Egzorcyzmy Jeana-Michela Basquiata

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2016-02-09 22:00

Prace pełne demonów przewodzą prąd — z każdym elektryzującym rekordem po ciele kolekcjonera rozchodzą się dreszcze

Studio 54 i białe włosy Warhola — legendy amerykańskich nocnych klubów — przypomną o sobie inwestorom już na najbliższej aukcji w Sotheby’s, bo na licytację 10 lutego trafi kilka przykładów pop-artu, które wyjątkowo celnie streszczają swoje czasy. Osadzenie samego Warhola w płytkim kontekście barowych przyjemności nie byłoby może zbyt sprawiedliwe, ale jeśli z dawnej mapy nowojorskich klubów dobierzemy jeszcze Mudd Club, w którym regularnie bywał Basquiat, aukcyjny katalog od razu wyda się spójniejszy.

OCZAMI OPĘTANEGO:
OCZAMI OPĘTANEGO:
„Głowa szaleńca” Jeana-Michela Basquiata ma estymację do 6,5 mln GBP (37 mln zł), bo w 2013 r. sprzedana została za 6,6 mln GBP. Pochodzi z serii portretów, na których artysta zamazał właściwie każdy kawałek twarzy, poza pustymi oczami.
Sotheby's

Stopień bliskości artystów dalej pobudza wyobraźnię, ale zamiast śledzić ich wieczorną aktywność na czarno-białych fotografiach, wystarczy skupić się na związkach rynkowych. Obaj tworzyli zarówno prace wyceniane w milionach dolarów, jak i takie, które są cenowo dostępne dla większości kolekcjonerów — ale pomimo że słynna puszka z zupą Campbell wygląda na tańszej odbitce tak samo jak na drogim obrazie, nad inwestycją w grafikę trzeba się zastanowić dwa razy.

Wiele demonów

Początek pop-artu, którego symbolem jest właśnie puszka z zupą, przypada na lata 60., a więc na czas, w którym Basquiat przyszedł dopiero na świat. Zanim poznał Warhola, zajmował się głównie sztuką ulicy i dorabiał, sprzedając pocztówki, ale kiedy już zaczął malować, właściwie od razu stworzył wyjątkowo świeże w tamtych czasach połączenie wielu kontekstów — szarego Manhattanu, sztuki prymitywnej, wierzeń z Haiti i społecznej pozycji czarnoskórego artysty.

Inwestor, który do tej pory nie poświęcał takim mieszankom zbyt wiele czasu, wyraźnie skorzysta, przeglądając środowy katalog, bo jedną z pozycji śmiało można uznać za esencję całego dorobku malarza. Na licytację trafi składające się z pozornie przypadkowych bazgrołów płótno, na którym przypominająca czarny szkielet postać wyciąga do góry kościstą pięść, w otoczeniu różnych niezrozumiałych napisów. Gest figury odtwarza słynną protestacyjną pozę, jaką afroamerykańscy sportowcy zademonstrowali w 1968 r. na olimpijskim podium, a skrótowe dopiski odnoszą się do języka, którym nowojorscy bezdomni zostawiali sobie wiadomości na budynkach.

Nad czaszką postaci ciąży zarys prostokątnego kapelusza — to cylinder ojca wszystkich duchów śmierci, Barona Samedi, który, według wierzeń voodoo, spędzał czas na cmentarzach, przebrany za właściciela zakładu pogrzebowego. Przerażający szkieletowy bohater prezentuje więc wymierzony w rasistów gest, a cała scena rozgrywa się w otoczeniu kompletnych gryzmołów — co też nie jest bez znaczenia, bo szybkie pociągnięcia są przecież metodą sztuki ulicy, a ostro wibrujące, niezmieszane kolory miały wyzwalać energię czysto pierwotną. Wyceniane na 6-8 mln GBP (34-46 mln zł) przedstawienie powstało na kilka miesięcy przed tym, jak malarz śmiertelnie przedawkował heroinę.

Treść zupy

Opisywanie wątków jednego tylko obrazu Basquiata zajęłoby jeszcze sporo czasu, ale wniosek istotny dla kolekcjonerów i tak nie zmieniłby treści — obraz jest drogi głównie dlatego, że tym wszystkim opowieściom nie brakuje autentyczności.

Brawurowy styl malarza jest jednym z chętniej powielanych, ale wielokrotnie się zdarza, że przykładowy kontynuator Basquiata sprawnie przyswoił sobie tylko sam sposób obrazowania, ale gwałtowność gestów i energia kolorów nie niosą już za sobą ani treści, ani potencjału znaczącego wzrostu wartości. Przyglądając się ofercie najnowszej sztuki, poza echem dzikiego prymitywizmu dostrzeżemy, że nie przeterminowałasię też wspomniana zupa Campbell, której pop-artowy charakter ma niegasnącą moc inspirowania.

Spodziewana cena za oryginalny obraz Warhola wynosi dla najbliżej aukcji 4,5-6,5 mln GBP (26-37 mln zł), ale oprócz twórczości naśladowców inwestorzy z mniejszym budżetem mają do wyboru dostępne również na polskim rynku serie graficzne. Zupa Campbell prezentuje się na tych odbitkach tak samo, a kosztuje nawet 1,5-3,5 tys. zł — jej taniość jest jednak inwestycyjną pułapką, bo masowe nakłady grafik nęcą często znanymi nazwiskami, ale ceny są już dawno ustabilizowane.

Prace powielane, które przedstawiają rozpoznawalne na całym świecie motywy, spotykająsię z międzynarodowym popytem, więc płynność ich rynku jest dosyć wysoka, ale ogromna podaż z definicji wyklucza większe stopy zwrotu. Zakup ikonicznej zupy za kilka tysięcy złotych nie da nam może w najbliższym czasie zarobić, ale bez względu na cenę sama zupa jest dla konsumentów bardzo treściwa, bo skupia w sobie kompletną definicję pop-artowej sztuki.

Produkt znany Amerykanom ze sklepowych półek został wyniesiony do rangi uniwersalnego symbolu powojennego konsumpcjonizmu, co pokazało jednocześnie, że sama sztuka może być tak dostępna, jakby produkowano ją w fabryce. Żeby przesadnie nie oddalić się od Basquiata, warto zauważyć, że na najbliższej aukcji pojawi się też praca, którą Warhol odpowiadał na kontrowersyjny w latach 60. problem uśmiercania skazanych na elektrycznym krześle.

Utrzymane w szarościach „Małe krzesło elektryczne” wycenione jest na 3,5-5,5 mln GBP (20-32 mln zł) i powstało na wzór fotografii tego, na którym rzeczywiście przeprowadzano egzekucje. Inwestor, który nie zdąży zgłosić się na elektryzującą licytację, będzie miał jeszcze okazję, bo obraz przedstawiający to samo krzesło w zwielokrotnieniu wystawiony będzie przez inny dom aukcyjny w czwartek. W Bonhams spodziewana cena „14 małych krzeseł elektrycznych” to 4-6 mln GBP (23-34 mln zł), czyli równowartość około tysiąca powtarzających ten motyw grafik i jednego portretu Basquiata z całym rzędem zębów wyszczerzonych w prawdziwym obłędzie.