizyczna bliskość elektrowni ma znaczenie wobec stanu sieci przesyłowych, wyraźnie przestarzałych i niedostosowanych do nowych realiów. Tym bardziej — wobec transformacji ku systemowi dystrybucji energii ze źródeł rozproszonych, nieciągłych, prosumenckich.
Jakikolwiek kształt przybierze tymczasowy układ pokojowy z Rosją, jego elementem, a na pewno bezpośrednią jego konsekwencją będą nowe porządki na rynku gazu i ropy naftowej. Ileż by dzisiaj dały Niemcy za powrót do status quo sprzed wojny! Nowy układ polityczny wyłoniony w Niemczech po przyśpieszonych wyborach w dużej mierze będzie zależał od przedstawionej społeczeństwu nowej oferty sensownego modelu gospodarczego.
Globalne Południe walczy o poprawienie swojej pozycji wobec Północy właśnie za pomocą energii i surowców. Umowna (rozliczeniowa) bądź faktyczna waluta BRICS ma zostać oparta na koszyku surowcowo-energetycznym. Niezmiernie istotny jest tu aspekt aspiracyjny połączony z postkolonialnym poczuciem niesprawiedliwości. Narendra Modi, premier Indii, przemawiając na COP28 chyba najdobitniej przedstawił perspektywę krajów Południa, usiłujących teraz doścignąć rozwiniętą Północ: „Przez miniony wiek mała część ludzkości bezmyślnie wykorzystywała naturę. Ale to cała ludzkość płaci za to cenę, zwłaszcza mieszkańcy globalnego Południa”. Na COP29, który odbył się w tym roku w Azerbejdżanie, doszło już do otwartego starcia poglądów przeciwników i zwolenników paliw kopalnych — rzecz nie do pomyślenia kilka lat temu.
Wyraźnie zmienia się tu sentyment. Niemal każdego tygodnia słyszymy o kolejnym producencie aut wycofującym się z produkcji modeli EV, a przynajmniej mocno odsuwającym w czasie moment zaprzestania sprzedaży spalinowych. Goldman Sachs ogłosił, że wypisuje się z bankowego aliansu Net Zero. Goehring & Rozencwajg opublikował właśnie raport o ograniczeniach efektywności źródeł odnawialnych, skalujący w dół projekcje wykorzystania miedzi.
Obsługa gigantycznego długu publicznego narosłego w większości rozwiniętych krajów Północy jest tym kosztowniejsza, im wyższe są stopy procentowe, podniesione właśnie dla walki z inflacją. Inflacją, której nawrót stanowi nieuniknioną konsekwencję wzrostu cen energii. Zarazem wysoka inflacja to jedyna skuteczna metoda zniwelowania tych długów, nie związana z wojną czy podobnymi katastrofami.
We wszystkich tych wyzwaniach i konfliktach energia stanowi kluczowy czynnik. To nie tyle wspólny mianownik, co uniwersalna waluta rozliczania ryzyka i korzyści — jedyna reprezentująca wprost aspekt rzeczywistości.
Na najbardziej fundamentalnym poziomie owo zderzenie z rzeczywistością energetyczną stanowi weryfikację modelu polityczno-gospodarczego Europy. A szerzej — całego Zachodu tudzież Północy.
Weryfikacji może dokonać tylko to, co nie zależy od woli weryfikowanego: konkurent, wróg — lub real. Historia uczy, że niezmiernie rzadko udaje się uniknąć weryfikacji najboleśniejszej dzięki zaadaptowaniu się z odpowiednim wyprzedzeniem. Zazwyczaj społeczeństwa wyczerpują wpierw do ostatka ów bufor bogactwa pozwalający im ignorować rzeczywistość. I dopiero gdy już nie mają innego wyjścia, usiłują się zmienić, przystosować, przechodząc wówczas ekstremalnie dotkliwe reformy. Bywa, że jest już dla nich za późno. Ludzie jako jednostki potrafią planować lata, dekady naprzód; zbiorowości ludzkie przejawiają siłę woli małego dziecka.
Okrutny paradoks Europy polega na tym, że ona właśnie — jako zbiorowość polityczna, UE, kierowana przez przewidujące jednostki — zdobyła się na taką uprzedzającą zmianę. Tylko że sposób jej przeprowadzenia okazał się dalece niepraktyczny, a od weryfikacji tego sposobu uchyla się właśnie niczym dziecko zasłaniające sobie oczy przed nieprzyjemną jawą.
Zachód nie był przymuszony do tak ostrej weryfikacji od upadku komunizmu. W rywalizacji modelu komunistycznego z kapitalistycznym to nie kapitalizm pokonał komunizm — komunizm przegrał z rzeczywistością.