Światowy przemysł wciąż się rozwija. Końca dobrej passy dla producentów stali nie widać.
W tym roku cena stali na światowych rynkach przekroczyła 600 USD za tonę. Jeszcze dwa lata temu była blisko trzykrotnie niższa.
— Zmiany cen stali, a zwłaszcza wyrobów długich, są efektem gwałtownych wahań cen złomu — tłumaczy Andrzej Ciepiela, prezes Polskiej Unii Dystrybutorów Stali.
Dodaje on, że trudno obecnie przewidywać koniec trendu wzrostowego.
— Coraz wyższe ceny stali są z trudem akceptowane przez końcowych odbiorów. Wyjaśnienie tego zjawiska leży po stronie zarówno producentów stali jak i dystrybutorów, ale tak naprawdę sprawcą wzrostu jest wolny rynek, który nie poddaje się odgórnym, administracyjnym regulacjom — wyjaśnia Andrzej Ciepiela.
A na ów wolny rynek składa się wiele kluczowych czynników podbijających ceny stali.
Duży popyt, nowe rynki
Ogólnoświatowy wzrost gospodarczy i związane z tym zapotrzebowanie na stal jest katalizatorem wzrostu cen. Szacuje się, że w zeszłym roku popyt na stal wzrósł o 7 proc. Prognoza na ten rok to 6 proc. Po raz pierwszy zostanie przekroczona psychologiczna bariera 1 miliarda ton wyprodukowanej stali rocznie.
— Wzrost cen stali wynika z wielu czynników, jednak najważniejszą rolę odgrywają dwa z nich — rosnący popyt Chin i Indii na produkty stalowe oraz rosnące ceny surowców, czyli rud żelaza i węgla koksującego — podkreśla Franciszek Chowaniec, prezes Ispat Polska Stal.
Chiny zwiększają swoją produkcję o 20 proc. rocznie i w 2004 r. to właśnie stamtąd będzie pochodzić ponad 25 proc. wytwarzanej na świecie stali. Tym samym region Azji będzie wytwarzał prawie połowę światowej produkcji, choć jeszcze w 1990 r. ten wskaźnik wynosił mniej niż jedna trzecia.
Do tego dochodzi jeszcze rynek indyjski, na którym, zdaniem specjalistów, już wkrótce też można spodziewać się boomu na stal. Indie mają być kolejnym wielkim graczem na rynku — obecna produkcja to jednak zaledwie 35 mln ton przy populacji sięgającej prawie miliarda osób.
Zapasy i ich logistyka
Mimo że światowy popyt dynamicznie wzrasta, to jednocześnie na rynku hutniczym zachodzą zmiany, które nie przyczyniają się do dużej dynamiki wzrostu produkcji. Zakłady konsolidują się, a podaż wciąż próbuje dogonić popyt. Dodatkowym problemem są malejące zapasy rud żelaza i węgla koksującego. Przy tym ich dystrybucją na światową skalę zajmuje się jedynie kilka jednostek, co oznacza, że kłopoty jednej z nich mogą przysporzyć problemów całemu przemysłowi. Przykładem na to był pożar w kopalni węgla koksującego w Zachodniej Wirginii, który w połączeniu z ograniczeniem chińskiego eksportu spowodował czasowe zmniejszenie produkcji w części amerykańskich hut.
Przy rosnących apetytach na stal, zakłady hutnicze będą musiały „znaleźć” dodatkowe 60 mln ton rudy żelaza i 15 mln t węgla.
To zaś stanowi kolejne wyzwanie dla dystrybutorów i przewoźników. Tymczasem przemysł stoczniowy ma zajęte moce produkcyjne na następne kilka lat. Obecnie buduje się głównie tankowce i jednostki do przewozu gazu. Nowe statki służące przemysłowi stalowemu to ułamek produkcji. W tym roku zostanie zwodowanych około 30 takich jednostek.
— Między czerwcem 2003 a lipcem 2004 r. ceny transportu morskiego wzrosły o 50 proc. Jest to efekt nie tylko większego popytu na transport, ale przede wszystkim wzrostu cen ropy o 60 proc. — podkreśla Andrzej Ciepiela.
Przenosiny produkcji
Postępujący proces koncentracji hut to m.in. odpowiedź na azjatycką konkurencję, ale także na sygnały dochodzące z tego regionu. Dla producentów stali jasne jest, że zapotrzebowanie najszybciej będzie rosło właśnie w krajach o rozwijających się gospodarkach. Eksport stali z Europy, ze względu na koszty i czas, jest bez sensu. Tym bardziej że już teraz tradycyjni eksporterzy przyznają, że dają pierwszeństwo własnym, krajowym rynkom. Wyższość zaopatrzenia lokalnych rynków nad eksportem jest szczególnie widoczna w Rosji, Brazylii i Indiach, w efekcie import do UE spadł w pierwszej połowie 2004 r. w porównaniu z rokiem 2003 o 6,1 proc.
To, że „środek ciężkości” rynku stali przeniesie się do Azji, jest więc tylko kwestią czasu, tak samo jak alianse i konsolidacje. Obecnie pierwsza dziesiątka największych wytwórców kontroluje blisko 28 proc. rynku.
— Byłbym zadowolony, gdyby w ciągu najbliższej dekady 3 największe koncerny skupiły w swoich rękach około 20 proc. światowej produkcji zamiast obecnych 10 proc. — mówi Lakshmi Mittal, właściciel LNM.
W takiej sytuacji wielkie koncerny w sposób globalny będą miały większy wpływ na ceny i dystrybucję stali na świecie. Będą mogły nie tylko wzmocnić swoją pozycję finansową, ale też udoskonalić poszczególne etapy produkcji i transportu stali. A to ma, zdaniem analityków, pozwolić na zaspokojenie apetytów wschodzących rynków.